Rodzice „chłopca z Cieszyna” skazani

Czytaj dalej
Fot. Lucyna Nenow
Teresa Semik

Rodzice „chłopca z Cieszyna” skazani

Teresa Semik

Matka Szymka z Będzina usłyszała wczoraj karę 10 lat pozbawienia wolności, a jego ojciec - 12 lat. Sąd Okręgowy w Katowicach skazał ich za zabójstwo.

Ta historia wstrząsnęła całą Polską. 7 lat temu w Cieszynie znaleziono ciało 2-letniego chłopca. Jak się potem okazało, to syn pary z Będzina. Dwa lata policja szukała sprawców tragedii małego chłopca. Wczoraj jego matka, dziś 45-letnia Beata Ch., i jej o rok starszy partner, Jarosław R. zostali skazani za ciężką zbrodnię - zabójstwo, z zamiarem ewentualnym. Godzili się na śmierć syna, który umierał wskutek zapalenia otrzewnej po uderzeniu w brzuch. A ta choroba zwykle prowadzi do zgonu. Wyrok jest surowy. Czy rodzice mogli nie rozpoznać zagrożenia? - zastanawiał się sąd i oparł się głównie o opinie biegłych lekarzy.

- Powodem niepójścia z dzieckiem do lekarza nie był brak wiedzy na temat choroby, ale to, że na jego ciele były sińce od urazów. Oskarżeni obawiali się, że lekarz zawiadomi organy ścigania. Czekali, aż te ślady znikną. 22-miesięczne dziecko nie było okazem zdrowia, rodzice o tym wiedzieli. Słyszeli jego krzyk, bo manifestowało, że jest chore - uzasadniał wyrok sędzia Piotr Pisarek.

Prokurator Arkadiusz Jóźwiak jest zadowolony z przyjętej przez sąd kwalifikacji prawnej - zbrodni zabójstwa, zgodnej z aktem oskarżenia. Rozważy, czy wnieść apelację, ale tylko co do wysokości kary. Żądał po 15 lat dla obojga oskarżonych rodziców.

Obrońcy Beaty Ch. są pewni złożenia apelacji. - Skoro sąd przyjął, że to ojciec uderzył dziecko, a matka nie udzieliła mu pomocy, gdy było chore, to różnica w karach jest zbyt mała - uważa mec. Michał Ergietowski. Jego zdaniem, błędnie sąd zastosował artykuł 148 paragraf 1, czyli zbrodnię zabójstwa.

Szymek został uderzony tak, że pękło mu jelito cienkie, wdało się ropne zapalenie otrzewnej, wystąpiły objawy wstrząsu septycznego. Umierał trzy dni w męczarniach; z gorączką, wymiotami, biegunką, zaburzeniami w oddawaniu moczu, z narastającą dusznością, bo wdało się także zapalenie płuc. Szpital w Będzinie był oddalony od ich mieszkania zaledwie o 420 m. Zdaniem biegłych lekarzy z Katowic, „bezzwłoczne udzielenie pomocy medycznej stwarzało uchwytne szanse na uratowanie zdrowia i życia dziecka”. Przed śmiercią chłopczyk płakał z powodu bólu brzucha, a jeśli przestawał płakać, to z powodu zaniku świadomości. A nie dlatego, że nie wyglądał na specjalnie chorego, jak przekonywali sąd oskarżeni rodzice.

Biegli z Gdańska, którzy też przygotowali opinię w tej sprawie, zasugerowali, że zmiany na ciele chłopca świadczą prawdopodobnie o „zespole dziecka maltretowanego”.

Nieżyjącego syna jego rodzice wywieźli z Będzina w bagażniku auta i wrzucili w Cieszynie do stawu. Towarzyszyły im dwie córki; roczna i czteroletnia. Potem śledzili w internecie i telewizji komunikaty dotyczące ustalania tożsamości dziecka odnalezionego w stawie. Gdy media opublikowały zdjęcie chłopca, chcieli zmienić miejsce zamieszkania. Na przeprowadzkę nie mieli jednak pieniędzy. Na krótko schronili się we Wrocławiu.

Dlaczego nikt z rodziny i sąsiadów nie zareagował na publikowane zdjęcia? Bo Szymek nie jest na nich podobny. Nie był blondynem i błędnie zaniżono jego wiek. Przez ponad 2 lata na nieżyjące dziecko rodzice pobierali zasiłek mieszkaniowy i rodzinny. Sąd zobowiązał ich do zwrotu gminie Będzin 3,6 tys. zł.

Rodzice oszukiwali pozostałych członków rodziny, znajomych, że syn jest u innych krewnych. Kiedy będziński MOPS interweniował, że syn nie był na obowiązkowym szczepieniu, matka stawiła się w przychodni z synem swojej dorosłej córki z poprzedniego związku. Przekonywała, że zabiera wnuka do aquaparku. Faktycznie zabrała go do przychodni i - bez wiedzy matki - zaszczepiła. Rodzice Szymka liczyli się z tym, że kiedyś prawda może wyjść na jaw i co powiedzą policji. Ustalili, że to najstarsza córka w czasie zabawy z bratem skoczyła na jego brzuch. Biegli wykluczyli taką wersję wypadków jako mało prawdopodobną.

To była gigantyczna akcja poszukiwawcza. Sprawdzono kilkadziesiąt tysięcy rodzin, ale nie rodzinę Szymka. Matka konsekwentnie twierdziła, że u nich w mieszkaniu nie było dzielnicowego, który pytałby o syna. Przełom nastąpił w czerwcu 2012 roku. Do opieki społecznej zadzwoniła sąsiadka, zaniepokojona losem chłopca. Na myśl jej nie przyszło, że „chłopczyk z Cieszyna” to Szymek. Nie zakładała, że nie żyje. Jego matka ciągle mówiła, że Szymek jest u dziadka w Mysłowicach, więc się zmartwiła, co takie małe dziecko od dwóch lat robi ze starszym mężczyzną. Prosiła, by sprawdzić, czy ma tam dobre warunki i opiekę.

Gdy chowano ciało Szymka na cieszyńskim cmentarzu, napisano na mogile: „Chłopczyk. Żył ok. 2 lat. Śpij Aniołku”. Rodzice nigdy nie pojechali na jego grób, ale oglądali w telewizji relację z pogrzebu.

Przed sądem rodzice chłopca wzajemnie obrzucali się oskarżeniami, kto zadał dziecku cios w brzuch i doprowadził do śmierci. Matka twierdziła, że ojciec uderzył pięścią, bo Szymek za dużo płakał, a on, że kopnęła go matka, bo była zła, że narobił w pieluchę. Oboje nie zrobili nic, by mu pomóc.

Wyrok nie jest prawomocny. Podczas jego publikacji matce zakręciła się łza w oku. Więzienie fizycznie zmieniło ją bardzo. Ojciec chłopca wyglądał kwitnąco.

Kalendarium
27 lutego 2010 - dziecko umiera w Będzinie;
19 marca 2010 - w stawie w Cieszynie odnaleziono ciało chłopca;
23 czerwca 2012 - policja zatrzymuje rodziców. Potwierdzają, że „chłopczyk z Cieszyna” to ich syn, Szymek;
3 września 2013 - przed katowickim Sądem Okręgowym ruszył proces rodziców;
7 maja 2015 - wyrok: ojciec 10 lat, matka - 5 lat. Sąd Apelacyjny wrócił akta do ponownego rozpoznania.
4 maja 2016 - drugi proces oskarżonych rodziców.

Teresa Semik

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.