Psi fotograf z Poznania Błażej Kujawa, autor Dzikiej Foty: Czasami wyję jak wilk za obiektywem w nadziei, że pies na mnie spojrzy
Psi fotograf Błażej Kujawa, autor Dzikiej Foty przekonuje swoimi zdjęciami, że psy ze schroniska mogą być piękne. Za pomocą aparatu pomaga zwierzakom znaleźć kochający dom. - Gdy zawiąże się więź z psem, to dzieje się magia - mówi.
Bliżej panu do ludzi czy do zwierząt?
Błażej Kujawa: Cóż, jakiś czas temu zauważyłem, że faktycznie lepiej się czuję wśród zwierząt. Moje wieloletnie wizyty w schroniskach, czy w fundacjach prozwierzęcych pokazały mi, że lepiej odnajduję się wśród tych bezdomnych czworonogów niż wśród nawet swoich znajomych. Zacząłem nawet analizować ten swój stan pod kątem psychologicznym.
Pomoc bezdomnym zwierzętom to taka forma terapii?
Tak. Zauważyłem, że przy nich jestem po prostu sobą. Nie muszę nikogo udawać, uśmiechać się, jeśli nie mam na to ochoty. Przy nich jestem jaki jestem, czuję się bardzo swobodnie. Zauważyłem też, jak zwierzęta same reagują na mnie. Po prostu się przyjaźnimy. Przez lata udało nam się razem z żoną Gabrysią zbudować z tymi wszystkimi schroniskowymi zwierzętami relacje. Za nami tyle niesamowitych historii. Nasze działanie nie było stricte bezinteresowne.
Z jednej strony jeździliśmy do schronisk, pomagaliśmy im, przebywaliśmy z nimi, wyprowadzaliśmy je, karmiliśmy, oswajaliśmy je z człowiekiem, by dostać coś w zamian. Ten czas, który spędziliśmy z nimi, to faktycznie była tak super terapia. Umysł nam się oczyszczał, zapominaliśmy o codzienności, problemach, stresach. Tak jak one nas potrzebowały, tak my ich potrzebowaliśmy również.
Jak to się stało, że razem z żoną staliście się wolontariuszami, a dziś jest pan nadwornym fotografem psów?
Prowodyrką tego, jak nasze życie się potoczyło był... kot, który pojawił się u nas w domu. Zawsze lubiliśmy zwierzęta, długo się zastanawialiśmy nad tym, by jakieś mieć. Siostra żony znalazła znajdkę na ulicy. Kicia ostatecznie znalazła dom u nas i mieszka z nami do dzisiaj. Wywróciła nasze życie do góry nogami. Zaczęliśmy być bardzo wyczuleni na wszelkie zwierzęce tematy. Zgłaszaliśmy chęć pomocy do różnych fundacji. Z racji tego, że zawodowo jestem operatorem, początkowo oferowałem pomoc w nagraniach, przygotowywałem spoty na 1 procent. A później trafiliśmy na wolontariuszkę jednej z poznańskich fundacji, która poprosiła mnie bym sfotografował psy, które fundacja odebrała pod Poznaniem. Widok jaki zastaliśmy tam roztrzaskał nam serce na kawałki. Co tydzień odwiedzaliśmy tamte psy przez osiem miesięcy. Ratowaliśmy je, wychowywaliśmy, leczyliśmy. Psy, którymi się zajmowaliśmy, pochodziły od osób, które delikatnie rzecz ujmując, w ogóle o nie nie dbały, nie interesowały się nimi. To były zwierzęta, które przez lata były przywiązane łańcuchami, te łańcuchy zdążyły się im powyrzynać w karki. Dużo się wówczas działo, a ja oprócz normalnej opieki robiłem tym wszystkim czworonogom jednocześnie zdjęcia. Chciałem w ten sposób pokazać je i zachęcić ludzi do adopcji.
Rozumiem, że to był początek projektu Dzika Fota.
Na początku, kiedy się rozpoczęła moje przygoda z fotografią, robiłem zdjęcia psom głównie w boksach. Wówczas było mi najprościej takie zdjęcia zrobić, bo one przeważenie bały się człowieka, nie można się było do nich za bardzo zbliżać. Te zdjęcia też były w jakiś sposób fajne, ale smutne. Po jakimś czasie, gdy już z tą fotografią się bardziej zaznajomiłem, zacząłem więcej wymagać od siebie.
Podglądałem innych psich fotografów z całego świata, by zobaczyć jakim modelem może być pies, jak ludzie kombinują z takimi zdjęciami. Okazało się, że na to, by zrobić psu zdjęcie, jest wiele możliwości. Dlatego porzuciłem robienie zdjęć w klatkach, zacząłem myśleć, w jaki niesamowity sposób je pokazać, w lepszym, bardziej pozytywnym świetle.
Widzimy więc na pana fotografiach psa z koroną, na tronie, zainteresowanego piłeczką, czy buszującego w zbożu. Psy to wdzięczne modele? Łatwe do ułożenia?
Nie zawsze, bywają ogromne problemy. Fotografuję głównie psy skrzywdzone, ze schronisk, które boją się ludzi. Wtedy to nie jest tak, że zabieram psa z boksu, idę z nim na spacer i robimy te foty. Przeważnie jest tak, że najpierw zapoznajemy się z naszym modelem, zabieramy na pierwszy spacer, potem kolejny, czekamy aż się do nas przekona, sprawdzamy czy lubi smaczki, czy zna komendy. Badamy, czy i jak w ogóle jesteśmy w stanie z nim złapać kontakt. W znacznej mierze bowiem psy ze schroniska, kiedy zostaną wypuszczone z boksu na spacer są tak spragnione wolności, że przez pierwsze 20-30 minut na nic nie reagują. Dopiero potem się uspokajają i można z nimi przystępować do dzieła.
