Rozwiązuje tajemnice zbrodni, czytając ludzkie kości, chociaż nie zawsze udaje się jej odpowiedzieć na pytanie, w jaki sposób ktoś zginął
Ślady zbrodni odczytuje z ludzkich kości, a rany zadane zmarłym mówią jej więcej niż żywi ludzie. O tym, dlaczego zbrodnia doskonała nie istnieje, jak wiele można się dowiedzieć z ludzkiego zęba oraz o pracy na Trupiej Farmie będącej jej zawodowym marzeniem, opowiada Monika Głąbińska, antropolog sądowy, autorka książki „Zbrodnie odczytane z kości”.
Co można odczytać z ludzkich kości?
Kości mówią. Wystarczy umieć ich słuchać i znać język, którym się posługują, a wówczas podadzą wszystkie informacje na temat życia człowieka, którego szczątki poddawane są badaniom. Im więcej kości możemy zbadać, tym więcej przeczytamy i więcej się dowiemy. Jedną z moich ulubionych kości jest czaszka. Na jej podstawie możemy określić między innymi wiek czy płeć człowieka. Czaszka kobiety znacząco różni się od czaszki męskiej. Zwykle czaszka kobieca jest mniejsza, chociaż nie zawsze, ponieważ widziałam bardzo drobne czaszki mężczyzn i mocno zbudowane czaszki kobiece. Panowie mają zazwyczaj mocniej zarysowaną żuchwę, ich oczodoły są bardziej prostokątne, czyli niższe i szersze, podczas gdy oczodoły pań zwykle bardziej przypominają kwadrat - są węższe i wyższe. Nasze kości czołowe także mają odmienną budowę. Mężczyźni mają czoło bardziej pochylone i wydatne łuki nadbrwiowe, a gładyszka czyli miejsce między brwiami jest u nich bardziej wydatna niż u pań. Jeżeli chodzi o wiek, warto popatrzeć na chrząstkozrost klinowo-potyliczny na dolnej powierzchni czaszki. Jego zrośnięcie oznacza, że mamy do czynienia z osobą po 20. roku życia, jeśli nie jest zrośnięty, mówimy prawdopodobnie o osobie nastoletniej. Dawniej do oceny wieku zmarłego wykorzystywano szwy czaszkowe, a konkretnie stopień ich zrośnięcia się. Obecnie odchodzi się od tej metody, ponieważ najnowsze badania wskazują, że jest to cecha osobnicza. Kolejną kością, dzięki której możemy ustalić płeć jej posiadacza, jest miednica. Męskie kości miednicy są węższe i dłuższe, kobiece - szersze i płytsze. Wnikliwy antropolog na podstawie szkieletu potrafi rozpoznać, czy dana osoba była otyła, na co chorowała, czy pracowała fizycznie, czy raczej zarabiała na życie, siedząc i główkując. Choć może mieć problem z odróżnieniem na kościach oznak głodu od odchudzającej diety.
A ząb? Czy mając pojedynczy ludzki ząb można się czegoś dowiedzieć o osobie, do której należał?
Ząb ma do przekazania niejedną informację. Możemy na przykład określić wiek jego właściciela. Jeśli mamy więcej zębów do zbadania, wówczas na podstawie prześwietlenia RTG możemy się dowiedzieć, czy należały do osoby młodej, czy dorosłej, do dziecka czy nastolatka, widzimy, które mleczne zęby uległy wymianie na zęby stałe, zwracamy także uwagę na proces mineralizacji zębów. Jeżeli dostrzeżemy, że ktoś ma trzeci ząb trzonowy, popularnie zwany ósemką, wówczas wiemy, że była to osoba dorosła. W przypadku dorosłych trochę trudniej jest określić wiek na podstawie uzębienia, ponieważ wiele zależy od pożywienia. Osoby w tym samym wieku, które jedzą więcej warzyw i owoców, będą miały bardziej starte korony zębów niż te, które preferują dania mięsne lub produkty mocno przetworzone. Pewne choroby zębów mówią nam natomiast o statusie społecznym, o tym, czy dana osoba dbała o zęby i regularnie odwiedzała stomatologa. Na podstawie uzębienia możemy także zidentyfikować człowieka, jeżeli tylko mamy do dyspozycji dokumentację porównawczą, na przykład zdjęcie rentgenowskie zębów.
