Robert kumplom zdradził, o której godzinie i gdzie pod Gorlicami pojawi się właściciel kantoru z gotówką. Uzbrojeni dwaj bandyci pojechali, by dokonać skoku z bronią palną. Dopiero teraz, 15 lat od tych wydarzeń, jest sądowy finał sprawy.
Kantorowiec do dziś pamięta tamten dzień 13 maja 2003 r. W dalszym ciągu prowadzi kantor więc, by nie wywoływać dodatkowego stresu nazwiemy go imieniem Marek.
- Teraz wiem, że muszę liczyć na siebie, więc mam broń dla samobrony. To nauczka z tamtego zdarzenia - opowiada.
Zgodnie z pewną praktyką prowadził interesy ze znajomym właścicielem kantoru z Nowego Sącza i sprzedawał mu waluty po atrakcyjnej cenie. W celu transakcji spotykali się na stacji benzynowych między Sączem, a Gorlicami.
Spotkanie w Siołkowej
Dzień przed opisywanym tu napadem 12 maja, Robert, czyli pracownik kantoru z Sącza wskazał inne miejsce na wymianę pieniędzy i zaproponował zatoczkę przy głównej drodze w Siołkowej, kilka kilometrów od miejsca, w którym zwyczajowo spotykało się dwóch właścicieli kantorów.
Marek przystał na tę zmianę. Robert się pojawił w imieniu szefa, doszło do wymiany pieniędzy i umówili się, że być może następnego dnia dojdzie do kolejnej transakcji. Kantorowiec w Gorlic faktycznie 13 maja zatelefonował do Sącza. W kantorze słuchawkę podniósł Robert.
Obaj sprawcy napadu mieli na głowach kominiarki, a jeden z nich przy sobie broń palną
Sąd Okręgowy w Krakowie
Czytaj więcej:
- Ludzie od „Pyzy”
- Uniewinnieni i jeden winny
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień