Kazimierz Turkiewicz

Razem przeciw bolszewikom. Jak Ukraińcy pomagali Polakom w 1920 roku

Petlura i Piłsudski Petlura i Piłsudski
Kazimierz Turkiewicz

Ja was przepraszam, panowie. Ja was bardzo przepraszam. Tak nie miało być - tymi słowami marszałek Józef Piłsudski zwrócił się w maju 1921 roku do grupy internowanych u nas ukraińskich oficerów.

Rzeczywiście: nie tak miało być. Gdy nieco ponad rok wcześniej, w nocy z 21 na 22 kwietnia 1920 roku podpisano tak zwaną umowę warszawską, zwaną też układem Piłsudski-Petlura, nikt nie przewidział takiego rozwoju wydarzeń.

Umowa ta oznaczała zawarcie sojuszu antybolszewickiego i równocześnie uznanie przez Polskę Ukraińskiej Republiki Ludowej (na jej czele stał ataman Symon Petlura). Parę dni później zawarto stosowną konwencję wojskową.

Na Kijów!

Ofensywa z udziałem ukraińskich oddziałów ruszyła nocą z 24 na 25 kwietnia.

Piłsudski chciał sprowokować wroga do stoczenia walnej bitwy na prawym brzegu Dniepru. Zamierzał całkowicie rozgromić siły bolszewickie i zapewnić w ten sposób sojuszniczej Ukraińskiej Republice Ludowej czas i możliwości zorganizowania swojego państwa i sił zbrojnych. Co z kolei umożliwiłoby przerzucenie głównych sił polskich z Ukrainy na północ od Prypeci i zwycięskie zakończenie wojny z Rosją bolszewicką.

Polsko-ukraińskie wojska bardzo szybko przesuwały się na wschód; na ogół bez większego problemu i przy niewielkich własnych stratach rozbijano siły Armii Czerwonej, do niewoli brano tysiące jeńców.

Już 7 maja sojusznicy praktycznie bez walki weszli do opuszczonego przez bolszewików Kijowa. Dwa dni później odbyła się wspólna polsko-ukraińska uroczysta defilada na Chreszczatyku, głównej ulicy Kijowa. W Polsce zapanowały entuzjazm i duma, Piłsudskiego przyrównywano do Chrobrego.

Rzecz w tym, iż triumf miał znaczenie głównie w wymiarze symbolicznym. Nie udało się bowiem sprowokować wroga do stoczenia wspomnianej walnej bitwy. Gros bolszewickich sił wycofało się na lewobrzeżną Ukrainę. Nie doszło do planowanego zdruzgotania Armii Czerwonej. Wkrótce zresztą armie bolszewickie przeszły do kontrofensywy. 5 czerwca nastąpiło przełamanie polskiego frontu na południe od Kijowa. Siły polsko-ukraińskie zmuszone zostały do odwrotu na zachód. Cofano się bez paniki, w sposób zorganizowany, z częstymi kontratakami.

Niestety, ten szybki odwrót z Kijowa oznaczał jednocześnie załamanie planu wzmocnienia się Ukraińskiej Republiki Ludowej. - Realnie Ukraińcy mieli około sześciu tygodni na zorganizowanie administracji, w tym aparatu mobilizacyjnego i przeprowadzenie mobilizacji. To bardzo mało - zauważa prof. Jacek Legieć, historyk z Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach. - W niektórych okolicach mobilizacja dała co prawda dobre efekty, ale władze ukraińskie nie były w stanie nie tylko ubrać i uzbroić, ale nawet żywić zmobilizowanych rekrutów. Nie mówiąc już o właściwym ich szkoleniu. Nic więc dziwnego, że większość z nich rozeszła się do domów - dodaje.

Bitni, choć nieliczni

Jak przypomina prof. Legieć, armia ukraińska była jedyną armią, która walczyła po stronie polskiej od początku do końca kampanii 1920 roku. Stała się symbolem polsko-ukraińskiego braterstwa broni. - Z wojskowego punktu widzenia można powiedzieć, że armia ta stanowiła ekwiwalent dobrej polskiej dywizji, chociaż z racji dużej liczby karabinów maszynowych miała od tej ostatniej większą siłę ognia (oczywiście pod warunkiem posiadania odpowiedniego zapasu amunicji). Żołnierze ukraińscy nawet w przypadku oskrzydlenia czy perspektywy otoczenia nie ulegali panice (co niestety było udziałem niektórych formacji polskich) i dobrze czuli się w walkach manewrowych - ocenia historyk.