Czyje kości pani analizuje? Czy zdarza się pani badać szkielety ofiar zbrodni?
Większości ludzi wydaje się, że antropolodzy zajmują się głównie osobami, które zginęły przy udziale osób trzecich, na przykład zostały zamordowane. Jednak to nie do końca tak. Większość przypadków to sytuacje, w których na przykład na budowie odkryto szkielet czy kilka szkieletów leżących w ziemi od wielu, wielu lat. I są to szczątki kostne osób, które prawdopodobnie zmarły śmiercią naturalną.
Mówię prawdopodobnie, bo jeżeli na kościach nie znajdziemy śladu po kuli albo uderzeniu narzędziem, a w miejscu znalezienia szczątków kostnych nie będzie pocisku, wówczas możemy zakładać, że ta osoba zmarła z przyczyn naturalnych. Jednak skoro na szkielecie nie ma już tkanek miękkich, nie mamy pewności co do przyczyny śmierci. Większość przypadków, z którymi mam do czynienia to sytuacje, kiedy przypadkowo odkryto jakieś groby pochodzące z czasów wojny lub starsze. Nie ma to związku z morderstwem czy zabójstwem.
Przyjeżdża pani na miejsce znalezienia szkieletu. Co się dzieje dalej?
Jeżeli podczas budowy koparka odkryła kości, ale tylko częściowo, wówczas musimy ujawnić cały szkielet. I - nie ukrywam - odgarnianie ziemi warstwa po warstwie to dość brudna robota. Kolejnym etapem jest dokumentacja fotograficzna. Wykonujemy zdjęcia szkieletu z uwzględnieniem miary. Mamy do dyspozycji skalówki i znaczniki kryminalistyczne, które kładziemy obok kości. Badamy szczątki in situ, czyli w miejscu ich znalezienia, sprawdzamy, czy są kompletne i w jakim znajdują się ułożeniu: czy jest to ułożenie anatomiczne, czy może leżą na boku albo na brzuchu. Istotne jest również to, w którą stronę świata zwrócone jest ciało, zwłaszcza gdy mamy do czynienia ze szczątkami dawnych populacji, ponieważ często ułożenie ciała w grobie może wskazać, z jakiej kultury lub populacji pochodziła zmarła osoba. Jeżeli jest to pojedynczy szkielet, sprawdzamy, czy gdzieś w okolicy grobu nie znajdują się kolejne ludzkie szczątki. Następnie określamy płeć i wiek. Kolejnym etapem jest zabezpieczenie szkieletu i przewiezienie go do laboratorium do Zakładu Medycyny Sądowej. Tam oczyszczamy ludzkie szczątki z resztek ziemi i piachu, a jeśli jest taka konieczność, pobieramy kawałek kości do badań DNA. Wszystko zależy od tego, czego oczekuje od nas prokuratura i policja. Następnie układamy szkielet na stole w porządku anatomicznym, określając, które kości mamy, na ile jest on kompletny, sprawdzamy ewentualne patologie. W dalszym procesie próbujemy określić, jak stare są te szczątki kostne, czy pochodzą sprzed stu czy kilkudziesięciu lat. Jeżeli jest taka konieczność, na podstawie czaszki wykonujemy rekonstrukcję wyglądu twarzy, czasami robimy także zdjęcia RTG. Ostatnim etapem jest opracowanie opinii, w której zawarte są informacje o tym, gdzie znaleźliśmy szczątki, w jakim były stanie i przez kogo zostały odkryte, a także wszystko to, co ustaliliśmy na podstawie szkieletu w toku badań.
