Słabo zaczęli weekend, ale jak go skończyli! Anwil leżał na deskach

Czytaj dalej
Fot. Mariusz Kapała
Andrzej Flügel

Słabo zaczęli weekend, ale jak go skończyli! Anwil leżał na deskach

Andrzej Flügel

Bardzo pracowity weekend spędził Stelmet. Na początek porażką pożegnał się z Euroligą, na koniec zmasakrował mocny w tym sezonie Anwil wygrywając 91:64.

W piątkowy,wieczór, 18 grudnia zielonogórzanie zakończyli swoje występy w Eurolidze. Walczyli z Pinarem Karsyiaka, mistrzem Turcji, który też nie zdołał awansować. Stawką było piąte miejsce i inni rywale w drugiej rundzie Eurocupu.

Po zaciętym meczu przegraliśmy 81:83 i zajęliśmy ostatnie miejsce w grupie C

Na podsumowanie naszej pucharowej przygody w tym sezonie przyjdzie jeszcze czas, bo przecież przed Stelmetem jeszcze kolejne wyzwania. Drugie starcie z Euroligą kończymy z pewnym niedosytem. Z jednej strony, mając praktycznie najniższy budżet ze wszystkich grających w elicie zespołów, trudno było stawiać na awans. Z drugiej strony bilans dwa zwycięstwa i osiem porażek jest powtórzeniem wyniku sprzed dwóch lat, a obecny zespół jest mocniejszy od tamtego i został zbudowany właśnie po to by, spróbować awansować do Top-16. Brak naszej obecności w tym gronie był mimo wszystko w jakiś sposób zakładany i nie jest tragedią.

Martwi aż osiem porażek, w tym kilka w bardzo słabym stylu. To pokazuje jak jeszcze nam daleko do europejskiej czołówki.

To już jednak historia

Gramy w drugiej rundzie Eurocupu. Jeśli wyjdziemy z grupy to sezonu pucharowego nie będzie można uznać za stracony. Biorąc pod uwagę skład naszej, jest na to spora szansa. Gramy z rosyjskim Zenitem Sankt Petersburg, niemieckim MHP Riesen Ludwigsburg i włoskim Umana Reyer Wenecja. Stelmet czekają znów bardzo intensywne tygodnie. Zaczynamy już w środę 5 stycznia w Ludwigsburgu meczem z MHP Riesen (początek o godz. 20). Potem gramy co tydzień. Mecze Top-32 Eurocupu odbywają się we wtorki i środy. Kolejne spotkania nie mają jeszcze konkretnych terminów, ale wiadomo już w jakiej kolejności i z kim gramy. Oto rozkład jazdy: 12 lub 13 01. w Umana Reyer;19-20.01 z Zenitem (oba mecze w Zielonej Górze); 26-27.01 z Zenitem w Sankt Petersburgu; 2-3.02 z MHP Riesen u siebie, wreszcie na koniec 9-10.02 z Umana Reyer na wyjeździe

Na pucharowe pojedynki mamy jeszcze czas. Trwa liga.

Weekend kończyliśmy meczem z Anwilem. Zespołem, który chce wrócić do ścisłej czołówki ekstraklasy i zapomnieć o poprzednim, nieudanym sezonie. Można było się obawiać tego spotkania. Przegraliśmy trzy kolejne mecze: z Panathinaikosem w Atenach, ze Startem w Lublinie i w piątek, z Pinarem. Wielu komentatorów sugerowało zmęczenie, "dołek" Stelmetu i czekało na sensację. Te prognozy miały jakieś podstawy, szczególnie biorąc pod uwagę to co nasi pokazali w Lublinie. Anwil notował przed niedzielnym wieczorem tylko jedną porażkę więcej niż mistrz. Ma w ekipie Davida Jelinka i Chamberlaina Oguchiego, uznanych za jednych z najlepszych zawodników ligi i ma obok nich kilku bardzo dobrych zawodników. Zielonogórzanie mieli prawo być zmęczeni, a włocławianie wprost przeciwnie.

Zielonogórzanie zagrali bardzo dobrze, z wielką determinacją, energią i skutecznością. Zupełnie nie wyglądali na zespół, który ma w nogach już tyle spotkań.

Rywal, który z tak dobrej strony pokazał się w tym sezonie był zupełnie bezradny. Wygraliśmy 91:64, a gdybyśmy chcieli, to zwycięstwo mogłoby być jeszcze bardziej okazałe. Przewagę gospodarzy w każdym elemencie pokazują statystyki. Stelmet miał 48,5 proc. skuteczności z gry (32 celne na 66 prób), Anwil 32,2 (19/59). Nasi mieli 44,8 proc. rzutów za trzy (13/29), Anwil 26,9 (12/33). Za dwa Stelmet osiągnął dobrą średnią 51,4 proc. (19/37), przy zaledwie 36,4 proc. (12/33) rywala. Gospodarze mieli 41 zbiórek, goście zaledwie 28. Miażdżąco wygraliśmy asysty 25:12. Mieliśmy 15 strat, goście 18.

- Wielkie gratulacje dla Stelmetu - powiedział szkoleniowiec Anwilu Igor Milicić. - Nie mieliśmy wiele atutów, żeby walczyć z tak dobrym zespołem, który prezentował euroligowy poziom. Dziś nie mogliśmy się z nim równać. Przed nami kolejne mecze, przed którymi musimy się skoncentrować. Nic nam nie wychodziło. Nie było momentu przełomowego. Długo wierzyliśmy, że zdołamy coś zmienić. Ale Stelmet był w świetnej dyspozycji. Nie mogliśmy nic zrobić.

Saso Filipovski: - Wielkie gratulacje dla moich asystentów, którzy w ciągu jednego dnia przeanalizowali wiele meczów Anwilu. Gratuluję fizjoterapeutom, także oczywiście zawodnikom.

- Jestem dumny, że jestem trenerem takiego zespołu. Dzieliliśmy się piłką, zagraliśmy naprawdę dobry mecz. Jesteśmy dalecy od euforii, to tylko wygrane spotkanie Mamy bilans 10 zwycięstw, jedna porażka i walczymy dalej. Dziękuję kibicom za to, że przyszli nam nas wspierać - mówił Filipovski.

Tyle trenerzy. Stelmet nie odpoczywa. W środę, 23 grudnia podejmuje Asseco Gdynia. Do tematu wrócimy.

Andrzej Flügel

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.