Serce dla bezdomnych. Już bije, nie ocenia, pomaga

Czytaj dalej
Fot. fb
Małgorzata Oberlan

Serce dla bezdomnych. Już bije, nie ocenia, pomaga

Małgorzata Oberlan

- Nie oceniamy. Nie zaczynamy od pytania: dlaczego śpisz na ulicy, a nie w schronisku? Najważniejszy jest dla nas człowiek, a nie powody bezdomności - mówią społecznicy, którzy stworzyli "Serce Torunia". Ta nowa organizacja charytatywna pomaga bezdomnym z toruńskich ulic, uruchamiając oddolne pokłady dobra. Za jej medyczne skrzydło odpowiada natomiast... bydgoszczanka.

Zobacz wideo: Rynek pracy odporny na pandemię

Oto jest pan Krzysztof. Na ulicy żyje od czterech miesięcy. Nie jest alkoholikiem. Nie jest narkomanem. Życie tak go doświadczyło, że stracił dach nad głową. Sypia w styropianie na budowach. Aby się ogrzać jeździ autobusami PKS (Michał Piszczek, społecznik: "Wciąż obowiązuje niepisana zasada, że zimą kogoś takiego się nie wyrzuca"). Nie chce iść do schroniska, dopóki da się wytrwać poza nim: to jego świadomy wybór. Wybór wolności, ludzkiej godności, samostanowienia - tak to rozumie.

9 listopada pan Krzysztof zgłasza "Sercu Torunia", że prosi o ciepłą kurtkę, buty (rozmiar 40), golarkę i coś do jedzenia. Społecznicy ogłaszają to na facebookowym profilu organizacji. Odzew jest błyskawiczny. Już nazajutrz rano bezdomnemu można przekazać ofiarowane przez zwykłych ludzi rzeczy. Pan Krzysztof jest nie tylko zaopiekowany, ale i wzruszony. Relacja opatrzona fotką od razu też trafia na Facebooka.

- Oczywiście, przy każdej takiej okazji pytamy, czy obdarowany zgadza się na zdjęcie - podkreśla Michał Piszczek, jeden z założycieli organizacji. - Taka relacja jest prostym sygnałem: była potrzeba, pojawiła się na nią odpowiedź, zadanie zostało wykonane. Ktoś, kto podarował np. ciepłą kurtkę, widzi, do czyich rąk ona trafiła. I że nie zginęła gdzieś, w jakimś przestronnym kontenerze z używaną odzieżą.

Czym jest "Serce Torunia" i jak chce pomagać? Zasada pierwsza: człowiek w kryzysie najważniejszy

"Serce Torunia" już bije. Ta organizacja nie chce zastępować instytucjonalnej pomocy, wyręczać schroniska dla bezdomnych czy pracowników socjalnych. Nie, jej oddolne działanie ma uzupełniać już istniejące formy pomocy osobom wykluczonych. Pomysł jest taki, by uruchomić całą sieć nieformalnych możliwości i kontaktów. Dzięki zwykłym mieszkańcom Torunia można docierać i skutecznie pomagać osobom bezdomnym, które z bardzo różnych powodów nie są akurat w schronisku czy noclegowni, tylko na ulicy. A ludzie chcą pomagać!

Nową organizację powołali do życia społecznicy. Niektórych, takich jak wspomniany Michał Piszczek, nasi Czytelnicy już dobrze znają - chociażby z działalności w Jadłodzielni i uruchomienia Pchlego Targu na targowisku Manhattan w Toruniu. Innych, jak np. rozmiłowanego w ekologii torunianina Artura Kokorzyckiego czy bydgoszczankę Klaudię Zaworską właśnie przyszedł czas przedstawić.

Wzorem dla torunian stała się Fundacja Serce Miasta z Warszawy, a mentorką - działająca w niej Magdalena Ludwika Żagałkowicz. Ta fundacja już skutecznie mobilizuje ludzi chcących pomagać i wspiera bezdomnych w stolicy. Pomoc jest wielopłaszczyznowa i precyzyjna: od rozmowy, zbadania potrzeb po pozyskanie i przekazanie np. konkretnej odzieży, śpiworów, sprzętów, jedzenia, dostępu do usług.

- Liczą się dla nas ludzie, a nie przyczyny z jakich znaleźli się w kryzysowej sytuacji. Chcemy działać w duchu solidarności społecznej, za kompas mając podmiotowość osób, do których kierujemy naszą pomoc, dając im możliwość wysłuchania i każdorazowego decydowania o osobie. Zakładając również odmowę przyjęcia pomocy - podkreślają założyciele "Serca Torunia".