Co jest najlepsze w pana pracy? Moment uchwycenia takiego psa, czy to, że ktoś po obejrzeniu pańskich zdjęć podejmie decyzję o jego adopcji?
I to, i to. Samo robienie zdjęć jest super, bo ja nigdy do końca nie wiem jak to zdjęcie wyjdzie. Uchwycenie tej konkretnej pozycji, by pies spojrzał mi prosto w obiektyw jest bardzo trudne. Mam różne triki na to – trzymam smakołyki przy obiektywie, piszczałkę, by skierował wzrok w moim kierunku, czasami wyję, udaję wilka, bo może na to zareaguje. Z każdej sesji powstaje kilkaset zdjęć, ale tylko dwa-trzy nadają się do publikacji. Dla mnie to jest to więc za każdym razem olbrzymia niespodzianka, jakie zdjęcie udało mi się zrobić tym razem.
Nie ma tak, że pies usiądzie, spojrzy i już gotowe. Za każdym razem dużo kombinujemy, szukamy patentów, by uchwycić ten moment. Dodatkowo pies jest w stanie skupić się na sesji, na zabawie z nami 30-40 minut. Godzina to jest maks na zrobienie psu zdjęcia.
No i druga rzecz, z której czerpię także ogromną satysfakcję, a może i większą, to faktycznie gdy moje zdjęcie ma wpływ na dalsze losy zwierzęcia. Gdy zainteresuje się nim ktoś, gdy do schroniska rozdzwonią się telefony, by go adoptować. Takie historie też już przeżyliśmy. To było super.
Jest pan ojcem chrzestnym nowego domu dla Billego. To dziesięcioletni pies, który całe życie spędził w poznańskim schronisku. Dzięki publikacji w Dzikiej Focie, zainteresowaniu mediów, psiak znalazł dom.
To właśnie jest ta jedna z najpiękniejszych historii. Billy spędził dziesięć lat w schroniskowym kojcu. To straszny szmat czasu. A dla psa to prawie całe życie. Właśnie historia Billego nauczyła mnie, że każda forma pomocy zwierzakom jest potrzebna. My, ludzie, jesteśmy ich głosem. Zwierzak sam nie powie: „ej, źle mi, pomóż”. Człowiek sam musi to zobaczyć, chcieć pomóc. W schronisku jest masa wolontariuszy, którzy każdego dnia wykonują cudowną robotę, robią niesamowite rzeczy dla swoich pupili, starają się znaleźć wszystkim domy. W przypadku Billego nie wyobrażaliśmy sobie, że tak media i ludzie się nim zainteresują. To świadczy o tym, że o takim zapomnianym psie, o którym nikt nie pamięta, wystarczy tylko powiedzieć, by zyskał na nowo czyjeś zainteresowanie. Bo przecież my zrobiliśmy mu tylko zdjęcia, opisaliśmy je i ludzie sami zaczęli się nim dalej interesować. Super, że znalazł dom, jest teraz takim szczęśliwszym psiakiem.
Jak znaleźć złoty środek pomiędzy byciem wolontariuszem, a chęcią niesienia pomocy wszystkim zwierzętom? Nie da się wszystkich przygarnąć, a przecież chciałoby się. Nie doskwiera panu myśl, że to co robimy to wciąż za mało.
Oczywiście ta myśl pojawiała się, zwłaszcza w czasie epidemii, gdy byliśmy kompletnie odcięci od tych zwierząt i nie miały one wówczas szansy na znalezienie jakiegokolwiek domu. Przyznam, że z powodu naszego kota, który panicznie boi się psów, nie możemy sami adoptować psa. Ale myślę sobie też, że w momencie gdyby się pojawił pies w naszym życiu na stałe, wpłynęłoby to na te nasze schroniskowe psiaki, na czas który im poświęcamy.
Nie każdy też jest gotowy do adopcji zwierzęcia.
To boli bardzo, kiedy psiak wraca z adopcji. Bycie domem tymczasowym to pierwszy krok, by zabrać psa ze schroniska, fundacji, to już ogromna szansa dla niego.
Bo nieważne jak schronisko byłoby luksusowe, to każdy pies będzie w nim cierpiał, bo będzie mu brakowało człowieka.
Nie chcę generalizować, ale niestety, zauważam, że poziom wiedzy ludzi na temat psów jest bardzo przeciętny. Albo ludzie myślą, że psy ze schroniska to same kundle z trzema nogami, bez zębów, a tak oczywiście nie jest, bo są też przecież rasowe psy, przepiękne. Albo, że pies po przyjeździe do domu będzie wdzięczny, bezproblemowy i będzie się tylko tulił. A większości psów trzeba poświecić czas, trzeba nauczyć ich nowych rzeczy, popracować nad behawioralnymi zachowaniami. Człowiek, który psa chce adoptować, musi mieć tego świadomość. Czasami trzeba poświęcić szmat czasu, by wychować psa. Ale to poświęcenie jest warte tego. Gdy zawiąże się więź z psem, to dzieje się magia.
---------------------------
Zainteresował Cię ten artykuł? Szukasz więcej tego typu treści? Chcesz przeczytać więcej artykułów z najnowszego wydania Głosu Wielkopolskiego Plus?
Wejdź na: Najnowsze materiały w serwisie Głos Wielkopolski Plus
Znajdziesz w nim artykuły z Poznania i Wielkopolski, a także Polski i świata oraz teksty magazynowe.
Przeczytasz również wywiady z ludźmi polityki, kultury i sportu, felietony oraz reportaże.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień