Pustki w szkole bez dzieci
Narasta konflikt w sprawie społecznej szkoły w Płokach. Rodzice nie posłali uczniów na zajęcia. Przekonują, że stracili zaufanie do fundacji, która prowadzi dziś szkołę. Nie chcą jej tu.
Nad Szkołą Podstawową z oddziałem przedszkolnym w Płokach pod Trzebinią ze zebrały się czarne chmury. Placówkę prowadzi Fundacja na Rzecz Edukacji, ale straciła zaufanie rodziców przeszło setki dzieci.
W ubiegłym tygodniu dorośli nie posłali pociech do szkoły przez trzy dni. Domagają się odsunięcia od szkoły trzech członków organu założycielskiego placówki, czyli Stefana Adamczyka, sołtysa i byłego szefa Chrzanowskiej Izby Gospodarczej, jego syn Łukasza, dyrektora szkoły oraz prezesa Roberta Rzeźniczaka, który pracuje w prywatnym przedsiębiorstwie Adamczyków.
- Straciliśmy do nich zaufanie - twierdzą rodzice uczniów ze szkoły w Płokach.
Na konflikcie cierpią dzieci
Rodzice zarzucają władzom placówki, że co chwile zmienia kadrę pedagogiczną, co źle wpływa na postępy w pracy uczniów.
- Nie było szans na stworzenie więzi podczas nauki, co jest bardzo ważne w wychowaniu młodych ludzi - twierdzą rodzice i nauczyciele.
Jak dodają przepadało ponadto wiele zajęć, bo nie zawsze udawało się w szybkim czasie zastąpić jednego nauczyciela drugim.
W miniony piątek odwiedzili oddział „Gazety Krakowskiej” i prosili o pomoc. Są zdesperowani. - Albo Adamczykowie przekażą budynek szkoły nowemu stowarzyszeniu, które utworzyliśmy specjalnie po to, by zarządzać placówką, albo przeniesiemy nasze dzieci do innych szkół. Wtedy i tak trzeba będzie zlikwidować tę wiejską w Płokach - grzmią chórem nauczyciele i rodzice.
Zastrzegają, że nie chcą, by ich wieś nie miała szkoły podstawowej.
Szalę goryczy przelały wieści o tym, że nauczyciele są zastraszani w placówce. Rodzice dowiedzieli się o tym w sierpniu podczas spotkania z gronem pedagogicznym.
Szkole grozi likwidacja
Okazało się też, że ówczesna pani dyrektor Anita Kurzawska była tylko pionkiem w grze. Nie miała dostępu do finansów szkoły, wpływu na stabilność kadry pedagogicznej.
W tym czasie wyszły na jawy kolejne sprawy. Jedna dotyczyła strychu szkoły, którą jej władze niedawno wyremontowały, by stworzyć pokój nauczycielski i salki do nauki. Okazało się, że poddasze nie zostało odebrane przez inspektorów budowlanych i jest tak samowolą.
Subwencja na szkołę wypłacana przez gminę Trzebinia wynosi miesięcznie ok. 90 tys. zł, czyli ok. 1 mln zł rocznie gmina mogłaby przekazać do innych szkół.
Kolejny problem dotyczył zatrudnienia dwóch nauczycieli plastyki i techniki bez kwalifikacji.
Mediacje zakończą wojnę?
Łukasz Adamczyk, dyrektor zarządzający szkołą i jego ojciec czują się zaszczuci.
- W Trzebini utworzyła się grupa, która chce usuną z rynku. Wszystko przez plotki o tym, że mój ojciec Stefan Adamczyk zamierza kandydować na burmistrza - twierdzi jego syn Łukasz.
Przekonuje, że to on i ojciec uratowali szkołę w Płokach, która została zlikwidowana przez gminę.
- Pracowałem tutaj dzień i noc, także w niedziele. Gdy trzeba było przetykałem toalety, odśnieżałem. Poświęciliśmy z ojcem tej szkole mnóstwo serca. Nie po to, by ją oddać pod politycznymi naciskami - twierdzi Adamczyk. Jeśli zostanie podstawiony pod ścianą przekaże szkołę.
- Ale niezależnej osobie, albo fundacji - mówi. Na czwartek zaplanowano mediacje. Będą rodzice, nauczyciele, władze szkoły i miasta.