Schindler i jego fabryka

Czytaj dalej
Marta Gorajczyk-Woźniak

Schindler i jego fabryka

Marta Gorajczyk-Woźniak

Swoje życie zawdzięczamy wyłącznie wysiłkom dyrektora Schindlera i jego ludzkiemu postępowaniu wobec swoich robotników – takie słowa zapisane zostały przez ocalałych w liście, który miał pomóc w powojennej rehabilitacji Oskara Schindlera. Niemca, znanego głównie z pomocy udzielonej Żydom zatrudnionym w jego fabryce

Sudecki nazista

Oskar Schindler urodził się 28 kwietnia 1908 r. w morawskim mieście Zwittau (Svitava), wówczas w Austro-Węgrzech, obecnie na terenie Czech. Pochodził z zamożnej rodziny, która jednak poniosła duże straty finansowe podczas wielkiego kryzysu gospodarczego lat 30. XX wieku. Do czasu wybuchu wojny podejmował się różnych prac: był przedstawicielem handlowym jednego z zakładów przemysłowych w Brnie, prowadził szkołę jazdy, jak również sklep z artykułami rolniczymi. W 1928 r. wziął ślub z Emilie Pelzl.

Jak wielu Niemców z Czech, sympatyzował z nazistami. W 1935 r. wstąpił od Partii Niemców Sudeckich. Rok później został współpracownikiem Abwehry, za co był aresztowany przez czechosłowackie władze. Po zwolnieniu w 1938 r. wstąpił do NSDAP. Miał wziąć czynny udział w planach oraz bezpośrednim ataku na Polskę w 1939 r. Według Davida M. Crowe’a, autora książki Oskar Schindler. Prawdziwa historia, był odpowiedzialny za zdobycie jednego z mundurów Wojska Polskiego, które użyto podczas prowokacji gliwickiej (Niemcy ubrali w nie kilka zamordowanych wcześniej osób, żeby dowieść, że polscy żołnierze brali udział w rzekomym ataku na radiostację w pozostających wówczas po niemieckiej stronie Gliwicach).

„Emalia”

W Krakowie Schindler przebywał od wkroczenia do niego wojsk niemieckich, czyli od 6 września 1939 r. Pierwotnie został powiernikiem żydowskiego dotąd sklepu z naczyniami przy ul. Krakowskiej. Następnie w listopadzie przejął w posiadanie podupadającą Fabrykę Naczyń Emaliowanych i Wyrobów Blaszanych „Rekord”, przemianowując ją na Deutsche Emailwarenfabrik (DEF), potocznie zwaną „Emalią”. Fabryka funkcjonowała na krakowskim Zabłociu od marca 1937 r. Pierwotnie jej właścicielami byli Michał Gutman z Będzina, Izrael Kohn z Krakowa oraz Wolf Luzer z Olkusza, jednak kiepska sytuacja zakładu prowadziła do częstych zmian wśród jego posiadaczy.

Prawnym właścicielem Schindler stał się dopiero w 1942 r. – to właśnie wtedy ruszyła rozbudowa. Fabryka zaczęła również pracować na rzecz niemieckiego przemysłu zbrojeniowego, produkowano m.in. menażki, zapalniki oraz łuski. Takie działanie miało pomóc przetrwać „Emalii” w trakcie wojny, a w późniejszym czasie było ważnym czynnikiem w negocjacjach dotyczących traktowania robotników.

Początkowo w fabryce pracowali głównie Polacy, wśród których znajdowali się dawni fachowcy, podczas wojny będący wolnymi pracownikami otrzymującymi normlane wynagrodzenie. Żydowscy robotnicy zaczęli pojawiać się z czasem, rekrutowani przez urząd pracy z pobliskiego getta. Podobno za pomysłem zatrudnienia większej ilości ludzi z getta stał Abraham Bankier, dawny współwłaściciel fabryki oraz prawa ręka Schindlera. Żydowscy pracownicy byli po prostu tańsi w zatrudnieniu – koszt utrzymania mężczyzny wynosił 5 zł, a kobiety 3 zł, podczas gdy polskiemu robotnikowi należało zapłacić już 20 zł. W 1944 r. w zakładach zatrudnionych było 1,7 tys. pracowników z czego znaczna większość była pochodzenia żydowskiego.

Żydzi z getta zaczęli traktować „Emalię” jako bezpieczną strefę do przeżycia. Praca chociaż ciężka odbywała się pod dachem, a sam Schindler zakazał bicia i znęcania się nad pracownikami. Według wspomnień utrzymywał bliską przyjaźń z komendantem KL Plaszow Amonem Goethem – zwanym katem z Płaszowa – która zapewniała pracownikom lepsze traktowanie. Uprzedzał też pracowników, gdy Goeth miał się pojawić w zakładzie.

