Przetestowaliśmy rower elektryczny. Sprawdź, czy warto kupić [FILM, zdjęcia]
Łodzianie coraz częściej kupują rowery elektryczne - mówi Tomasz Śniegula ze sklepu Ecobike, w którym wypożyczyliśmy rower. Rower na prąd to jednak spory wydatek, bo ceny zaczynają się od 4 tys. zł. Jak jeździ się po Łodzi na rowerze elektrycznym? Sprawdziliśmy.
Jednoślad wagi ciężkiej
Przetestowaliśmy wersję trekkingową Ui5L City z 19-calową ramą. To model średniej wielkości z regulowaną kierownicą oraz siodełkiem, co sprawia, że pojazd „dopasuje” się do wyższych i niższych osób. W Ui5L City - jak w innych rowerach elektrycznych - silnik „zamknięty” jest w tylnym kole, a ważąca ok. 3 kilogramów litowo-jonowa bateria - w ramie. Te dwa elementy sprawiają, że bez pedałowania rower jedzie z prędkością nawet 34 km/h (polskie przepisy drogowe wymuszają blokadę prędkości do 25 km/h).
Elektryczne wyposażenie jest jednak dodatkowym obciążeniem i sprawia, że w całości aluminiowy rower waży prawie 24 kilogramy, czyli niemal dwa razy więcej niż tradycyjny!
Na kierownicy roweru zamontowany jest wyświetlacz LCD, na którym widać m.in. prędkość, liczbę przejechanych kilometrów oraz tryb wspomagania (łącznie jest ich 6). Obok zamocowana jest manetka gazu i przerzutki. Rower można używać bez uruchamiania silnika elektrycznego. Ui5L City kosztuje prawie 6,5 tys. zł.
Bez wysiłku pod wiatr
Jazda rowerem elektrycznym jest niemal bezwysiłkowa. Nawet podczas pedałowania przy włączonym silniku trudno się zmęczyć. Rower jest zrywny i do maksymalnej prędkości rozpędza się w kilka sekund. Jedzie się szybciej, ale w łódzkiej infrastrukturze drogowej trudno to wykorzystać. Rower zatrzymują „światła”, pasy, skręcające samochody i wyjeżdżające z zatok autobusy. Naprostym odcinku ul. Tatrzańskiej (od ul. Przybyszewskiego do ul. Broniewskiego) nasza reporterka trzy razy raptownie hamowała. Wspomaganie bardzo się przydaje przed skrzyżowaniami, na których jeszcze świeci się zielone światło, zwłaszcza gdy droga prowadzi pod górkę albo jedzie się pod wiatr. Walkę z „ciężkimi nogami” zastępuje wówczas jeden przycisk. Napęd elektryczny można lepiej wykorzystać na ścieżkach rowerowych. Odcinek al. Piłsudskiego (od skrzyżowania marszałków do ul. Sienkiewicza) przy sprzyjającym „zielonym” udało się nam pokonać w około minutę.
Energia, którą zaoszczędzimy w trakcie jazdy, przyda się podczas wnoszenia roweru poschodach. Jest naprawdę ciężki (najlżejsze ważą 19 kilogramów) i mało poręczny.
80 groszy za 100 km
Zużycie baterii zależy od wagi rowerzysty i sposobu jazdy. Wiadomo, że jazda na „szóstce” spowoduje szybsze zużycie. Na testowanym modelu pokonaliśmy ponad 18 kilometrów i zużyliśmy 20 procent baterii. Gdy się wyczerpie, należy ją podłączyć do ładowarki (tak jak telefon komórkowy). Po 4 godzinach jest naładowana.
- Średni koszt przejechania 100 kilometrów rowerem elektrycznym wynosi 80 groszy - mówi Tomasz Śniegula ze sklepu przy ul. Brzechwy. - Na tę samą trasę kierowca samochodu typu diesel wyda 36 zł, a auta benzynowego - 50 zł.