Gdy tylko "Serce Torunia" ogłosiło start swojej działalności na Facebooku, odzew torunian był błyskawiczny. Pani Magdalena opisała sytuacje bezdomnego mężczyzny z Nakła, nocującego w krzakach koło galerii Plaza. Sama już pomogła mu np. organizując śpiwór. Mężczyzna formalnie mógł korzystać z noclegowni jedną noc, a potem mógł otrzymać bilet do Nakła. Nie ma problemu alkoholowego, ale ma kłopoty zdrowotne (porusza się na wózku). Do Nakła z jakichś powodów wracać nie chce lub nie potrafi. Tutaj "Serce Torunia" zadziałało, dowożąc ciepłą strawę i odzież oraz kontaktując się ze schroniskiem i strażą miejską.

Kolejną akcją była pomoc dla żyjących na ulicy pani Krystyny i pana Piotra. Otrzymali buty, skarpetę, bieliznę, a za sprawą Stowarzyszenia "Wędka" także ładowarki do telefonów, co pomoże społecznikom utrzymywać z nimi kontakt. -Z panią Krystyną umówiliśmy się tak, że po 1 listopada pomożemy zorganizować jej pomoc medyczną. Ma chore nogi i trudno jej się poruszać, a bardzo boi się wizyty w szpitalu. Udało nam się chyba zdobyć nieco jej zaufania, więc może zgodzi się na wizytę u medyka - opisuje "Serce Torunia".

Pomoc panu Krzysztofowi była następną akcją. I będzie tych "szybkich akcji" z pewnością jeszcze wiele. Nowa organizacja charytatywna absolutnie nie zamierza jednak poprzestawać na pośrednictwie w przekazywaniu darów między zwykłymi ludźmi a bezdomnymi. Choć, zaznaczmy, i to już jest cenne, a wymaga naprawdę sporego zaangażowania. Nie, plany są zdecydowanie szersze.

Czego potrzebuje człowiek na ulicy? Jedzenia, ubrania, lekarza, psychologa, fryzjera...

Niedawno "Serce Torunia" zorganizowało (w realu) otwarte spotkanie założycielskie. Przybyło na nie dwa razy więcej osób - także dotąd zupełnie sobie nieznajomych - niż spodziewali się społecznicy. Dyskutowano, podzielono się na tematyczne grupy, wyznaczono koordynatorów, plany działania.

- Oczywiście, że chcemy mieć siedzibę. Kilka opcji wchodzi tutaj w grę, więc szczegółów adresowych na razie nie zdradzę. Na pewno jednak 4 grudnia pierwszą "wydawkę" odzieży i jedzenia chcemy uskutecznić już we własnej siedzibie. To ma być miejsce, w którym magazynować będziemy mogli przekazywane nam rzeczy, spotykać się, ale i regularnie raz w tygodniu przyjąć osoby bezdomne. I to nie tylko po to, by przekazać im materialne wsparcie - mówi Michał Piszczek.

W siedzibie osoba na co dzień żyjąca na ulicy ma mieć możliwość ogrzania się, przebrania, umycia, wyprania rzeczy, naładowania telefonu (tak, tak! bezdomni mają komórki, tak samo jak uchodźcy, co niektórych nieustannie dziwi), a wreszcie - uzyskania pomocy medycznej i psychologicznego wsparcia. Taki jest plan, a gwarancję jego powodzenia dają ludzie, którzy dla "Serca Miasta" już działają. Zgłosili się już do pomocy przedstawiciele profesji medycznych, pracownik socjalny, ludzie związani z gastronomią, sektorem przedsiębiorczości i nie tylko.

- Pomysłów, które chcemy wcielić w życie, jest naprawdę wiele. Są też sprawdzone wzory akcji, które warto w Toruniu powielać. To na przykład tzw. metamorfozy, czyli odmienianie wizerunku osoby bezdomnej przy udziale fryzjera i stylisty. Albo "autobus ciepła", który pojawi się na ulicach. Jak sama nazwa głosi, będzie się można w nim po prostu ogrzać. Nowością na polskim gruncie stać się może natomiast igloo dla bezdomnego, czyli w takim kształcie przenośny domek. To już działa w kilku krajach zachodnich. Jesteśmy w kontakcie z czeskim producentem takich igloo - opowiada z pasją w oku Michał Piszczek.

Bydgoszczanka na ulicach Torunia. "Jestem szczęśliwa, że mogę tak pomóc"

Jak wspomnieliśmy, za skrzydło pomocy medycznej w "Sercu Torunia" odpowiada bydgoszczanka. To Klaudia Zaworska, studentka ostatniego roku pielęgniarstwa w Bydgoskiej Szkole Wyższej i kwalifikowany ratownik pierwszej pomocy medycznej. Jednocześnie też - pracownik korporacji.

- Jak bydgoszczanka trafiła do toruńskiej organizacji? Z jednej strony przypadkowo: dzięki wiciom od znajomych. Z drugiej strony cóż to za przypadek, skoro mój przyszły mąż Artur to torunianin i w tym też mieście mam rodzinę. Blisko Bydgoszczy do Torunia i odwrotnie - uśmiecha się Klaudia.

