20 listopada 1900 r. w Krakowie odbył się ślub Lucjana Rydla z Jadwigą Mikołajczykówną. Goście bawili się na weselu w Bronowicach...
Jesienią 1900 r. cały Kraków żył ślubem Lucjana Rydla. Popularny w mieście poeta i literat, syn profesora Wszechnicy Jagiellońskiej, zakochał się w córce gospodarza z Bronowic. To nic, że się zakochał – postanowił się z nią ożenić. Wprawdzie takie mezaliansy popełnili już wcześniej malarze Włodzimierz Tetmajer i Stanisław Wyspiański, ale dla statecznego krakowskiego mieszczaństwa (no i arystokracji) nadal było szokujące, że ktoś z dobrych sfer chce się w ten sposób wiązać z chłopstwem…
Ślub miał więc być sensacją i wielu krakowian zamierzało obejrzeć na własne oczy to wydarzenie. Rodzina pana młodego starała się trzymać datę w tajemnicy, ale w tak małym i rozplotkowanym mieście jak Kraków nic nie mogło się ukryć. Tym bardziej, że oczywiste było miejsce ślubu - kościół Mariacki, do którego parafii należały Bronowice. Szybko więc stała się ona tajemnicą poliszynela.
Ślub i trup
Wśród chętnych do wzięcia udziału w tym ważnym towarzyskim „evencie” była oczywiście profesorowa Zofia Szczupaczyńska. Ta stateczna krakowska mieszczka hobbistycznie zajmująca się rozwiązywaniem zagadek kryminalnych nie mogła odpuścić tak ważnego towarzysko wydarzenia. Wszak uważała się za należącą do wyższych sfer krakowskiej socjety i obecność na „skandalu sezonu” uważała za swój obowiązek.
Zofia przewidując, że nie znajdzie się na liście zaproszonych gości, zawczasu wymogła na młodym Tadeuszu Żeleńskim - swoim współpracowniku przy rozwiązywaniu zagadek kryminalnych - by zabrał ją na ślub. A 20 listopada rano, odpowiednio ubrana, udała się do kościoła Mariackiego, by być świadkiem zaślubin poety z gospodarską córką. Gdy jednak wyszła ze swojej kamienicy Pod Pawiem przy ul. Św. Jana 30, jej uwagę przyciągnęło niewielkie zgromadzenie naprzeciwko, pod kamienicą Chwalibogowską pod numerem 13.
Dostrzegła tam swojego starego znajomego, sędziego śledczego Rajmunda Klossowitza, a to oznaczało, że na ul. Św. Jana popełniono jakieś przestępstwo. Tego Zofia Szczupaczyńska nie mogła przepuścić. Ryzykując spóźnienie na ślub wypytała sędziego o sprawę. Ten z lekkim wahaniem przyznał, że na podwórzu kamienicy znaleziono martwego młodego człowieka z rozbitą głową. Nie miał dokumentów, ani innych osobistych drobiazgów. Szykowała się więc kolejna kryminalna zagadka dla profesorowej. Póki co jednak musiała szybko opuścić miejsce zbrodni i biec na Rynek, by nie przegapić ślubu Lucjana Rydla z Jadwigą Mikołajczykówną.
Tak zaczyna się czwarty tom kryminalnych przygód Zofii Szczupaczyńskiej w findecieclowym Krakowie, napisany przez Marylę Szymiczkową (czyli Jacka Dehnela i Piotra Tarczyńskiego) i zatytułowany „Złoty róg”. Jego ważnym elementem jest wesele Lucjana Rydla i tajemnicze wydarzenia, do jakich na nim doszło. A zabójstwo na podwórzu kamienicy Chwalibogowskiej przy Św. Jana 13 okazało się z nimi mocno związane.
