Marzenia mam nielimitowane - mówi Katarzyna Kołeczek, aktorka, która próbuje robić filmową karierę na Zachodzie
Kiedy Renée Zellweger po raz pierwszy ukazała się światu jako Bridget Jones, a głośna ekranizacja powieści Helen Fielding w mig stała się światowym bestsellerem, Katarzyna Kołeczek miała 17 lat. To właśnie w tym okresie, grywając na rozmaitych szkolnych uroczystościach, zakochała się w scenie i powoli dojrzewała do decyzji, aby związać z nią przyszłość. Wierząc w siebie, śniła o aktorskiej karierze, lecz gdyby ktoś wówczas powiedział, że kiedyś stanie u boku największych kinowych gwiazd i zagra np. w kontynuacji „Dziennika Bridget Jones”, ciężko byłoby jej zachować powagę.
Niedawno do kin weszła trzecia część przygód zakręconej panny Jones. Z wciąż znakomitą Zellweger, Colinem Firthem, ale i... Kasią Kołeczek, która wcieliła się w rolę członkini grupy punkowej.
W pogoni za snami
Korzenie Katarzyny sięgają Podkarpacia - dziadek 31-letniej dziś aktorki pochodził z Kołaczyc pod Jasłem, ojciec sporą część życia spędził w Rzeszowie. Jej serce od początku tętniło jednak rytmem warszawskim. W rodzinnej dla mamy stolicy urodziła się, wychowała i uczyła. Tutaj zdawała na studia aktorskie, ale nie dostała się za pierwszym razem.
- Po falstarcie coś trzeba było robić i zaczęłam studiować socjologię. Szybko jednak stwierdziłam: muszę uczynić wszystko, by drugie podejście na wymarzony kierunek zakończyło się sukcesem - mówi Katarzyna Kołeczek. - Przygotowałam się tak solidnie, że przystępując do egzaminu, nie miałam wątpliwości - uda się. I się udało. Czas studiów na Akademii Teatralnej w Warszawie do dziś wspominam z dużym sentymentem.
Dyplom obroniła w 2008 r. i z marszu dostała etat w Teatrze Polskim (obecnie już w nim nie gra, występuje m.in. w Och-Teatrze i Klubie Komediowym). W pewnym momencie zapragnęła jednak czegoś więcej.
- Podczas wakacji pojechałam na warsztaty aktorskie do Berlina, zagrałam tam w spektaklu i nagle stwierdziłam: czemu by nie ruszyć dalej? Byłam głodna nowych doświadczeń - opowiada. - Od małego uczyłam się angielskiego i bardzo chciałam grać właśnie w tym języku. Znalazłam w sieci ogłoszenie o castingu dla dziewczyn do komedii romantycznej „Cup Cake”, kręconej w Irlandii Północnej przez Colina McIvora. Po dosyć nietypowych przesłuchaniach za pośrednictwem Skype’a, które trwały chyba ze trzy miesiące, wybrał właśnie mnie. I tak wcieliłam się w postać dziewczyny ze Wschodu, która szukając pracy w Wielkiej Brytanii, ostatecznie zostaje ciastkarką. Film „Cup Cake” w Polsce znany jest jako „Cukiernia pod Babeczką”. To był mój debiut na dużym ekranie - dodaje Kasia.
Od małego uczyłam się angielskiego i bardzo chciałam grać właśnie w tym języku
W trakcie zdjęć pod Belfastem poznała Michelle Fairley (znana z roli Lady Stark w serialu „Gra o tron”), która pomogła rozkręcić jej karierę na Wyspach, m.in. załatwiając agenta. - Bez Michelle zapewne nie byłabym tu, gdzie jestem - wyznaje Polka.
Chociaż Wielka Brytania „od pierwszego wejrzenia” mocno ją porwała, nie zdecydowała się opuścić Polski na stałe. Krążyła między Warszawą, gdzie realizowała się w teatrze, a Londynem, gdzie wychodziła ku marzeniom o wielkich rolach. W 2012 roku otrzymała angaż w filmie „May I Kill U?”, którego głównym bohaterem jest psychopatyczny policjant (w tej roli Kevin Bishop). Zagrała ofiarę handlu kobietami. Jeszcze w tym samym roku znalazła się w obsadzie serialu BBC „Father Brown”, opowiadającego o losach zakonnika detektywa (Mark Williams, znany z „Harry’ego Pottera”). Zagrała jego gospodynię.
Na planie z gwiazdami
Przed angażem do „Bridget Jones 3” zgromadziła na swym koncie wiele aktorskich doświadczeń w Polsce i za granicą. Widzowie znad Wisły kojarzyli ją m.in. z seriali „Na dobre i na złe”, „Na Wspólnej”, „Julia”, „Ojciec Mateusz” czy „Hotel 52” oraz filmów „Sztuczki”, „Listy do M”.
Była gotowa na podbój świata, chociaż, jak sama przyznaje, rola w wielkiej hollywoodzkiej produkcji mocno ją zaskoczyła.
- Na casting wyrwałam się z planu innego filmu i szybko zapomniałam o „Bridget”. Nagle po trzech miesiącach telefon i niedowierzanie - śmieje się Katarzyna Kołeczek.
Zdjęcia do „Bridget Jones 3” dostarczyły jej niezapomnianych przeżyć. Zwłaszcza pogawędki z Renée Zellweger i Colinem Firthem.
- To był świetny czas. Ludziom się wydaje, że aktorzy z Hollywood to wielkie, niedostępne dla innych gwiazdy. A to z reguły przemiłe, fantastyczne osoby - opowiada aktorka. - Podczas kręcenia „Bridget” Renée i Colin nie byli odseparowani od reszty aktorów, cały czas byliśmy razem. Na koniec dnia zdjęciowego serdecznie się z nimi uściskałam. Pierwszy raz miałam wtedy jednoczesny kontakt z dwojgiem zdobywców Oscara, poczułam, że spotkało mnie wielkie wyróżnienie. Bardzo ciepło wspominam też zeszłoroczne zdjęcia z Jimem Carreyem. On również jest niesamowicie miły. Opowiadał, jak to w trakcie wizyty w Krakowie poszedł pobiegać i omal nie zabił go smog (śmiech), podzielił się też przeżyciami z Auschwitz.
Wierzy, że przed nią jeszcze mnóstwo filmowych przygód. Jej marzenia, jak podkreśla, są nielimitowane.
- Marzy mi się m.in. rola w polskiej fabule i serialu w Anglii, typu „Gra o tron”. Liczę, że świetny angielski i opanowanie zarówno akcentu brytyjskiego, jak i amerykańskiego sprawią, że się uda - wyznaje.
Niedawno była blisko zagrania w serialu „Wikingowie” („W castingu poległam na ostatniej prostej”). Zamierza również realizować się w telewizji, została właśnie współprowadzącą programu „Zatrzymaj chwile” w TVP 1.