I dodaje: - Gdyby nie było armii ukraińskiej dla utrzymania ciągłości frontu, jej pozycje musiałaby obsadzić któraś z polskich dywizji. I tej dywizji mogłoby zabraknąć pod Warszawą czy Lwowem - konkluduje.

Spośród walk toczonych przez ukraińskie oddziały prof. Jacek Legieć wyróżnia zwłaszcza dwa momenty. Pierwszy z nich to przełom lipca i sierpnia 1920 roku, kiedy dowództwo armii ukraińskiej bez oporu zgodziło się na obsadzenie znacznie dłuższego odcinka frontu naszej 6. Armii, co pozwoliło skierować 18 DP do działań przeciwko 1 Armii Konnej Budionnego.

Drugi moment to połowa sierpnia 1920 roku. Był to czas, kiedy armia ukraińska była najsłabsza liczebnie, a mimo to obsadzała ok. 150 km linii frontu na jego południowym skraju, zabezpieczając ważny szlak łączący Polskę z rumuńskim sojusznikiem.

Kres niepodległości

Zatrzymanie bolszewickich wojsk przed Warszawą w połączeniu z polskim kontruderzeniem znad Wieprza zdecydowanie przechyliło szalę na naszą korzyść. Reszty dopełniła zwycięska bitwa nadniemeńska. 12 października polskie oddziały weszły do Mińska. To Polska odniosła bezapelacyjne zwycięstwo w tej wojnie. I jednocześnie ocaliła Europę przed bolszewikami.

Rozpoczęte wkrótce polsko-bolszewickie rozmowy rozejmowe niestety oznaczały w zasadzie początek końca nadziei na niepodległą Ukrainę. A tak zwaną kropkę nad i postawił traktat pokojowy między Polską a Rosją sowiecką, zawarty w Rydze w marcu 1921 roku. Ukraina na długie lata stała się jedną z sowieckich republik, niepodległość odzyskała dopiero w 1991 roku.

Dodajmy, iż już po wejściu w życie wspomnianego polsko-bolszewickiego układu rozejmowego (18 października) oddziały petlurowców - na własną rękę - podjęły jeszcze walkę, ale przy tak wielkiej dysproporcji sił musiały wycofać się do Polski, gdzie zostały internowane.

Część ukraińskich sojuszników pozostała w Polsce, część wyemigrowała do innych krajów.

Symon Petlura przez jakiś czas zamieszkiwał w Polsce, którą opuścił pod koniec 1923 roku. Później przebywał w Budapeszcie, Wiedniu, Genewie i wreszcie osiadł w Paryżu. Tam 15 maja 1926 roku zginął z rąk zamachowca Szolema Szwarcbarda, najprawdopodobniej inspirowanego przez sowieckie specsłużby.

Kilkanaście dni wcześniej miał u nas miejsce zamach majowy. Niektórzy na Kremlu zapewne obawiali się, że dojście do władzy Józefa Piłsudskiego może oznaczać odnowienie polsko-ukraińskiego aliansu.

Przywracanie pamięci

Szkoda, że Symon Petlura nie został jak dotąd należycie doceniony. Dotyczy to zwłaszcza strony ukraińskiej. Co oczywiście nie znaczy, że Polacy nie mają sobie nic do zarzucenia.

- Na to, że Symon Petlura nie zajął należnego mu miejsca w pamięci zbiorowej Ukraińców, wpłynęło długotrwałe oddziaływanie sowieckiej propagandy, która od lat dwudziestych przywódcę Ukraińskiej Republiki Ludowej obsadzała konsekwentnie w roli jednego ze swoich głównych „szwarccharakterów” - uważa prof. Jan Jacek Bruski, historyk z Uniwersytetu Jagiellońskiego. - Określenie „petlurowiec” stosowane było jako inwektywa, używana na zmianę ze zbitkami „ukraiński nacjonalista” i „pachołek imperializmu”. Niestety, po uzyskaniu przez Ukrainę niepodległości w 1991 roku okazało się, że Petlura nadal nie za dobrze wpisuje się w linię koncyliacyjnej polityki historycznej, która miała pogodzić nacjonalistycznie nastrojone środowiska z Ukrainy zachodniej z tkwiącymi nadal mentalnie w czasach sowieckich „wschodniakami” - dodaje prof. Bruski.

