Przez 69 lat pracy zawodowej miał tylko 16 dni zwolnienia. Doktor Andrzej Łubkowski z Krakowa to najstarszy lekarz w Polsce
Gdy pacjenci dowiedzieli ze ich doktor ma przejść na emeryturę, dali na msze, aby nie przechodził. Wiara w tę boską pomoc utrzymywała ich długo w przeświadczeniu o swojej skuteczności , bo doktor Andrzej Łubkowski, tak szybko na emeryturę nie poszedł.
Doktor Andrzej Łubkowski z Krakowa to obecnie najstarszy lekarz w naszym kraju. Mimo ukończonych 91 lat nadal pozostaje w służbie Hipokratesa. Medycyna towarzyszy mu przez całe dorosłe życie, bo – co należy podkreślić – ani na chwilę nie odłożył na bok stetoskopu, nigdy nie przestał być czynnym zawodowo lekarzem. Swe powołanie (trudno w to uwierzyć!) realizuje nieprzerwanie już od niemal 70 lat. Zapewnia też, że są dwa miejsca, w których czuje się najlepiej: za kierownicą samochodu i w pracy wśród pacjentów.
Związany jest z Miejskim Specjalistycznym Szpitalem im. Gabriela Narutowicza w Krakowie jako specjalista medycyny pracy. Przyszedł tu kiedyś tylko na chwilę, na zastępstwo i trwa na swym posterunku już 19 lat. Zespół szpitala już cieszy się na niecodzienne wydarzenie – 20. lecie obecności nestora wśród tutejszych lekarzy. Doktor Łubkowski dba o profilaktykę, kontroluje badania okresowe, szczepienia, przyjmuje do pracy. Na szczęście nie musi wypełniać recept ani nie wypisuje skierowań, bo jest – jak mówi – lekarzem od profilaktyki. Zresztą nigdy nie lubił papierkowej roboty. Zdarzyło mu się nawet pełnić dyżur w Szpitalnym Oddziale Ratunkowym (Nie zastanawiałem się ani chwili, bo brakowało lekarzy, bardzo mnie o to proszono, więc jak mogłem odmówić! – wyjaśnia).
Medycyna pracy to pierwsza, ale niejedyna specjalizacja uwielbianego przez pacjentów i szpitalny personel doktora. Uzyskał ją pracując jako lekarz (lata 1963 – 1970) w legendarnej już Hucie im. Lenina (nazwa socjalistycznego molocha już od dawna, rzecz jasna, nie obowiązuje). Kolejne specjalizacje doktora to choroby wewnętrzne oraz reumatologia, której poświęcił największą część swej zawodowej kariery.
Początek
Nestor wśród polskich lekarzy przyszedł na świat w Toruniu w 1933 r. w rodzinie prawniczej. Zdając na studia nie mógł zatem liczyć na dodatkowe punkty, wykazując się pożądanym pochodzeniem. Kiedy rozpoczynał dorosłe życie, panował bowiem stalinowski terror. Studia prawnicze nie wchodziły w grę; jego ojciec był sędzią Sądu Najwyższego. Nawet gdyby dostał się na prawo, nie byłby tam mile widziany. Przyszły lekarz zdał jednak znakomicie maturę i ukończył medycynę. Był to czas, kiedy po studiach każdy absolwent tego kierunku otrzymywał nakaz pracy. Z przydziału trafił mu się Świeradów Zdrój, gdzie jako młody lekarz, ledwie po dyplomie, został mianowany dyrektorem zespołu sanatoryjnego. Pod koniec studiów ożenił się ze studentką historii, która do dziś jest jego żoną. (Na czwartym roku śluby odbywały się niemal co drugi dzień – wspomina. – To oczywiście były małżeństwa z miłości, ale trzeba wiedzieć, że single mogli liczyć zaledwie na pokój w szpitalu, małżeństwa zaś na mieszkanie).
