Przemysław Kossakowski: Od jedzenia robaków do leczenia innych sztuką
Kiedy ożenił się z Martyną Wojciechowską, media oszalały na ich punkcie. Chociaż próbował, to nie potrafił odnaleźć się w świecie celebrytów. Dlatego uciekł z dala od show-biznesu aż na daleką Lubelszczyznę.
Dał się zasypać ziemią w grobie i zapalić sobie ognisko na głowie. Spędził trzy dni w dżungli bez picia i jedzenia, biegał po grzbietach bawołów. Nic więc dziwnego, że programy, które realizował dla stacji TTV, oglądano z zapartym tchem. Dzięki nim zyskał sławę nieustraszonego podróżnika, rzucającego sobie coraz to śmielsze wyzwania. Wszystko zmieniło się, kiedy został prowadzącym „Zespołu w trasie”, podczas którego poznał bliżej świat ludzi z zespołem Downa. To sprawiło, że porzucił telewizję i otworzył ośrodek pracy twórczej Arterytorium w Wojsławicach na Lubelszczyźnie.
- To miejsce, w którym osoby z niepełnosprawnościami biorą udział w aktywnościach wokół terapii i sztuki. Mamy zajęcia z zakresu teatroterapii, muzykoterapii, plastykoterapii. Pierwszy sezon działalności Arterytorium zakończył się w sierpniu. Za kilka dni w naszym domu rozpoczną się szkolenia dla specjalistów z Ukrainy, którzy w tym trudnym czasie pracują z osobami w spektrum autyzmu. Cały czas się rozwijamy – mówił z pasją dwa lata temu.
Skacząc w zaspy
Przemek wychował się na częstochowskim blokowisku. Mieszkał w jednym pokoju z siostrą, bo w ich domu się nie przelewało. Mama wychowywała samotnie dwójkę dzieci, ponieważ ojciec zostawił najbliższych. Nauczył małego Przemka pływać i jeździć na rowerze - a potem zniknął. Aby uciec przed szarym światem Peerelu, chłopiec zaczytywał się w książkach Jacka Londona, wyobrażając sobie, że to on podróżuje przez zaśnieżoną Alaskę zaprzęgiem z psów husky.
- Dzieliłem pokój z siostrą: mieliśmy piętrowe łóżko, na które wchodziłem po to, aby skakać na podłogę. Układałem pryzmę poduszek, w które nie zawsze trafiałem. To nie musiało się dla mnie dobrze skończyć. Mieszkaliśmy w Częstochowie, na osiedlu z tzw. wielkiej płyty, gdzie skakałem w zaspy śniegowe z niedokończonych pięter budynków. Raz utknąłem na dwie godziny. Uratował mnie sąsiad, który przechodził przypadkiem – śmieje się w Onecie.
Mama chłopaka zajmowała się organizowaniem wernisaży malarskich w Częstochowie. Przemek miał więc od małego kontakt ze sztuką. Sam sięgnął po pędzel dopiero w maturalnej klasie, aby zaimponować dziewczynie, w której się zakochał. Ponieważ szło mu całkiem dobrze, postanowił zostać nauczycielem plastyki. Skończył miejscową uczelnię pedagogiczną i wyjechał do małego Rzepczyna, gdzie zaczął uczyć rysunku i fotografii.
Nie przestał jednak samemu malować – i początkowo nawet udawało mu się czasem sprzedać jakiś obraz. Kiedy popyt na jego dzieła zmalał, próbował zarabiać imając się dorywczych prac w kraju i za granicą. Chciał zapewnić lepszy byt sobie i żonie, jednak szło mu jak po grudzie. Często nie było go w domu, bo akurat zbierał cykorię w Niemczech lub grał na gitarze na jednym z placów Amsterdamu. Nic więc dziwnego, że w końcu żona go zostawiła, a on skończył w pośredniaku.