Zaznacza, że układ Piłsudski-Petlura jednoznacznie pozytywnie odbierany był (i jest do dzisiaj) jedynie po polskiej stronie. - Dla Ukraińców jego zawarcie było aktem politycznego pragmatyzmu, dającym szansę ocalenia niepodległości - ale za wysoką cenę. Była nią zgoda na poważne koncesje terytorialne na rzecz Polski - tłumaczy krakowski historyk.

W jego ocenie w ostatnich latach sytuacja ulega jednak zmianie. - W przestrzeni publicznej zaczęły pojawiać się miejsca pamięci związane z Petlurą, jego imieniem nazwano m.in. jedną z ważnych ulic Kijowa (dawniej imienia Kominternu) - wskazuje jeden z przykładów takiej zmiany.

Zdaniem prof. Bruskiego przywracanie pamięci o Petlurze, o wspólnej walce przeciw rosyjskiemu imperium jest dzisiaj - jak nigdy wcześniej - ważne. - Współczesny sojusz polsko-ukraiński ma znacznie trwalsze, znacznie bardziej naturalne podstawy. Ukraińców i Polaków dzielą co najwyżej wspomnienia historyczne, ale nie realne interesy - zauważa prof. Bruski, który jednocześnie przestrzega przed ewentualnym narzucaniem stronie ukraińskiej polskiego punktu widzenia i polskiej narracji.

Wiedzy nigdy za mało

Warto chyba dodać, iż historycy po obu stronach granicy starają się poszerzać wiedzę obu społeczeństw o doniosłym akcie pojednania i współpracy, jakim był sojusz Piłsudski-Petlura.

- Jest to między innymi jedno z zadań powołanej do życia cztery lata temu polsko-ukraińskiej komisji historycznej - wyjaśnia prof. Jan Jacek Burski, współprzewodniczący tej komisji.

Jak informuje profesor, komisja zorganizowała już kilka konferencji naukowych, opublikowała dwujęzyczną pracę zbiorową na temat Petlury i pierwszy tom mało znanych dokumentów dotyczących polsko-ukraińskiego sojuszu w 1920 roku.

Historycy historykami, ale chyba nic nie stoi na przeszkodzie, by tematem zajęli się również polscy i ukraińscy politycy czy publicyści.

Ale to po wojnie. Teraz pierwszoplanowe jest skuteczne odparcie rosyjskiej agresji.

Kazimierz Turkiewicz

Komentarze

14
Komentowanie artykułu dostępne jest tylko dla zalogowanych użytkowników, którzy mają do niego dostęp.
Zaloguj się

syuv

Może jeszcze jeden fragment z artykułu p. Rękasa, który będzie jakąś formą odpowiedzi na tytułowe pytanie „Jak Ukraińcy pomagali Polakom w 1920 roku” — jak i nawiązaniem do zacytowanych (na samym dole) wspomnień gen. Dowbór-Muśnickiego:

„Andrij Dołud, ukraiński „socjaldemokrata” (tak jak Petlura…), w Armii Halickiej organizator kozackiej bandy im. Iwana Gonty, rzeźnika z Humania, uczestnik ofensywy czortkowskiej, tej do której wzywano „Pamiętaj, żołnierzu ukraiński, że Lach to najgorsza gadzina, jaka istnieje w Europie i że ta pijawka będzie przeciwko Tobie, chociażby Ty ją nie wiedzieć, jak ogrzewał. Pamiętaj, że Lachy zawsze byli, są i będą wrogami ukraińskiego narodu i państwa. Dlatego pomagaj każdemu, kto walczy z Lachami [..]
Wezwanie to Dołud gorliwie wypełniał, co nie przeszkodziło mu w stopniu pułkownika służyć w wojskach petlurowskich, jako dowódca tzw. 5 Dywizji Chersońskiej. Tej samej, która dzierżyła rekord największej jednorazowej dezercji. Jednej nocy, z 25. na 26. sierpnia 1920 r. zwiało 800 naszych dzielnych sojuszników, 1/3 stanu osobowego „Dywizji”. Podczas II wojny m.in. dowódca Ost-Nachschub-Bataillon 651 w służbie niemieckiej, następnie w kolaboracyjnych formacjach kozackich, wreszcie w Ukraińskiej Armii Narodowej Szandruka, tej rozgrzeszonej potem i uratowanej dla Anglosasów przez Andersa. Tuż przedtem aktywnie przygotowywał niemiecko-ukraińskie akcje dywersyjne na tyłach frontu przeciw Armii Czerwonej i Polakom.”

syuv

Obszerny fragment artykułu Konrada Rękasa „Petlurowcy – sojusznicy hitlerowskich Niemiec”. Zachęcam do przeczytania całości!

