Ryszard Terlecki: Nie zawsze diabeł kule nosi
Donald Trump zaimponował opanowaniem i odwagą. Zamachowiec został zastrzelony. W wyborczej rywalizacji kandydat Republikanów zyskał dodatkowe punkty. W tej sytuacji Biden tym bardziej przestaje być poważnym kandydatem. Niemal cały świat solidaryzuje się z byłym prezydentem Stanów Zjednoczonych. A w Polsce jakiś głupek wypisuje, że była to wyborcza „ustawka” i prowokacja Republikanów.
Przemoc w polityce istniała od zawsze i nadal nie ustaje. Trzech prezydentów USA zginęło w zamachach: Lincoln w 1865, Garfield w 1881 i McKinley w 1901 roku. Były też nieskuteczne próby zabójstw prezydentów. W 1912 miał miejsce zamach na kandydującego ponownie byłego prezydenta Teodora Roosevelta, z kolei w 1933 dokonano zamachu na prezydenta elekta Franklina Delano Roosevelta. Były to czasy, gdy anarchiści strzelali lub rzucali bomby, pragnąc zniszczenia ich zdaniem opresyjnych państw. W wyniku zamachu zginął nawet Aleksander II, car Rosji, a śmierć austro-węgierskiego arcyksięcia Franciszka Ferdynanda, zabitego w zamachu w Sarajewie, doprowadziła do wybuchu I wojny światowej. Wkrótce po jej zakończeniu zamordowany został pierwszy w niepodległej Polsce prezydent Gabriel Narutowicz.
W czasach nam bliższych najgłośniejsza była śmierć prezydenta Kennedy’ego w 1963 roku, a w 1981 roku ciężko ranny w zamachu został prezydent Reagan. Wstrząsem dla opinii publicznej na całym świecie były zabójstwa premiera Lumumby wkrótce po uzyskaniu niepodległości przez Kongo, prezydenta Egiptu Sadata, podczas negocjacji pokojowych z Izraelem, premier Indii Indiri Gandhi, premiera Izraela Rabina czy byłej premier Pakistanu Bhuto. W 1978 roku komunistyczni terroryści z Czerwonych Brygad zamordowali Aldo Moro, wielokrotnego premiera Włoch i kandydata w wyborach prezydenckich. Oczywiście największym echem w świecie odbił się zamach na Ojca Świętego Jana Pawła II w 1981 roku, który do końca życia cierpiał w wyniku zadanych mu ran. Całkiem niedawno, w 1922 roku podczas wiecu wyborczego został śmiertelnie postrzelony Shinzo Abe, były premier Japonii. A ledwie dwa miesiące temu zamachowiec ciężko ranił premiera Słowacji Fico.
W każdym obozie politycznym trafiają się fanatycy, nienawidzący swoich przeciwników. Ta nienawiść mobilizuje zamachowców, najczęściej niezrównoważonych i niezdolnych do trzeźwej oceny rzeczywistości. Rozgłos, jaki media nadają zamachom, jest dodatkowym bodźcem do dokonania zbrodni. Kara, o ile nie jest to kara śmierci, pozwala przez lata łudzić się sławą męczennika „za sprawę”. Ponieważ żadna ochrona nie daje pełnej gwarancji bezpieczeństwa, pozostaje nam wierzyć, że kiedyś polityczne emocje przestaną karmić się agresją. Bo na razie jest wręcz odwrotnie.