Siódemka Beliny, czyli przednia straż Piłsudskiego
W dwudziestoleciu legendę ułanów Beliny znało każde dziecko. Piosenki o pierwszym patrolu 1. Kompanii Kadrowej na terenie Królestwa Polskiego śpiewano na szkolnych akademiach
W nocy z 2 na 3 sierpnia 1914 r. siedmioosobowy patrol ułanów przekroczył granice Królestwa. Miał rozpoznać sytuację, jak brzmiał rozkaz, „w kierunku na Miechów”. Nad ranem ułani dotarli do dworu w Goszycach należącego do Zofii Zawiszanki, legionowej konspiratorki, gdzie uroczyście się sfotografowali. Na zdjęciu widać dziarskich ułanów w czakach i szamerunkach, niemal wyciętych z Sienkiewiczowskiej „Trylogii”. Tak narodziła się legenda, a niejako przy okazji kawaleria II Rzeczypospolitej.
Zapamiętajmy bohaterów tej opowieści: Władysław Prażmowski - „Belina”, Zygmunt Karwacki - „Bończa”, Stanisław Skotnicki - „Grzmot”, Janusz Głuchowski - „Janusz”, Antoni Jabłoński - „Zdzisław”, Stefan Kulesza - „Hanka” oraz Ludwik Skrzyński - „Kmicic”.
Rosjanie na horyzoncie
Informacja o fotografii, która miałaby być celem nocnego wypadu, jest - rzecz jasna - złośliwostką powielaną w II RP przez niechętnych legionowym mitom. W rzeczywistości patrol okazał się udany. Gdy ułani przybyli do Jędrzejowa, nie zastali w nim już Rosjan - polscy rezerwiści, którzy tego dnia zgłosili się do tutejszego punktu mobilizacyjnego, poinformowali, że Rosjanie poważnie potraktowali wyolbrzymioną wieść o zmierzającym ku nim licznym polskim oddziałom i zrejterowali z miasta.
Wówczas dowodzący akcją Władysław Prażmowski, marsowy wąsacz noszący przydomek Belina, uznał, że postawione zadanie militarne zostało wykonane, i zarządził powrót przez Słomniki - inną, niż wstępnie planowano, drogą. Zamierzał bowiem uderzyć na stacjonujący tam oddział rosyjskiej straży granicznej. Gdy jednak po przybyciu na miejsce okazało się, że w Słomnikach przebywa duży oddział wojsk rosyjskich, w sile przeszło kompanii, odstąpili od zamiaru walki i ukryci w zbożu odczekali do czasu, gdy Rosjanie odmaszerowali.
Do kolejnego starcia z Rosjanami o mało nie doszło we wsi Prandocin. Zbliżający się do wsi zwiadowcy w panującej porannej mgle dostrzegli patrol jeźdźców. Belina postanowił uderzyć i podał rozkaz ataku na bagnety - strzelcy ruszyli tyralierą w kierunku wroga. Na szczęście Rosjanie, których było znacznie więcej niż Polaków, z powodu mgły również źle oszacowali liczbę atakujących i - unikając starcia - „wycofali się w kierunku Skalbmierza”.
Jedna w późniejszych wersji legendy beliniackiej podaje, że ku strzelcom wyszedł ponoć z kościoła ksiądz Wiadrowski, były powstaniec styczniowy, i udzielił im błogosławieństwa. Nie spełniły się tym samym słowa komendanta Piłsudskiego, który żegnał ich dwa dni wcześniej sarkastycznym dowcipem: „Choć będziecie wisieć, spełnicie pięknie żołnierski obowiązek, ale historia o was nie zapomni”.