„Nigdy nie pytajcie kobiety o wiek, mężczyzny o zarobki, a petlurowców co robili w latach 1939-45. Zafiksowanie propagandy historycznej III RP na próbach odkrycia jakichś „dobrych Ukraińców” zawsze bowiem kończy się tak samo – celebracją nazistowskich kolaborantów, zaangażowanych w akcje antypolskie.

Klęknięcie prezydenta Andrzeja Dudy przed pomnikiem bojców Ukraińskiej Republiki Ludowej to prosta kontynuacja takiego samego hołdu, złożonego w czerwcu 2019 roku przez prezydencką małżonkę, Agatę Kornhauser-Duda w nekropolii wzniesionej ku czci m.in. Ukraińskiej Armii Galicyjskiej, mordującej Polaków w latach 1918-19 (i później) oraz SS Hałyczyna i innych gierojów Ukrainy. Tamten gest wstrząsnął przynajmniej częścią Kresowian, jednak przypisana Petlurze (nieprawdziwa) kategoria „pro-polskiego” – ułatwia rozgrzeszanie skłonów w kierunku jego samego i jego ludzi. W tym i tych, którzy nabrawszy się polskiego żołdu – wybrali następnie służbę w nazistowskich mundurach, czynnie wystąpili przeciw niedawnym „polskim sojusznikom” i brali udział w zbrodniach wojennych oraz ludobójstwie. Wielu z polskością walczyło zresztą już w okresie międzywojennym.

Przyglądając się im nie bądźmy zdziwieni, że przed włożeniem uniformów Waffen-SS i/czy wstąpieniem do UPA – nosili mundury Wojska Polskiego. Był to skutek umowy zawartej już w sierpniu 1926 r. między Piłsudskim, a generałem chorążym Wołodymerem Salśkym, reprezentującym petlurowskie „władze na uchodźstwie”. Świeżo po zamachu majowym marszałek chodził jeszcze karnie na pasku Londynu i posłusznie przygotowując się do kolejnej wojny z Sowietami – wpuścił do naszej armii Ukraińców. Z wojny na szczęście nic nie wyszło, Piłsudski się Anglikom chociaż częściowo urwał, ale piąta kolumna petlurowskich przyjaciół została. Oto garść ich życiorysów.
[..]
I na koniec wisienka na torcie – Ołeksandr Petlura, rodzony brat samozwańczego „głównego atamana”; oczywiście oficer Armii URL. Po wojnie z bolszewikami major 1 Pułku Piechoty Legionów w Wilnie, ukochanej jednostki marszałków Piłsudskiego i Śmigłego-Rydza. Pod okupacją niemiecką prowadził kolaboracyjną gazetę „Wołyń” w Równem, związaną ze zdominowaną przez banderowców Ukraińską Radą Powierniczą przy niemieckiej Grupie Armii Środek. Misję swą pismo Petlury przedstawiało następująco: „Dziś, uwolnieni krwią i pracą niemieckiego wojownika ze straszliwych kajdan 23-letniej moskiewsko-żydowskiej, azjatyckiej niewoli, my Ukraińcy z dumnie uniesionymi czołami zwracamy ku nowej Europie, ku Europie, która powstała w genialnym umyśle Wielkiego Europejczyka – Adolfa Hitlera. Wierzymy w taką Europę, głosimy taką Europę, od 23 lat marzymy o takiej Europie, za taką Europę przelano morze najcenniejszej ukraińskiej krwi!”. Cholera, to zupełnie tak jak dzisiaj. Gdyby tylko podmienić Bidena i Johnsona za Hitlera, a na użytek zewnętrzny wygumkować tych Żydów – ten petlurowski manifest mógłby wygłosić choćby i Wołodymyr Zełeński!

Wszystkie te historie słabo pasują do wizji niezłomnych sojuszników Polski, którym w naszym kraju stawia się pomniki [..] Mimo wszystkich eufemizmów, z których mogłoby wynikać, że lata 1939-45 zeszły petlurowcom na uprawie ogródków i co najwyżej niewinnej działalności społecznej i charytatywnej – byli to w ogromnej masie niemieccy kolaboranci i czynni naziści. A skoro część z nich została, niestety, oficerami Wojska Polskiego, składając przysięgę Rzeczypospolitej – to także zdrajcy. I tym zdrajcom i mordercom Polaków prezydent RP, Andrzej Duda właśnie złożył przyklękając wieniec.”

