Renesans dziennikarstwa. Każdy zna się na mediach publicznych

Czytaj dalej
Marek Twaróg

Renesans dziennikarstwa. Każdy zna się na mediach publicznych

Marek Twaróg

Tak zwany skok na media publiczne to rytuał każdej nowej władzy. Tak robiła Platforma Obywatelska, tak robili weseli chłopcy z SLD (niekiedy rękami PSL-u), tak robił PiS przy pierwszym podejściu w 2005 roku. Nic nowego. Za każdym razem pojawiali się nowi wybitni eksperci, którzy o dziennikarstwie mieli pojęcie wyłącznie w kontekście polityki i stołków, o których marzyli.

Już wiem, jak czuje się lekarz lub trener piłkarski, gdy każdy nieuk sufluje mu dobre rady (bo wiadomo, że na medycynie i futbolu zna się w Polsce każdy). Gdy pacjent wykłóca się, że wie lepiej, jaką terapię zastosować, po czym twierdzi, że z pewnością wszyscy lekarze to łapówkarze. Albo gdy każdy kibic, co to dwa razy w życiu kopnął piłkę, wie wszystko na temat taktyki drużyny, a jak mu coś nie pasuje, to krzyknie „sprzedaliście mecz”.

Dziś pewnie tak czują się dziennikarze i ludzie mediów. Głównie dziennikarze mediów publicznych, ale rykoszetem dostają też ci z mediów prywatnych. W wielkiej narodowej debacie o mediach nie liczy się doświadczenie zawodowe, kompetencje, liczba stworzonych tytułów czy programów, dbałość o etykę zawodową, a na końcu - nie liczy się rozum. Liczy się to, kto głośniej krzyknie „nierzetelność!” albo „media kłamią!”, ewentualnie zapyta grzecznie: „Kto ci płaci, szmato?”.

Oto każdy polityk z trzeciego szeregu wie dziś dobrze, jak oddzielać informacje od komentarza, wie, co to mityczne standardy BBC, zna się na finansowaniu mediów. Albo ten nieudacznik - spójrzmy, jaki dziś wyrywny - przez lata wyrzucany z każdej redakcji, dziś poucza „kolegów z branży”, bo liczy, że na fali zmian ktoś się na nim pozna. Albo ten smarkacz, który ledwie dwa teksty napisał na słusznym blogu, ale już czuje się stworzony do bycia naczelnym najważniejszych programów informacyjnych w telewizyjnym prime time.

Tak zwany skok na media publiczne to rytuał każdej nowej władzy. Tak robiła Platforma Obywatelska, tak robili weseli chłopcy z SLD (niekiedy rękami PSL-u), tak robił PiS przy pierwszym podejściu w 2005 roku. Nic nowego. Za każdym razem pojawiali się nowi wybitni eksperci, którzy o dziennikarstwie mieli pojęcie wyłącznie w kontekście polityki i stołków, o których marzyli.

Dziennikarze na to po części zasłużyli. Robili i robią głupoty. Nie mają nawet żadnej sensownej organizacji korporacyjnej, która broniłaby ich przed zalewem bredni, jakie wygłaszają wszyscy „znawcy”, co gorsza, część tych bredni pochodzi od ludzi z quasistowarzyszeń dziennikarskich.

Zawsze jednak zastanawia, jak nisko w tych wszystkich dyskusjach ocenia się najważniejszych w tym tzw. systemie komunikacji (nadawca - komunikat - odbiorca), czyli widzów, słuchaczy, czytelników. Dla nich bowiem nie przewiduje się żadnej roli w ocenie jakości mediów. Politycy z „ekspertami” poukładają wszystko za nich. Choć właściwie może nie powinno to dziwić. W końcu to szykowany na szefa TVP Jacek Kurski jest autorem bon motu o „ciemnym ludzie, co [wszystko] kupi”.

Marek Twaróg

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.