Podczas takich oględzin widzi pani szkielet człowieka, który kiedyś miał plany i codzienne obowiązki, czasem są to kości ofiary zbrodni. Są emocje?
Jestem młodym antropologiem i praca mi nie spowszedniała, jednak gdybym przejmowała się każdą sprawą, z którą mam do czynienia i nie byłabym w stanie jej zostawić za drzwiami laboratorium, to by oznaczało, że nie nadaję się do tej pracy. Obowiązuje mnie tajemnica zawodowa, więc nie mogę zbyt wiele opowiedzieć. Nie mogę mówić o sprawach, które są nierozwiązane, ani o tych które są w toku - a jest ich wiele.
Jednak przypominam sobie pewną historię, która podziałała mi na wyobraźnię. Któregoś razu byłam w Zakładzie Medycyny Sądowej w prosektorium, przechodziłam przez salę sekcyjną, w której na stole leżały zwłoki kobiety. Została napadnięta w parku. Tego dnia wieczorem musiałam pójść do sklepu zoologicznego po żwirek dla kota. Moja droga wiodła przez park, na ulicy było ciemno i pusto, i wtedy przypomniała mi się ta kobieta. Trochę się przestraszyłam. Natomiast jeżeli chodzi o szczątki kostne, nigdy nie miałam sytuacji, żeby coś poruszyło mnie tak mocno, że nie mogłabym przestać o tym myśleć. O wiele częściej zostają ze mną sceny związane z identyfikacją osób żywych, z przestępczością seksualną czy z pedofilią. Jednak wszystko jest kwestią dystansu i predyspozycji zawodowych.
Jest pani antropologiem sądowym. Na czym polega pani praca?
Antropologia w dosłownym tłumaczeniu oznacza naukę o człowieku. Jako antropolog sądowy przede wszystkim identyfikuję szczątki ludzkie, przywracając zmarłym tożsamość. Jeżeli gdzieś zostaje znalezione ciało w bardzo zaawansowanym stopniu rozkładu, z którego zostały głównie kości, w takiej sytuacji do akcji wkracza antropolog i identyfikuje tę osobę na podstawie szczątków kostnych.
Jednak to tylko część mojej pracy, ponieważ identyfikuję także... ludzi żywych na podstawie materiałów audiowizualnych. Dotyczy to osób o nieznanym wieku lub nieznanym wieku i tożsamości, które straciły pamięć na przykład na skutek amnezji spowodowanej chorobą lub urazem. Problem ten dotyczy także ofiar handlu ludźmi czy uchodźców wojennych, którzy nie posiadają żadnego dokumentu tożsamości.
Może mieć także związek z nielegalną migracją lub kontaktami seksualnymi z osobą niepełnoletnią. Liczba tego rodzaju spraw rośnie. To całkiem inny rodzaj pracy niż badanie szczątków kostnych, ponieważ poza wiedzą o anatomii, antropometrii czy antropologii morfologicznej wymaga od nas także innych umiejętności i współpracy ze specjalistami z wielu dziedzin, na przykład z informatyki. W ramach pracy zawodowej zajmuję się również dydaktyką - wykładam anatomię człowieka na uczelni wyższej.
Wynika z tego, że antropolog sądowy nie jest osobą, która - jak w serialach kryminalnych - pojawia się na chwilę, rzuca okiem i potrafi wszystko powiedzieć na temat ofiary?