Rodzi się legenda
Inną wersję tej historii, nieco mniej bohaterską, znajdujemy w tomie „Legiony Polskie 1914-1918”, wydanym w Krakowie w 1998 r. „W nocy z 2 na 3 sierpnia patrol wyruszył z Oleandrów. Jak na zwiad kawaleryjski był niezwykły, bo żaden z jego członków nie dysponował wierzchowcem. »Siódemka Beliny« jechała na bryczce należącej do Leona Kozłowskiego, udającego się z rozkazu Józefa Piłsudskiego z nielegalnymi drukami, tzw. bibułą, do Królestwa Polskiego, oraz na wypożyczonej krakowskiej dorożce. Została ona zresztą odesłana z powrotem, wkrótce po minięciu granicy, czego dokonano w pełnym umundurowaniu, z bagnetami osadzonymi na broń. Przy tej okazji »Belina« przemówił do swych podkomendnych, jak później relacjonował, podkreślając szczęście i zaszczyt, jaki ich spotkał, że są pierwszymi żołnierzami zmartwychwstającej Polski, którzy otwarcie, z bronią w ręku, łamią kordony dzielące Ojczyznę”. Zwiadowcy cali i zdrowi wrócili do Krakowa 4 sierpnia już z końmi, które otrzymali w majątku Skrzeszowice.
Oddział wyruszył w pole po raz kolejny już 6 sierpnia, jako forpoczta przygotowywanego od dawna marszu „Kadrówki”. Według wspomnień Józefa „Kolca” Smoleńskiego, między Michałowicami a Słomnikiem „Belina” i „Kmicic” wymienili strzały z napotkanymi rosyjskimi policjantami, co miało być pierwszym starciem oddziałów Piłsudskiego z przeciwnikiem.
Ponieważ patrol Prażmowskiego wciąż się rozrastał, jeszcze w sierpniu pozwoliło to na sformowanie szwadronu ułanów w sile 140 ludzi, a następnie pułku, który w 1917 r. oficjalnie nazwano 1. Pułkiem Ułanów Legionów Polskich - na dobre określanych już beliniakami.
W odrodzonej Rzeczypospolitej żołnierze pułku zasilili kadry trzech innych powstających w owym czasie: 1. Pułku Szwoleżerów Józefa Piłsudskiego, 7. Pułku Ułanów Lubelskich im. gen. Kazimierza Sosnkowskiego oraz 11. Pułku Ułanów Legionowych im. marszałka Edwarda Śmigłego-Rydza.
Elita armijna II RP
Zatrzymajmy się na chwilę przy 1. Pułku Szwoleżerów, który w niepodległej stał się elitą polskiej armii. Stacjonował w koszarach przy ul. 29 Listopada 28 w Warszawie. W 1921 r. w Chełmie naczelny wódz, w dniu swoich imienin, odznaczył sztandar pułku Krzyżem Srebrnym Orderu Wojennego Virtuti Militari. Pułk jako jedyny w całym wojsku posiadał na stanie konie o umaszczeniu srokatym, co prawda nie w szwadronach bojowych, ale jednostkowo tylko z przeznaczeniem dla buńczuka i proporca dowódcy.
Od początku beliniacy stanowili najbardziej barwną legionową formację, przede wszystkim ze względu na charakterystyczny krój mundurów. Te archaiczne już jak na lata I wojny światowej stroje nawiązywały do tradycji polskich ułanów z czasów wojen napoleońskich i powstania listopadowego. Na mundur ułana z I Brygady składały się między innymi niespotykane już nigdzie indziej wysokie czako ułańskie, dwurzędowa kurtka mundurowa, tzw. ułanka, ze sznurami określanymi mianem etyszkietów oraz kożuszek kawaleryjski podbijany futerkiem, fantazyjnie przewieszony przez ramię. Z czasem to fantazyjne umundurowanie unowocześniono.
