Puchar świata w towarzystwie Jamesa Bonda
U nas jeszcze złota polska jesień, a w austriackich Alpach przygotowania do zimy już dawno ruszyły pełną parą. Fani białego szaleństwa mogą wybrać się już 22 i 23 października do leżącej w dolinie Ötztal miejscowości Sölden i być świadkami inaugurującego sezon Pucharu Świata w Narciarstwie Alpejskim, podczas którego rozegrany zostanie slalom gigant kobiet i mężczyzn. Ale do Sölden warto wybrać się też w innym terminie, bo na tamtejszych lodowcach da się świetnie bawić przez większą część roku.
W dolinie Ötztal znajdują się dwa lodowce Tiefenbach i Rettenbach, które sprawiają, że nawet jesienią i wiosną (sezon trwa od października do maja) można tu jeździć na nartach na trasach o zróżnicowanej trudności, poczynając od najłatwiejszych niebieskich, przez nieco trudniejsze czerwone, po czarne, na których decydują się szusować tylko najlepsi. Ale to nic nowego, bo przecież dzieje się tak we wszystkich alpejskich ośrodkach. Jednak tym, co wyróżnia tutejsze stoki jest ich szerokość. Sprawia ona, że w zasadzie nie ma niebezpieczeństwa, by jeden narciarz wjechał w drugiego.
Najwygodniej jest zacząć jazdę, wjeżdżając w centrum miasteczka na Giggijoch. Stamtąd wygodną kanapą można dostać się na Gaislachkogel, leżący na 3 tys. metrów n.p.m. I tu zaczyna się prawdziwa zabawa w zjazdy i przesiadki na kolejne wyciągi, których ilość trudno zliczyć. Gdy już się nimi nacieszymy, możemy przenieść się na lodowiec Rettenbach. W tym celu trzeba skorzystać z kilku krzeseł i gondoli Gletscherexpress, która dowiezie nas do podnóża góry. To właśnie tutaj tradycyjnie pod koniec października odbywają się zawody Pucharu Świata w Narciarstwie Alpejskim.
Gdy będziemy mieć szczęście, na tutejszych wyciągach, i to nie tylko w tym terminie, spotkamy znanych zawodników trenujących na czarnej trasie. Gdy jeszcze dopiszą nam siły, możemy przejechać się na nartach przez wydrążony w skale 165-metrowy tunel na lodowiec Tiefenbach. Tam na wysokości 3250 m. znajduje się platforma widokowa, z której możemy podziwiać niebywały wręcz widok na dostojne szczyty Tyrolu.
Górskie pościgi z agentem 007
Po takich emocjach, gdy zjedziemy do Sölden, pozostaje nam już tylko spacer po alpejskim kurorcie i odwiedzanie restauracji, w których serwowane jest pyszne, regionalne jedzenie. No chyba że po drodze natkniemy się na Daniela Craiga, który przypadkiem bawi w miasteczku, przypominając sobie sceny górskich pościgów, które kręcone były na wysokości 3048 m., na której znajduje się szczyt Gaislachkogel, tuż obok restauracji Ice Q. Trudno się dziwić filmowcom, że wybrali właśnie to miejsce. Szklana, nowoczesna bryła lokalu robi rzeczywiście niesamowite wrażenie. Tym bardziej że rozciąga się z niej bajeczny widok na pokryte śniegiem alpejskie szczyty i futurystyczny wyciąg. W „Spectre” widać, że agent 007 czuł się tu znakomicie. Nie ukrywam, że ja również, bo degustowanie znakomitych win, jakie znajdują się w tutejszych piwnicach należy do wielkich przyjemności.
Poza tym tuż obok znajduje się 007elements James Bond Cinematic Installation, czyli nowoczesne muzeum poświęcone agentowi jej królewskiej mości. Ten wydrążony w skale obiekt przypomina nowoczesny bunkier, do którego wchodzimy tunelem, by zanurzyć się w ciemności betonowych przestrzeni, to znowu trafić do jasnych pomieszczeń, gdzie przez szklane szyby wpada słońce, oświetlające wręcz filmowo alpejskie krajobrazy. Wizyta w muzeum zaplanowana jest niczym podróż przez naszpikowane elektroniką i gadżetami bondowskie światy. Odwiedzając multimedialne sale, za pomocą ruchu ręki możemy uaktywnić komputery, na ekranach których wyświetlane są kulisy powstawania filmowej serii. Przekonamy się tu, jak tworzono efekty specjalne, jak montowano poszczególne kadry, nakładając na siebie kolejne elementy, by uzyskać ostateczny kształt obrazu.