Ratunek w fabryce

Z czasem przestało chodzić jedynie o zysk, a Oskar Schindler zatrudnieniem ratował życie wielu kobiet, mężczyzn i dzieci przeznaczonych do transportów do obozów koncentracyjnych, nazywając ich niezastąpionymi fachowcami pracującymi na rzecz III Rzeszy. W większości były to osoby niezdolne do wyrabiania dziennych norm produkcyjnych. Jednym z nich był Leon Leyson, jako chłopiec zatrudniony w „Emalii”: Byłem taki mały, że musiałem stać na odwróconej skrzynce, by dosięgnąć kontrolek maszyny. Schindlerowi zdawało się to nie przeszkadzać.[…] Słaby, niedożywiony i śpiący, nie przyczyniłem się zanadto do wojennego wysiłku Rzeszy, ale Schindler zdawał się nie przywiązywać do tego większej wagi. Pewnego wieczoru pojawił się przy moim stanowisku pracy i przyglądał się, jak stojąc na swojej skrzynce, wykańczałem osłonę zapalnika. To ile zrobiłeś tej nocy? – zapytał. No, jakiś tuzin – odparłem z dumą. Schindler uśmiechnął się i poszedł dalej […]. Później dowiedziałem się, że wykwalifikowany robotnik zrobiłby w tym czasie dwa razy więcej.

Kierując się relacjami ocalonych można stwierdzić, że Niemiec był dobrym pracodawcą, szanującym ludzi z którymi przebywał. Jako przykład można przytoczyć, wydawałoby się błahą rzecz jaką jest zapamiętywanie imion - Miał niesamowitą pamięć do nazwisk. Nauczyłem się z doświadczenia, że dla nazistów byłem tylko jednym z Żydów, a moje nazwisko nie miało znaczenia. Schindler jednak podchodził do tego całkiem inaczej. Chciał wiedzieć, kto jest kto. Jakby widział w nas jednostki ludzkie. Znaczenie większe znaczenia dla życia i zdrowia krakowskich Żydów miały działania podjęte w momencie likwidacji getta, kiedy wydana została zgoda na pozostanie porannej zmiany na noc w fabryce. Działanie to ochroniło wiele osób przed deportacją. Pracownicy, którzy zdecydowali się wrócić do swoich rodzin nigdy więcej nie pojawili się w fabryce. To również działania Schindlera doprowadziły do przekształcenia „Emalii” w podobóz KL Plaszow. Takie działanie pozwoliły częściowo uchronić jego pracowników przed deportacjami oraz, zapewniało lepsze wyżywienie i warunki mieszkaniowe. Za wszystkimi przywilejami jakie udało mu się wywalczyć stały ogromne łapówki.

Wszystkie działania mające na celu wsparcie pracowników spowodowały, że Schindlerowi zaczęło przyglądać się SS i Gestapo, oskarżając go o pomoc Żydom i doprowadzając do trzykrotnego aresztowania. Nie został jednak skazany z braku realnych dowodów zdrady III Rzeszy.

W 1944 r. Schindler uzyskał pozwolenie władz na przeniesienie zakładu zbrojeniowego do Brünnliz (dzisiaj Brnenec). Spowodowane było to zbliżaniem się Armii Czerwonej oraz likwidacją KL Plaszow. W ten sposób uratował pracowników swojej fabryki. To wówczas powstała słynna lista Schindlera, która obejmowała również osoby nie będące realnie zatrudnionymi w DEF. Według szacunków znalazło się na niej ok. 800 mężczyzn oraz 300/400 kobiet, z których końca wojny szczęśliwie doczekało ok 1000 osób.

Po wojnie

Czasy powojenne nie były łatwe dla Oskara Schindlera. List, który otrzymał od ocalonych pomógł mu uniknąć wszelkich oskarżeń lub procesów, jednak w Niemczech uważany był częściowo za zdrajcę, co doprowadziło do podjęcia przez niego decyzji o wyjeździe wraz z żoną do Argentyny. Podróż pomogli mu sfinansować dawni pracownicy ocaleni z Zagłady. Nie była to jedyna pomoc jakiej mu udzieli, według relacji dość często wspomagali go finansowo.

W Argentynie Niemiec podjął próbę uprawy ziemi oraz prowadzenia hodowli zwierząt, jednak nie odniósł na tym polu sukcesu. Porażka doprowadziła do powrotu do Niemiec w 1957 r. Schindler próbował zaistnieć w branży budowlanej, jednak również bez realnych efektów. Wszystkie wyżej opisane działania składały się na problemy finansowe, z którymi borykał się do śmierci.

W latach powojennych regularnie utrzymywał kontakty ze swoimi dawnymi współpracownikami, których często nazywał swoimi dziećmi – z żoną nie mieli potomstwa. Na ich zaproszenie często podróżował do Izraela. W 1962 r. na wniosek ocalonych w Alei Sprawiedliwych w Yad Vashem zostało posadzone drzewo na jego cześć. W 1993 r., już pośmiertnie, wraz z żoną został uhonorowany tytułem Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata.

Oskar Schindler zmarł 50 lat temu, 9 października 1974 r. Jego życzeniem było pochowanie go na cmentarzu parafialnym na górze Syjon w Jerozolimie. Pochowano go na górze Syjon: jest jedynym członkiem partii nazistowskiej, który tam spoczywa. Na jego grobie widać mnóstwo kamyków, dowodów pamięci pozostawionych prze tych, którzy go znali, i przez nieznajomych, pamietających o jego odwadze i wszystkich istnieniach ludzkich, które ocalił – wspominał Leon Leyson.

Marta Gorajczyk-Woźniak

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.