Pod względem ewidencyjnym, szkolenia i uzupełnienia dowódcy pułku podporządkowany był Szwadron Przyboczny Naczelnika Państwa i Naczelnego Wodza. Szwadron stacjonował przy ul. Huzarskiej (później ul. 6 Sierpnia) i wraz z Kompanią Przyboczną tworzył Oddział Przyboczny. W 1922 r. pododdział przemianowany został na Szwadron Przyboczny Prezydenta Rzeczypospolitej i wszedł w skład Kwatery Wojskowej Prezydenta RP. W latach 1927-1939 2. szwadron pełnił funkcje reprezentacyjne i służbę wartowniczą w Belwederze. Przy pułku funkcjonował także 2. Szwadron Samochodów Pancernych.
W kampanii 1939 r. pułk wziął udział w składzie Mazowieckiej Brygady Kawalerii (Armia „Modlin”). Początkowo walczył na wysuniętej pozycji obronnej, a następnie w rejonie Przasnysza. Od 5 do 7 września bronił linii Narwi w rejonie Pułtuska i Serocka, a następnie wycofał się na linię Bugu.
Jednostka posiadała też specjalną odznakę zaprojektowaną przez kpr. Kajetana Stefanowicza. Została ustanowiona 5 listopada 1916 r., ma kształt okrągłej tarczy o średnicy od 41 do 45 mm: z obrzeżem w formie skręconego sznurka, z tłem drobno groszkowanym. Widnieje na nim monogram „1 PU” na tle czapki ułańskiej i dwie daty: II VIII 1914 - oznaczająca moment wyruszenia patrolu „Beliny” z Galicji do Królestwa; V XI 1916 - dzień ustanowienia odznaki. Prawo do jej otrzymania mieli żołnierze pełniący służbę co najmniej przez rok.
Od wojennego watażki do prezydenta Krakowa
Pora bliżej przedstawić bohaterską siódemkę i jej późniejsze losy. Zacznijmy od Władysława Beliny-Prażmowskiego, jednego z najbardziej zaufanych ludzi Józefa Piłsudskiego. Na czele beliniaków przeszedł cały szlak bojowy Legionów. W styczniu 1917 r. został mianowany majorem, a w grudniu 1918 r. podpułkownikiem. Po wielkiej wojnie walczył z Ukraińcami i bolszewikami. Zasłynął zdobyciem Wilna w kwietniu 1919 r.
Armię porzucił w 1929 r. i zamieszkał w Krakowie. Był tutaj prezesem Oddziału Krakowskiego Związku Legionistów, prezydentem miasta, stąd też powołano go na stanowisko wojewody lwowskiego. W 1937 r. przeszedł na emeryturę ze względu na pogarszający się stan zdrowia. Zmarł 13 października 1938 r. na atak serca w Wenecji, gdzie odbywał kurację zdrowotną. Uroczystości pogrzebowe w Krakowie stały się wielką manifestacją patriotyczną porównywalną w swych rozmiarach do tych po śmierci marszałka Piłsudskiego. Został pochowany na cmentarzu Rakowickim w Krakowie.
Ówczesne gazety donosiły: „Do tłumów zebranych na Rynku Głównym przemówił Prezydent m. Krakowa, dr Mieczysław Kaplicki. W imieniu Prezydenta RP prof. Ignacego Mościckiego oraz Marszałka E. Rydza Śmigłego wystąpił inspektor armii, gen. broni Kazimierz Sosnkowski. Po przemówieniu udekorował trumnę Wielką Wstęgą Orderu Polski Odrodzonej. Zmarły odznaczony był m.in. Krzyżem Virtuti Militari V kl., Krzyżem Niepodległości z Mieczami, Komandorią Orderu Polonia Restituta, pięciokrotnie Krzyżem Walecznych oraz pośmiertnie Wielkim Krzyżem Orderu Polonia Restituta. Trumnę złożono obok legionowej kwatery Rokitniańczyków”.