jozef.jagiello61

Komentarz ciekawszy od artykułu!!!!

syuv

Inni też zauważają niedorzeczność takiej „narracji” — oto fragment z felietonu Wielguckiego („Matki-Kurki”):

„[..] wydaje się, że prezes Kaczyński, porównując dzisiejszy konflikt zbrojny na Ukrainie do „Cudu nad Wisłą”, rozbił bank. Zdaniem prezesa Ukraińcy robią dokładnie to samo, co zrobili Polacy w 1920 roku i to jest takie przekroczenie granic, że dalej z tym towarzystwem iść się nie da. Ktokolwiek zna historię na poziomie „Grunwald 1410”, ten wie, że w 1920 roku pod drugiej stronie Wisły stali bolszewicy, a wśród nich pokaźna, jeśli nie największa reprezentacja sowieckiej republiki ukraińskiej. Podobnie zresztą było w przypadku „wyzwalania” Polski i wszystkich zbrodni dokonanych w trakcie „wyzwalania”.”

syuv

Chciałbym także dodać, że stręczenie nam petlurowców jako „towarzyszy broni” to nie jest najszczęśliwszy pomysł, żebyśmy czasem nie zostali obciążeni ich „dokonaniami” — cytuję fragment publikacji z „Rzepy”:
„Obrazu antysemickiego zezwierzęcenia dopełniają okres I wojny światowej, a zwłaszcza wojny domowej lat 1917–1920, podczas której Ukraina usiłowała wybić się na niepodległość. Co prawda, Żydów mordowali nie tylko Ukraińcy, ale także bolszewicy i biała armia Denikina. Komuniści wsławili się dwukrotną falą pogromów. Po raz pierwszy, gdy pod naporem niemieckiej armii Kajzera opuszczali Kijów. Po raz drugi, gdy uciekali po klęsce warszawskiej (wtedy w mordach wsławiła się 1. Konna Armia Budionnego). Nikt jednak nie przebił strzelców siczowych Semena Petlury oraz szeregu niezależnych bandytów – atamanów, którzy wspólnie dokonali ponad 500 pogromów. Zresztą Petlurę w 1926 r. dosięgła ręka sprawiedliwości. Został zastrzelony w Paryżu przez żydowskiego mściciela Szolema Szwarcbarda.

Podsumowując, w latach 1917–1920 zginęło od 50 do 100 tys. Żydów ukraińskich, a postęp techniczny widoczny także w dziele fotografii pozwolił udokumentować formy bestialstwa, które odtąd staną się znakiem rozpoznawczym ukraińskich nacjonalistów. Od obdzierania żywcem ze skóry, przez prucie brzuchów ciężarnych kobiet, po cięcie ludzi na części przy użyciu narzędzi gospodarskich, takich jak siekiery i piły. Jak wskazują historycy, sąsiedzkie mordy miały głównie charakter bytowy, czyli wynikały z zazdrości o stan żydowskiego posiadania. Ukraińcy w swojej masie byli przecież chłopami, którym przez myśl nie przyszła możliwość pokojowej rywalizacji i poprawy własnego losu poprzez zdobywanie wykształcenia i podwyższanie statusu majątkowego oraz społecznego. O wiele prostsze były morderstwa i ekspropriacja. Ukraińcy byli w tym dziele wspierani przez prawosławnych i unickich duchownych, a od czasu powstania Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów – także przez politycznych ideologów szowinizmu i rasizmu. Choć w świetle przytoczonych przykładów nie przeczy to tezie, że ounowski antysemityzm wyrósł na więcej niż urodzajnej glebie historii.”

syuv

„Ukraińcy w przeszłości wykazali tylko zdolność do buntów i wybitnie bydlęcych ekscesów. Było tak za czasów polskich i za panowania rosyjskiego. Posiadają oni w naturze 'bakcyl’ stałej anarchii. Nie wierzę aby kiedykolwiek mogli przetworzyć się w coś wartościowego dla ludzkości lub spokojnie współżyć z innymi sąsiadami, a w pierwszym rzędzie z Polską. Cokolwiek było w tym narodzie wartościowego, to albo przyłączyło się do Polski albo się zrusyfikowalo. … [Ukraińcy] są cisi i pokorni ale z nimi nie poszedłbym na niebezpieczeństwo, bo zabiją i uciekną albo tylko uciekną. ” (Józef Dowbor-Muśnicki, „Moje Wspomnienia” str 423, Wyd. Zysk i S-ka, 2013).

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2023 Polska Press Sp. z o.o.