Prokurator prześwietli wiatraki
Prokuratura sprawdzi, czy wójt Grzmiącej nie złamał prawa wydając decyzję pozwalającą stawić wiatraki
Postępowanie wyjaśniające, czy nie doszło do popełnienia przestępstwa, prowadzone będzie po piśmie z Prokuratury Okręgowej w Koszalinie, która przekazała stosowne dokumenty do Szczecinka.
O co chodzi? O decyzję środowiskową wydaną przez wójta Tadeusza Hajkowicza inwestorowi chcącemu postawić farmę wiatrową koło Czech w gminie Grzmiąca. Bez takiej decyzji - dodajmy od razu pozytywnej - nie zostanie wydane w starostwie pozwolenie na budowę. Wcześniej swoją opinię musi wydać m.in. Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska.
- Dyrektor RDOŚ uznał jednak, że inwestycja zagraża środowisku naturalnemu, a w szczególności zagrożonym gatunkom ptaków, dla ochrony których na tym terenie utworzono obszar Natura 2000, i w efekcie w kwietniu 2015 roku odmówił uzgodnienia projektu inwestycji - mówi Anna Ratajczak ze Stowarzyszenia Sośnik, które ostro protestowało przeciwko wiatrakom w gminie Grzmiąca. I dodaje, że w tej sytuacji wójt powinien odmówić wydania decyzji.
Ekolodzy twierdzą jednak, że wójt jedynie zawiesił postępowanie, co było niezgodne z prawem i co potwierdziło Samorządowe Kolegium Odwoławcze. - Decyzja mimo to została wydana, co zaskarżyliśmy do SKO, które ją uchyliło i przekazało do ponownego rozpatrzenia.
Działacze Sośnika twierdzą, że wójt opatrzył decyzję klauzulą ostateczności i wydał inwestorowi z warunkami zabudowy, który na tej podstawie wystąpił w czerwcu 2016 o pozwolenie na budowę. I dodają, że pośpiech był spowodowany tym, iż w lipcu wchodziły w życie przepisy tzw. ustawy wiatrakowej - zgodnie z nimi elektrownie wiatrowe muszą stać od zabudowań ludzkich w odległości nie mniejszej niż 10-krotność wysokości wiatraka. Wiatraki koło Czech nie spełniłyby tego wymogu.
Ekolodzy ze Stowarzyszenia Sośnik uważają, że wójt Grzmiącej nie miał prawa wydać decyzji środowiskowej na budowę farmy wiatrowej.
- SKO uchyliło decyzję wójta - mówi Anna Ratajczak ze Stowarzyszenia Sośnik. - Starosta nie mógł postąpić inaczej jak tylko odmówić wydania pozwolenia na budowę.
Sprawą zainteresowała się prokuratura. „Wójt mijał się z prawdą tłumacząc w starostwie, że jego decyzja została wzruszona w trybie nadzwyczajnym po tym jak stała się ostateczna, bo tylko tak mógł uzasadnić opatrzenie dokumentu klauzulą ostateczności” - piszą ekolodzy. „Ale ta decyzja nigdy ostateczna nie była, bo zostało wniesione odwołanie, co potwierdził WSA rozpatrując skargę inwestora na decyzję SKO uchylającą decyzję”. - Trudno mi się odnieść do sprawy dotrzymania terminów wydania decyzji, zwłaszcza że ciągnie się to latami, a w międzyczasie zmieniały się przepisy i wszystko jest zagmatwane, dodam tylko, że sprawa jest w kolejnym odwołaniu - mówi wójt Tadeusz Hajkowicz. - Mogę zapewnić, że działałem zgodnie z prawem. Ale dla niektórych ludzi i tak jestem łapówkarzem. Działacze Sośnika bardzo źle przysłużyli się gminie. Żałuję, że nie powstanie farma w Czechach.