Sterylizacja na kółkach to dobry pomysł na problemy wielu gmin

Czytaj dalej
Fot. Eliza Kwiecień
Magda Hejda

Sterylizacja na kółkach to dobry pomysł na problemy wielu gmin

Magda Hejda

Z pieniędzy uzbieranych z 1 proc. podatku wolontariusze kupili STERYLKOWÓZ, czyli mobilną salę operacyjną.

Dzięki wolontariuszom Jędrzejowskiego Stowarzyszenia Obrona Zwierząt tysiącom psów i kotów zostanie oszczędzone cierpienie, poniewierka, śmierć w przydrożnym rowie, w reklamówce wyrzuconej do rzeki, w schronisku. To zwierzęta, które nie urodzą się, bo ich niedoszłe psie i kocie mamy są sterylizowane. Obrońcy zwierząt z Jędrzejowa pokazali moc 1 procenta podatku przekazanego na rzecz organizacji pożytku publicznego.

Z pieniędzy uzbieranych z podatku wolontariusze kupili STERYLKOWÓZ czyli salę operacyjną na kółkach.

Przyczepę o powierzchni 12 m kw przystosowaną i wyposażoną w sprzęt do wykonywania zabiegów kastracji i sterylizacji. Są w niej dwa niezależne stanowiska operacyjne, a zamontowany w środku system klatek pozwala zwierzętom na wybudzanie się po zabiegu w spokoju i komfortowych warunkach.

- Nasz sterylkobus jest drugą tego typu przyczepą w Polsce - mówi z dumą Agnieszka Lechowicz prezeska SOZ. Prototyp działa od sześciu lat w województwie zachodniopomorskim w ramach programu MOPSIK. Jego właścicielem jest lekarz weterynarii Daniel Figiel z Barlinka.

Siła 1 procenta

- Zwykle z przekazanego podatku dostawaliśmy 30 tys. złotych. Z tych pieniędzy płaciliśmy rachunki w lecznicach weterynaryjnych za leczenie, sterylizację i profilaktykę uratowanych zwierząt - mówi prezeska jędrzejowskiego SOZ. - W zeszłym roku na nasze konto wpłynęła rekordowa kwota - 84 tysiące złotych. Uznałam, że trzeba ją spożytkować na coś co będzie służyło zwierzętom przez lata. Pomysł na salę operacyjną w przyczepie przyszedł mi do głowy jesienią - mówi wolontariuszka.
Nie wiedziała, że w Polsce funkcjonuje już takie rozwiązanie. Zaczęła w internecie szukać potencjalnego wykonawcy i odkryła gabinet na kółkach w Barlinku. Daniel Figiel chętnie podzielił się swoimi doświadczeniami, projektem, wskazał producenta przyczepy.

Agnieszka pojechała na akcję sterylizacji, którą lekarz prowadził w Poznańskiem. Wykonanie przyczepy kosztowało ponad 66 tys. złotych, ale to tylko puste ściany, które trzeba było wypełnić niezbędnym i drogim sprzętem.

- Projekt z Barlinka dostosowaliśmy do naszych potrzeb, dodaliśmy na przykład klatki do wybudzania zwierząt. W środku nie ma okien, więc mąż Agnieszki opracował system wentylacji - sprawdza się znakomicie. Oczywiście w przyczepie jest też klimatyzacja.

Stowarzyszenie Obrona Zwierząt prowadzi akcję na terenie województwa świętokrzyskiego.

Tam gdzie nie ma lecznic

Zaczęli z końcem marca w Jędrzejowie, wysterylizowali 13 czworonogów, głównie koty. To była próba generalna przed wyjazdem w teren, bo sterylkobus ma docierać przede wszystkim tam, gdzie nie ma lecznic, do ludzi, których nie stać na opłacenie sterylizacji swojego zwierzaka, do osób, które nie mają czym zawieźć czworonoga do lecznicy oddalonej czasem wiele kilometrów od ich miejscowości.

Wolontariusze mówią: przede wszystkim chcemy pojawiać się tam gdzie nie dojeżdża PKS. Sterylizacja i kastracja odbywa się w soboty i niedziele, w porozumieniu z gminą, która musi zagwarantować miejsce do parkowania, dostęp do prądu, zapewnić odbiór odpadów medycznych, a wcześniej poinformować mieszkańców o akcji i stworzyć listę osób zainteresowanych kastracją swoich zwierząt. Czasem zdarza się, że gminy nie są skore do współpracy, w przeciwieństwie do mieszkańców, którzy od lat na tym terenie pomagają zwierzętom i wtedy to oni organizują wszystko za gminę.

Mniej niechcianych szczeniaków

Od 2 kwietnia sterylkobus działa w terenie, akcja odbyła się już w Czermnie, Brodach, Masłowie, Pawłowie, Chęcinach. Lekarze zrobili 198 sterylizacji i kastracji, a to znaczy, że blisko dwieście zwierząt nigdy nie urodzi niechcianych miotów. W czasie zabiegów okazało się, że 40 samic było w ciąży, o czym właściciele oczywiście nie wiedzieli.