Nieustraszony obieżyświat
Kiedy wydawało mu się, że sięgnął dna, odezwała się do niego stara znajoma. Akurat została szefową stacji TTV i wpadła na pomysł, że Przemek mógłby przygotować dla niej jakiś ciekawy reportaż. Kossakowski podrapał się po głowie i wymyślił cykl programów o ludziach, którzy leczą niekonwencjonalnymi metodami. Pomysł się spodobał, dostał więc kamerzystę do pomocy i wyruszył na wschód Polski oraz na Ukrainę i Białoruś. Aby było ciekawiej, stwierdził, że pozwoli każdemu z uzdrowicieli testować jego metody na sobie.
- Pamiętam gościa, który zrobił mi masaż kręgosłupa drewnianym dłutem. Wsadzał mi je między kręgi i bił w nie z całej siły lub opierał się na nim. Wszyscy słyszeli, jak trzeszczały moje kości. Kiedy stamtąd wyszedłem, uznałem, że to było totalnie kretyńskie. Ten człowiek, co prawda, twierdził, że jego ręką kieruje Bóg, ale to przecież nie było żadną gwarancją tego, że nie wyjadę stamtąd na wózku inwalidzkim – wspomina w Plejadzie.
Cykl reportaży Przemka okazał się strzałem w dziesiątkę. Dostał więc większy budżet i pojechał w świat szukając niezwykłych wierzeń. I tutaj znowu pozwalał na sobie prezentować różne rytuały. Jadał robaki, dał się zakopać żywcem, robił sobie magiczne tatuaże, biegał po grzbietach bawołów i spędził kilka dni w całkowitym odosobnieniu w dżungli. Reportaże sprawiły, że zyskał w Polsce sławę nieustraszonego obieżyświata.
- Stojąc przed kamerą, mam wrażenie, że gram w filmie. Podczas nagrań przydarzają mi się doświadczenia dramatycznie różne od tego, z czym mam do czynienia na co dzień, przez co mam poczucie, że to nie dzieje się naprawdę. I nawet jeśli zdaję sobie sprawę z zagrożeń, to pokrętnie wierzę, że nic mi się nie stanie, bo biorę udział w czymś, co niewiele ma wspólnego z rzeczywistością – tłumaczy w Plejadzie.
Z dala od show-biznesu
Kiedy pewnego razu zaproszono Przemka do „Dzień dobry TVN”, usiadł na jednej kanapie z Martyną Wojciechowską. Para podróżników porozmawiała chwilę ze sobą po programie – i dopiero kilka miesięcy później ponownie odezwała się do siebie. Od słowa do słowa i niebawem połączyło ich uczucie. Kiedy potwierdzili je w mediach, plotkarskie portale nie dawały im spokoju. W 2020 roku Martyna i Przemek wzięli ślub. Trzy miesiące później Wojciechowska oznajmiła niespodziewanie na Instagramie, że się rozstali.
W mediach zaroiło się od domysłów. Martyna niejednoznacznie dała w oświadczeniu do zrozumienia, że to Kossakowski ją opuścił. Potwierdził to w 2022 roku sąd, orzekając rozwód pary z winy Przemka. Dopiero z czasem prawda wyszła na jaw.
W 2020 roku nieustraszony obieżyświat został prowadzącym program „Zespół w trasie”, w ramach którego podróżował po Europie z ekipą złożoną z młodych osób z zespołem Downa. Towarzyszyły im dwie psycholożki - w tym Patrycja Bartoszak. Kossakowski znalazł z nią szybko wspólny język i zakochał się na zabój. Kiedy program się skończył, postanowił rozstać się z Martyną i związać z Patrycją. Tak też się stało.
Mało tego: w 2022 roku Przemek podjął decyzję o wycofaniu się z show-biznesu, w którym od początku źle się czuł. Spokój i spełnienie znalazł prowadząc ośrodek pracy twórczej Arterytorium na Lubelszczyźnie. Pomaga mu w tym Patrycja – od kilku tygodni już jako jego trzecia żona.