Beliniacy w swoich charakterystycznych i archaicznych nawet jak na czasy I wojny światowej mundurach stanowili chyba najbarwniejszą formację Legionów. Zwracały uwagę zwłaszcza ich niezwykle wysokie, napoleońskie czaka ułańskie, niespotykane już nigdzie indziej
Legionowy bard i kronikarz Juliusz Kaden-Bandrowski zatytułował pośmiertny artykuł o Belinie w „Gazecie Polskiej” frazą: „Ukochany oficer Wodza”. Pisał w nim: „Uśmiech (...) pojawiał się na twarzy Piłsudskiego, kiedy się Komendantowi Belina na kwaterze meldował (...), podczas bitwy nad Wisłą, na Podhalu, pod Limanową czy Nowym Sączem, otworzą się drzwi nagle i wejdzie rotmistrz Belina, zachla stany błotem aż po brwi, ten Belina o twarzy smagłej, oliwkowej, osmaganej wichrem, rozjaśnionej błyskiem wielkich stalowych oczu, ten Belina z przymarzniętym wąsem, z kudłami zwichrzonymi na głowie, (...) osobliwie postawny, niby skromny a właściwie wyzywający, dziki i radosny, bohaterski a bezczelny (...), jak gdyby zawsze czekający szalonego rozkazu ze strony Komendanta, rozkazu, by tym półtora szwadronem rozbić korpus rosyjski, zdobyć warowną twierdzę, ten Belina stukający odstrzelonym palcem twardo po mapie, niby młotkiem, ten Belina w każdej nowej miejscowości, we wszystkich nazwach, drogach, wzgórzach, dolinach, kierunkach, orientujący się od razu jakimś niezawodnym zmysłem, lepszym niż psi czy koński, ten Belina ze źdźbłami słomy na portkach i w czuprynie, zionący koniem i czarką wódki wypitą na śniadanie (...)”.
Losy pozostałej szóstki
Najmniej szczęścia z legendarnego patrolu miał Zygmunt Karwacki - „Bończa”. Poległ 4 lipca 1916 r. w bitwie pod Kostuchnówką nad Styrem. Został pochowany w zbiorowej mogile w Wołczewsku. Mogiła ta już nie istnieje. Pośmiertnie nominowano go do stopnia kapitana. Odznaczony Orderem Virtuti Militari V klasy oraz Krzyżem Niepodległości z Mieczami. Uhonorowany Odznaką Pamiątkową „Pierwszej Kadrowej”.
Stanisław Skotnicki - „Grzmot” razem z całym pułkiem „Beliny” walczył m.in. pod Krzywopłotami, Wolbromiem i Uliną Małą, na Podhalu pod Limanową, Nowym Sączem i w bitwie pod Łowczówkiem. Po kryzysie przysięgowym został internowany, przebywał w obozach Szczypiorno i Beniaminów. W Szczypiornie miał zainicjować grę w piłkę ręczną - tak przynajmniej twierdzą jego apologeci. W dwudziestoleciu piął się po stopniach kariery, nie przeszkodziło mu w tym nawet opowiedzenie się po stronie rządowej podczas zamachu majowego. 24 grudnia 1929 r. Ignacy Mościcki awansował go na generała brygady, a w 1938 r. wraz z Pomorską Brygadą Kawalerii wziął udział w akcji na Zaolziu. We wrześniu dowodził Grupą Osłonową „Czersk”. 18 września ranny pod Tułowicami, zmarł następnego dnia. W 1952 r. ekshumowany i przeniesiony na Powązki.
Janusz Głuchowski - „Janusz” szczęśliwie przeszedł szlak bojowy Legionów. W wolnej Polsce doszedł go generalskich wężyków, a 5 października 1935 r. prezydent mianował go I wiceministrem spraw wojskowych. To on we wrześniu 1939 r. wydał m.in. rozkaz utworzenia Dowództwa Obrony Warszawy z gen. Walerianem Czumą oraz rozkaz ewakuacji nad granicę rumuńską wszystkich lotników niebędących w pierwszej linii. Na emigracji został generałem do zleceń naczelnego wodza. Po wojnie był prezesem Instytutu Józefa Piłsudskiego. Zmarł 11 czerwca 1964 r. w Londynie.