Bydgoszczanka od dawna angażuje się w akcje pomocowe. Z satysfakcją i dumą wspomina możliwość współpracy z "Medykami na ulicy" czy warszawskim "Sercem Miasta". Wspieranie bezdomnych i - szerzej - ludzi w kryzysie uważa za swoje powołanie. Oczywiście, w przypadku Klaudii Zaworskiej chodzi i pomaganie wiedzą i umiejętnościami ratowniczymi, medycznymi, pielęgniarskimi.

-Gdy dzięki warszawskiemu "Sercu" usłyszałam, że podobne ruszy w Toruniu, od razu powiedziałam: wchodzę w to! Potem wszystko potoczyło się błyskawicznie. Michał Piszczek na spotkaniu założycielskim po prostu wyznaczył mnie do koordynacji skrzydła medycznego. A jak Misza coś powie, to się nie dyskutuje. I zamierzam sprostać wyzwaniu - mówi Klaudia. Liczy na wsparcie narzeczonego, który - jak podkreśla - zakochując się w niej zakochał się w pomaganiu ("Wziął mnie sobie z całym bagażem").

Pełna entuzjazmu studentka pielęgniarstwa zaczęła od zbiórki rzeczy pierwszej pomocy medycznej dla osób bezdomnych oraz poszukiwania ludzi "po fachu", którzy będą z "Sercem Torunia" współpracować. Potem przyjdzie czas na gromadzenie i wydawanie tej sanitarnej pomocy, organizowanie wizyt lekarskich itd.

Ludzie chcą pomagać. "Serce Torunia" tworzy miejski krwioobieg. Zgłaszajcie się!

Już pierwsze akcje i odzew torunian wskazują, że w mieście jest wielu chętnych do pomocy osobom bezdomnym, bez oceniania przyczyn bezdomności. Ale wolontariusze wciąż są poszukiwani.

- Tworzymy krwioobieg "Serca Torunia", czyli sieć osób, które chcą dzielić się swoimi umiejętnościami, możliwościami i zasobami. Poszukujemy osób ze specjalistycznym doświadczeniem (psychologicznym, medycznym, prawniczym, socjalnym, projektowym) oraz osób, które mogą wspierać "Serce Torunia" logistycznie, fizycznie, marketingowo czy medialnie. Albo też po prostu być z nami i wspierać nasze wspólne działania - ogłaszają społecznicy i zapraszają do współpracy.

Ze społecznikami kontaktować się mailowo: sercetorunia@gmail.com lub też przez Facebooka ("serce Torunia"). Działa też już telefon interwencyjny. Dzwonić mogą zarówno potrzebujący pomocy, jak i ci, którzy chcą zostać pomocnikami. Numer: 504-303-268. W grudniu natomiast organizacja będzie miała już swoją siedzibę.

Na zakończenie. Myślisz, że nie masz czasu i siły na pomaganie? Spójrz na niego!

Rozpędzony w działaniu Michał Piszczek nie robi tajemnicy z tego, że kolejny miesiąc walczy z nowotworem. Niedawno ogłosił na fejsie, znajomym i nieznajomym: "Jestem lew. Wczoraj był ostatni wlew".

Czy koniec cyklu chemioterapii oznacza szczęśliwy finał leczenia? - Nie tak szybko... Wyniki mam, no, średnie. Ale działam dalej - mówi Michał Piszczek. - Wiele osób mnie sztorcuje, dla mego dobra. "Skup się na sobie" - radzą. Mnie tymczasem ten aktywizm napędza; może też jest jakąś ucieczką od myśli o chorobie. Mam jednak nadzieję, że daje też jednak coś dobrego innym.

Torunianin, obok uskuteczniania licznych akcji pomocowych i społecznych, na co dzień pracuje zawodowo, dba o rodzinę. No i leczy się. Aż trudno uwierzyć, że jego doba też ma tylko 24 godziny.

WARTO WIEDZIEĆ:

"Zaczynamy od zapytania, chwili rozmowy, jakiejś propozycji, która być może zostanie odrzucona. Ważne, żeby decydowała o tym osoba w kryzysie. W tej rozmowie szukamy punktu zaczepienia, zastanawiamy się od czego zacząć – czy od dowodu, od lekarza, od ubrania i jedzenia, od przekazania informacji, gdzie osoba może się udać, żeby coś załatwić/uzyskać. Czasami to jedna rozmowa, czasami kilka. Czasami z jedną osobą, czasami z kilkoma z naszego zespołu. Kiedy określimy co na początek jest najważniejsze i jakiego obszaru dotyczy, podejmujemy decyzję kto z zespołu zacznie z daną osobą pracować. Zaczynając od najbardziej wydawałoby się błahych spraw, by dojść do poważnych działań w kierunku wychodzenia z kryzysu bezdomności" - opisują warszawiacy.

Małgorzata Oberlan

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.