Mając do dyspozycji kości, antropolog może rozpoznać wiek i płeć ich posiadacza, opracować jego profil biologiczny, sprawdzić, na co chorował, co jadał, czy był niedożywionym rolnikiem, żyjącym w trudnych warunkach czy bogatym mieszczuchem. Natomiast seriale kryminalne odrobinę przekłamują naszą pracę. Owszem, jako antropolog sądowy współpracuję z policją, jednak nie prowadzę śledztwa, nie uczestniczę w przesłuchaniach podejrzanych, nie biegam z bronią i nie wchodzę do mieszkań, by zbierać materiał dowodowy. Zdarza się, że policja prosi nas o pomoc, ale to są konkretne przypadki, kiedy wiemy dokładnie, co będziemy robić. Miejscem mojej pracy jest prosektorium w Zakładzie Medycyny Sądowej, chociaż często pracuję też w terenie podczas badań identyfikacyjnych na wykopaliskach archeologicznych.
W pani książce przeczytałam, że marzy pani o pracy na Trupiej Farmie w Tennessee w Stanach Zjednoczonych.
Antropologiczny Ośrodek Badawczy Uniwersytetu Tennessee zwany potocznie Trupią Farmą to miejsce, w którym antropolodzy sądowi prowadzą badania rozkładu ludzkich zwłok na potrzeby medyczno-sądowe. Historia tego miejsca zaczęła się od Billa Bassa, który miał ogromny wkład w rozwój antropologii sądowej. Profesor Bass w czasie jednego ze śledztw popełnił pomyłkę dotyczącą określenia czasu zgonu (pomylił się o 113 lat!), która wzbudziła u niego chęć dokładnego poznania czasu trwania i przebiegu poszczególnych etapów procesów rozkładu. Na Trupiej Farmie prowadzone są kompleksowe badania pozwalające zrozumieć, co dzieje się z ciałem po śmierci. Dotyczą one przebiegu i czasu trwania procesu rozkładu zwłok w różnych warunkach: w słońcu i w cieniu, w ubraniu i bez ubrania, w pomieszczeniu, w samochodzie, w wodzie, pozostawione na powierzchni gleby i pogrzebane pod jej powierzchnią. Dzięki temu zyskano odpowiedzi na wiele bardzo ważnych pytań i poznano różnice nie tylko w tempie, ale także w przebiegu procesów rozkładu ciała, a to umożliwiło dokładne określanie czasu zgonu bez obaw o pomyłkę. Chciałabym nawiązać współpracę z ośrodkiem w Tennessee, ponieważ w Europie ze względu na prawo, jakie obowiązuje po II wojnie światowej, nie ma tego rodzaju placówek badawczych. Prowadzone są badania na ciałach świń, będących najlepszym odpowiednikiem ludzkich tkanek, jednak ich wyniki nie są aż tak dokładne.
Czy istnieje zbrodnia doskonała? Taka, po której nie ma żadnych śladów i taka, która daje sprawcy poczucie bezkarności?
Zdania na ten temat są podzielone. Część osób uważa, że taka zbrodnia istnieje, o jej sprawcach nigdy się nie dowiemy, ponieważ nie sposób jej odkryć, jest przecież idealna.
Ja uważam, że człowiek nie jest w stanie popełnić zbrodni doskonałej. Sprawca zawsze pozostawia jakieś ślady i jego czyn wcześniej czy później ujrzy światło dzienne. Ktoś znajdzie ciało i ono nam coś „powie”.
Mamy co prawda wiele nierozwiązanych spraw, w Polsce działa Archiwum X, które zajmuje się takimi zbrodniami sprzed lat. W wielu przypadkach sprawy są niewyjaśnione, ponieważ w czasach, kiedy się wydarzyły, nie mieliśmy takich możliwości pracy, jakie są dostępne dzisiaj.
Czy zawsze udaje się odpowiedzieć na pytanie, w jaki sposób ktoś zginął lub co było przyczyną jego śmierci?