Antoni Jabłoński - „Zdzisław” skończył wojnę jako rotmistrz. W kwietniu 1919 r. został ranny w czasie walk o Wilno, a potem nad Bohem. Zmarł 22 października 1920 r. w szpitalu we Lwowie. Pochowany na cmentarzu parafialnym w Modliborzycach koło Opatowa. Pośmiertnie został mianowany podpułkownikiem.
Stefan Kulesza - „Hanka” odznaczył się w walkach w czasie I wojny i z bolszewikami (17 sierpnia 1920 r. podczas kilkugodzinnej obrony jego oddział zmusił Armię Czerwoną do odwrotu spod Płońska). W II RP doszedł do godności dowódcy XVII Brygady Kawalerii w Hrubieszowie, a we wrześniu walczył m.in. pod Rawą Ruską. Historyk Paweł Piotr Wieczorkiewicz uznał, że „Hanka” jako dowódca grupy „zapisał ładną kartę w końcowym etapie kampanii (...) i w walce z Rosjanami”. Wojnę spędził w Oflagu VIIA Murnau. Zmarł w Londynie 5 czerwca 1964 r.
Ostatni z „Siódemki” - Ludwik Skrzyński - „Kmicic” - całe dorosłe życie spędził w armii. 12 marca 1929 r. został mianowany dowódcą Brygady Kawalerii „Białystok”, później Podlaskiej Brygady Kawalerii. Na jej czele ruszył na Niemców. Po bitwie pod Kockiem trafił do niewoli w Oflagu II B Arnswalde. Po wojnie pracował jako robotnik w Anglii. Na łamach „Przeglądu Kawalerii i Broni Pancernej” opublikował wiele artykułów oraz swoich wspomnień i relacji z I i II wojny światowej. Zmarł 14 lutego 1972 r. w Manchesterze.
Beliniacy na srebrnym ekranie
W grudniu 1934 r. na ekrany weszła komedia „Śluby ułańskie” wyreżyserowana przez Mieczysława Krawicza. Scenariusz napisali Marian Hemar i Kazimierz Andrzej Czyżowski. Film był celuloidową wersją legendy o „Siódemce Beliny”.
Nawet dziecko mogło skojarzyć bohaterów „Ślubów ułańskich” ze sławionymi przez sanację oficerami. Rzecz pokrótce idzie tak: oto płk Gończa (grał go Franciszek Brodniewicz) zostaje dowódcą pułku ułanów. Z tej okazji spotyka się z kadrą dowódczą w kasynie oficerskim na uroczystej kolacji, podczas której jej uczestnicy ślubują wieczny stan kawalerski. Wieczorem przyjaciel Gończy major Załęski (Witold Conti) zagłębia się w lekturze prowadzonego przez siebie pamiętnika i oddaje wspomnieniom...
Był rok 1914, gdy jako 16-letni chłopak wstępuje do Legionów i wyrusza na wojnę. Z grupą kawalerzystów, których dowódcą jest Gończa, pieszo i z siodłami na plecach docierają do majątku we wsi Pleszczowice, gdzie zostają gościnnie przyjęci przez jego właściciela Stanisława Pleszczyńskiego (Aleksander Żabczyński) i jego żonę Marię (Maria Modzelewska).
Pleszczyński zgadza się na rekwizycję koni i wyrusza razem z ułanami na wojnę. W domu pozostaje Maria, w której zakochał się Gończa, i mała Krzysia, siostrzenica dziedzica. Wojna, na której wachmistrz Pleszczyński ginie, dobiega końca... Mija kilkanaście lat. Pułk, w którym służą Gończa i Załęski, wyrusza na manewry, które odbywają się w okolicy wsi Pleszczowice...