Możemy tam spędzić sporo czasu, chyba że nasz wzrok przyciągną oryginalne gadżety, którymi posługiwał się agent 007. A jest to choćby wybuchowy zegarek Omega czy złoty pistolet. Obok znajdziemy strój narciarski głównego bohatera, a nieopodal trafimy na wrak samolotu, który został podwieszony do sufitu i tworzy coś w stylu rozsypującej się instalacji.
Wódz Kartaginy kroczy przez Alpy
To nie ostatnia atrakcja jaka czeka na nas w Sölden. Raz na dwa lata odbywa się tam wyjątkowe przedstawienie (jak wszystko dobrze pójdzie najbliższe odbędzie się w 2024 r.), które upamiętnia przejście Hannibala przez Alpy. Działo się to zimą 218 roku p.n.e., podczas drugiej wojny punickiej, którą wódz Kartaginy postanowił wygrać, pokonując armię rzymską stacjonującą w dolinie Padu. Liczył na to, że przejdzie wysokie góry przy pomocy słoni. Ale one w zimowych warunkach padały jak muchy.
Teraz artyści starają się zrekonstruować te wydarzenia. W widowisku, które odbywa się na lodowcu Rettenbach, uczestniczy ponad 500 aktorów, którzy przybywają zarówno na nartach, jak i na skuterach śnieżnych i…spadochronach. Ci, którzy przyjeżdżają na ratrakach i motorach, tańczą na śniegu swoisty taniec wokół wyrzeźbionych z lodu słoni, wydobywanych z mroku przez mocne reflektory. Wśród gór rozbrzmiewa muzyka, mrok nocy rozświetlają sztuczne ognie, a śmigłowiec powoduje wirowanie śniegu. Sam wódz Kartaginy przylatuje niczym pan i władca świata przymocowany do helikoptera, w otoczeniu myśliwców, demonstrując tak swoją siłę, której potęgę wzmacniają ogromne rzeźby słoni w lodzie.
Świat kryształów Swarovskiego
Będąc w Sölden szkoda nie pokusić się o wyprawę do znajdującego się tuż pod pobliskim Innsbruckiem muzeum Swarovskiego. Zrobi ono wrażenie nie tylko na miłośnikach błyskotek. Zaproszono tutaj wybitnych artystów z całego świata, by przygotowali swoje instalacje, oczywiście wykorzystując do tego słynne kryształki. Wszystko zaczyna się w otoczonym górami parku, gdzie nad basenem z czarną wodą z 600 tys. błyszczących kamieni stworzono kryształowe chmury. Woda jest tu specjalnie czarna, by świecidełka mogły się w niej odbijać w różny sposób w zależności od pory dnia i roku.
Do środka muzeum zaprasza gigantyczna maska z kryształów, z ust której wylewa się woda. Gdy znajdziemy się w jej wnętrzu, od razu trafiamy do błękitnej sali, gdzie możemy zobaczyć nie tylko gigantycznych rozmiarów kryształ, ale i otaczające go dzieła sztuki takich twórców jak Salvador Dali, Andy Warhol czy Niki de Saint Phalle (oczywiście wykonane z kryształów Swarovskiego). A dalej robi się jeszcze ciekawiej. Wchodzimy do mechanicznego teatru, gdzie przywieszone do sufitu jeżdżą różne elementy garderoby, na małej scenie tańczą spodnie z lampasami z kryształków, a obok wiruje stolik, przy którym siedzi dwóch dżentelmenów. Później czeka nas kryształowa grota, kryształowy las czy bosko śpiewająca Jessye Norman odziana cała w kryształy. To miejsce, z którego naprawdę trudno wyjść. A wracać chce się wielokrotnie, tak jak do Sölden.