Licząc, że kotka minimum rodzi 3- 4 kocięta, to dzięki akcji na świat nie przyszło 160 osesków, które zostałyby utopione, a jeśliby jakimś cudem przeżyły, powiększyłyby rzeszę bezdomnych psów i kotów.

- Akcja skierowana jest do ludzi niezamożnych, ale zdarza się, że ktoś podjeżdża mercedesem - mówi Agnieszka. - Nikomu nie odmawiamy, bo ważna jest każda sterylizacja.

Nieplanowane szczeniaki i kocięta trafiają na ulicę, albo do schronisk również z bogatych domów. Trwałe pozbawienie płodności to jeden z najlepszych sposobów zapobiegania bezdomności, ale lekarze często ratują zwierzakowi życie. W czasie operacji usuwają nowotwory narządów płciowych, listwy mlecznej, ropomacicza, przepukliny.

Czworonogi są trwale znakowane za pomocą wszczepienia mikroczipa z numerem, rejestrowanym w ogólnopolskiej bazie danych, co umożliwi identyfikację zwierzęcia w przypadku porzucenia lub zaginięcia. Akcja ma też wymiar edukacyjny. Wolontariusze rozmawiają z ludźmi, mówią o konieczności humanitarnego traktowania, zapewniania opieki weterynaryjnej, informują o przepisach.

Dobre przyjęcie

Urzędnicy w gminach reagują raczej pozytywnie bo mają świadomość, że taka akcja to dla samorządu to mniejsze koszty na zapewnianie opieki bezdomnym zwierzętom. Jeśli urodzi się mniej zwierząt domowych, to mniej będzie bezdomnych, którymi musi zająć się gmina.

- Spotykamy się z dobrym przyjęciem, poza jednym incydentem - mówi Agnieszka Lechowicz. - W Brodach pojawił się lekarz weterynarii, który zarzucał nam, że zabieramy chleb miejscowym weterynarzom, ostrzegał, że wykonywanie zabiegów poza stacjonarną lecznicą jest przestępstwem, groził doniesieniem do izby - lekarsko weterynaryjnej. Na ogół właściciele zwierząt doceniają, to co robimy. Wójt Pawłowa prosił, żebyśmy przyjeżdżali częściej, kto wie, może gmina pomoże w częściowym sfinansowaniu zabiegów. Czasem mieszkańcy zapraszają ekipę na obiad, ostatnio ktoś przyniósł nam dwadzieścia jajek - śmieje się Agnieszka.

Nieraz człowiek robi kilka kursów i w skrzynce po jabłkach przynosi do sterylizacji kolejne koty, które dokarmia. To budujące - mówi wolontariuszka. - Każdy właściciel dostaje od nas darmo leki, które ma podać zwierzakowi, tłumaczymy jak opiekować się psem czy kotem po zabiegu, oprócz wszystkie zalecenia dajemy na piśmie. Dzięki zestawowi klatek właściciel dostaje już wybudzonego psa, albo kota.

- Na każdą akcje musimy wcześniej uzbierać około pięciu tysięcy złotych: to honoraria dla lekarzy, koszt materiałów, benzyny - mówi prezes SOZ .

Właściciele zwierząt nie płacą za usługę. Agnieszka Lechowicz z mężem pracują charytatywnie, są na każdej akcji, przeznaczają na to weekendy. - Zdarza się, że lekarze zaczynają sterylizację o ósmej rano, a my kończymy sprzątać sterylkobus o dwudziestej. Nieraz są wykończeni, ale wiedzą, że to co robią ma sens. - Schroniska to podkładanie wiaderka pod cieknący kran, my mamy klucz, żeby zamknąć dopływ wody. Klucz czyli sterylkowóz - mówi Agnieszka Lechowicz.

Potrzebna zmiana prawa

Sterylkowóz gwarantujący nadzór na zwierzętami w okresie rekonwalescencji przydałoby się nie tylko w Małopolsce, ale też w każdym województwie.

Akcję jędrzejowskich wolontariuszy można wesprzeć wolnymi datkami:

Stowarzyszenie Obrona Zwierząt

75 2490 0005 0000 4500 7398 2092

ul. 11 Listopada 29, 28-300 Jędrzejów z dopiskiem: darowizna - mobilna sterylizacja

Magda Hejda

Od 1991 r. związana z Telewizją Kraków. Od 1993 roku prowadzi autorski program „Kundel bury i kocury”. Od kilku lat ma autorską kolumnę w „Gazecie Krakowskiej” pod takim samym tytułem. Widzisz tragedię zwierząt? Zadzwoń 12 688 8241, napisz: kundel@tvp.pl

Magda Hejda

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.