Jubileusz
W czerwcu br. państwo Teresa i Andrzej Łubkowscy obchodzili siedemdziesiątą rocznicę ślubu, czyli tzw. kamienne gody (kamień symbolizuje trwałość i wytrwałość), a 11 września w Urzędzie Stanu Cywilnego w Krakowie odebrali medal za długotrwałe pożycie małżeńskie.
Jeszcze w latach studiów, a ściślej podczas studenckich praktyk rozpoczęła się długoletnia przyjaźń państwa Łubkowskich z wybitnym kardiochirurgiem prof. Antonim Dziatkowiakiem i jego żoną Hanną. Przyjaźń trwa do dziś, lecz zabrakło już prof. Hanny Dziatkowiak, znakomitej endokrynolog, która tak wiele dobrego zrobiła dla dzieci z cukrzycą. Doktor Łubkowski, młodszy o półtora roku od Dziatkowiaka, żartuje, że jest od niego starszy stażem.
Fascynujący życiorys tego najprawdopodobniej najstarszego wiekiem medyka w Polsce to materiał na grubą książkę. Zwiedził kawał świata jako… marynarz (Indie, Pakistan, Bangladesz, Nepal, Afryka Południowa). Kliniki i szpitale miały pod opieką statki, które podczas rejsu zawsze musiały mieć na pokładzie lekarza, bez medyka załoga odmawiała wyjścia w morze. Wśród chętnych do dalekich morskich podróży panowała rotacja i koledzy lekarze na co dzień w pracy zastępowali tego, który pełnił służbę na statku. Rejsy trwały zazwyczaj około pół roku. On trafił na dwa dziesięciotysięczniki, gdzie załoga liczyła ok. 30 osób. (Do Indii i Nepalu wieźliśmy lokomotywy, a z Bangladeszu parę tysięcy ton juty dla ówczesnej Czechosłowacji, z RPA ogromną ilość beczek spirytusu dla Cejlonu {dziś to Sri Lanka – przyp. red.}). Doktor Łubkowski przebywał też na kontrakcie w Iraku, a był to czas (lata 70., ubiegłego stulecia), kiedy nad Eufratem i Tygrysem pracowało wiele polskich firm. Dwa lata sprawował pieczę nad pracownikami podobnych kontraktów w Pakistanie. Był też rezerwistą w Czerwonych Beretach i co roku uczestniczył w wojskowych ćwiczeniach, z rozrzewnieniem wspominając dziś zgrupowania nad polskim morzem i na Mazurach. Kocha wojsko i zapewnia, że w kamaszach i mundurze czuł się znakomicie. Twarde wychowanie w niełatwych czasach no i pobyt w wojsku wykształciły w nim przydatne w zawodzie lekarza cechy: dyscyplinę, odporność psychiczną i wysokie wymagania stawiane samemu sobie. Ale też empatię i wrażliwość na cierpienie i potrzeby drugiego człowieka.
Ciekawość świata
Doktor Łubkowski to człowiek niezmiernie ciekawy świata. W tej jego fascynacji ludźmi i światem, w jego zachłanności na przygodę chyba niewiele się zmieniło od 1973 r., kiedy to, nie zważając na spartańskie warunki, w jednej chwili, zupełnie spontanicznie zdecydował się wziąć udział w szalonej wyprawie z grupą studentów na Saharę. Pretekstem było zapowiadane tam zaćmienie słońca. Na przełomie czerwca i lipca grupa studentów i naukowców z Towarzystwa Astronomicznego wyjechało z Krakowa 9,5 tonową ciężarówką przez Niemcy, Francję, Hiszpanię, Maroko, Algierię, aż pod Czad.
Doktor Łubkowski cieszy się, że Natura obdarzyła go dobrym zdrowiem. Dzięki temu może dalej pracować, bo, jak twierdzi, bycie lekarzem to sens jego życia.
Życzymy zatem doktorowi Andrzejowi Łubkowskiemu i jego małżonce Teresie wszystkiego co najlepsze, najwspanialsze, najpiękniejsze. A doktorowi dodatkowo jeszcze spokojnych dyżurów.