Nie, nie zawsze. Lekarzom medycyny sądowej w większości przypadków udaje się to ustalić, mogą na przykład przeprowadzić badania toksykologiczne na tkankach miękkich. Antropolodzy mają do czynienia ze szczątkami kostnymi, ze szkieletami, jeśli więc nie zauważymy ran postrzałowych lub tłuczonych zadanych narzędziem, nie poznamy odpowiedzi na pytanie o to, w jaki sposób ktoś zginął. Podobnie jeżeli dana osoba zmarła na raka, ale nie będzie przerzutów do kości, wówczas także nie jesteśmy w stanie ustalić przyczyny jej śmierci. Pamiętam, że na studiach miałam przedmiot: paleopatologia, czyli patologie kostne w ujęciu historycznym. Mówiono nam, że wielu ludzi uważa, że w przeszłości ludzie nie chorowali na nowotwory. Tymczasem ludzie prawdopodobnie chorowali na raka, ale atakował on tkanki miękkie, które podlegają procesom rozkładu o wiele szybciej niż kości, dlatego badając szczątki kostne nie jesteśmy w stanie potwierdzić choroby, o ile nie było przerzutów na kościach. Jakiś czas temu badaliśmy cmentarz z dwudziestolecia międzywojennego. Znaleźliśmy szkielet, który miał amputowane obie kończyny dolne w charakterystyczny sposób. Współcześnie amputuje się kończyny pozostawiając jedynie fragment kości udowej; nie ma rzepki ani goleni, a tam była kość udowa, rzepka i jeszcze kawałek kości piszczelowej. Wiedzieliśmy na pewno, że odbył się zabieg chirurgiczny i że jedna kończyna została amputowana dużo wcześniej niż druga. Druga natomiast została amputowana na krótko przed śmiercią, ponieważ proces gojenia już się zaczął, jednak rana nie zagoiła się całkowicie. Możemy przypuszczać, że wdało się zakażenie pooperacyjne. Szkielet należał do osoby starszej, która prawdopodobnie miała cukrzycę i śmierć nastąpiła w wyniku powikłań po operacji związanej z rozwinięciem się stopy cukrzycowej. Jednak jako antropolodzy rzadko kiedy możemy mieć pewność co do przyczyny śmierci.
Gdzie i przez kogo wykorzystywane są informacje, które odczytuje pani z kości?
Informacje, które są związane z antropologią sądową, czyli moją pracą dla Zakładu Medycyny Sądowej są wykorzystywane przez prokuraturę, przez śledczych. Pomagają w ukaraniu sprawcy, albo określeniu kto mógł być sprawcą. Natomiast wyniki badań naukowych, które prowadzimy z archeologami, są publikowane w tekstach naukowych i mają na celu poszerzanie wiedzy antropologicznej na temat populacji, które żyły wiele lat temu.
Poznała pani do tej pory więcej osób żywych czy zmarłych?
Zdecydowanie więcej żywych. Jednak medycyna sądowa trochę błędnie kojarzona jest ze zmarłymi, ponieważ medycy sądowi mają średnio rocznie więcej pacjentów żywych niż zmarłych.
Niemal codziennie przekonuje się pani, że nie mamy wielkiego wpływu na to, kiedy i w jakich okolicznościach zakończy się nasze życie. Czego to panią uczy?
Ze śmiercią jestem oswojona nie tylko ze względu na moją pracę. W moim rodzinnym domu to nigdy nie był temat tabu. Babcia rozmawiała ze mną o umieraniu, zabierała mnie na pogrzeby znajomych, nawet kiedy byłam dziewczynką. Dlatego odchodzenie i śmierć są dla mnie czymś naturalnym. Oczywiście wolałabym umrzeć w podeszłym wieku, w otoczeniu rodziny i w komfortowych warunkach, jednak sposób, w jaki się to odbędzie, pozostaje na szczęście tajemnicą. Zawód antropologa i praca w medycynie sądowej dają mi poczucie dystansowania się od problemów codziennego życia.
Śnią się pani po nocach ciała zmarłych, ich szkielety?
Nie miewam nocnych koszmarów. W czasie wolnym staram się zupełnie nie myśleć o pracy.