Strzępy rozmów
Chętnych do obejrzenia ślubu poety Rydla i wiejskiej dziewczyny było mnóstwo. Tłumy oblegały kościół i Zofii z najwyższym trudem udało się dostać do środka i przepchnąć w pobliże wejścia do kaplicy Matki Boskiej Częstochowskiej, gdzie miała się odbyć uroczystość. Już straciła nadzieję, że uda się jej tam wejść, gdy dostrzegła wchodzącego Tadeusza Żeleńskiego. „Doprawdy, panie Tadeuszu, niektórzy nie mają za grosz przyzwoitości, żeby tak się wpychać na ślub ludzi, z którymi nic ich nie łączy” – powiedziała, chwytając za ramię zaskoczonego Żeleńskiego i wchodząc z nim do kaplicy…
Po ślubie goście z Bronowic wrócili do siebie, aby świętować wesele w swoim gronie. Miastowi dołączyli następnego dnia, czyli w środę 21 listopada. Zofia do dworku Tetmajerów udała się fiakrem razem z Tadeuszem Żeleńskim, któremu oficjalnie towarzyszyła. Dworek malarza, w którym odbywała się uroczystość promieniał światłem i tętnił muzyką. „Tańce, ściślej rzecz ujmując, odbywały się wszędzie, ale»w salonie państwa Tetmajerów« urządzono salę taneczną. W rogu orkiestra przygrywała wesołego oberka, a wokół suto zastwionego stołu wirowali goście - głównie młodzi, skoczni, energiczni, którzy co jakiś czas wpadali i ocierając rumiane twarze z potu, dyszeli jak szczenięta, popatrując na siebie ochotnie, niesyci, po czym zaraz wracali do korowodu”.
W dworku Tetmajera Szczupaczyńska natyka się na Kliminę, wdowie po wójcie, z którą prowadzi taką oto konwersację: - Jak tam na roli, pani Klimino? - Przeca teraz się nie sieje, profesórowo. – A powiedzcie, gospodyni, ma też ona co? – A ma, ma, zaś by tam nie miała. Bidna mysz, a ma tyż!
Wśród weselnych gości bohaterka dostrzega m.in. redaktora „Czasu” Rudolfa Starzewskiego, ciotkę pana młodego Antoninę Domańską, starostę weselnego Czepca, żonę gospodarza Annę, parobków Kaspra i Jaśka oraz milczącego Stanisława Wyspiańskiego. Słucha dobiegających ją strzępów rozmów: - My tu cytomy gazety i syćko wiemy! Pon się boją we wsi ruchu, pon nos obśmiwajom! – Ja ci powiem , że kcom nas te panny. – E, kpiom ino. – Życie nasze nic nie warte… evviva l’arte, evviva l’arte… kult Bachusa i Asztarte… całuj w usta pannę Martę… - Chopin gdyby żył, to by pił.
Czapka z piórem
Za oknem Szczupaczyńskiej miga oszpecona twarz upiora, a za węgłem dworku natyka się niespodziewanie na… sędziego Klossowitza, który jak twierdzi jest na weselu służbowo w pewnej niezwykle ważnej sprawie. I rzeczywiście, Zofia podsłuchuje rozmowę gospodarza, czyli Włodzimierza Tetmajera, z młodzieńcem nazywanym Zawiszą i siwobrodym starcem w futrze, który jako żywo przypomina jej Wernyhorę z Matejkowskiego obrazu. Wymiana zdań jest burzliwa. Tetmajer i Wernyhora domagają się od Zawiszy wydania jakiejś ważnej rzeczy, której ten wszak nie chce oddać bez podania właściwego hasła.
Ukryty w zawiniątku artefakt zostaje mu odebrany siłą (przy pomocy parobków Jaśka i Kaspra) i trafia do sakwy Wernyhory, który ma go zawieźć do Kongresówki i przekazać tamtejszej tajnej organizacji niepodległościowej. Gdy jednak siodła w stodole konia, ktoś na niego napada i poważnie rani w głowę. Misję przewiezienia artefaktu za kordon Tetmajer powierza Jaśkowi. Ten przed wyruszeniem chce jeszcze zabrać swoją czapkę z pawim piórem…
W śledztwie, które poprowadzi profesorowa Szczupaczyńska, splotą się zabójstwo w kamienicy przy św. Jana, tajemnicza organizacja niepodległościowa z Kongresówki, do której należy Tetmajer, krakowska policja, austriacki wywiad, rosyjska Ochrana oraz cenny zegarek skradziony z Muzeum Książąt Czartoryskich.
Autorzy książki zgrabnie wykorzystali w fabule znane wszystkim wątki z „Wesela” Stanisława Wyspiańskiego – postacie, dialogi, miejsca, symbole - używając ich w stworzonej przez siebie intrydze kryminalnej. Oddali też świetnie atmosferę bronowickiego wesela pełnej muzyki, tańca, rozmów, krzyków, namiętności i poezji. „Ludzie stali również przed domem, w plamach światła bijącego przez czarne kwadraty
okien: tu barwne stroje chłopów, czerwone, białe, niebieskie, a nawet sutanna księdza i chałat rozmawiającego z nim arendarza przybierały zupełnie inne kolory: od strony domu kładła się a nich ciepła żółć, a od strony nieprzystępnej nocy – chłodny błękit” – czytamy w książce.
Nie tak było!
Tyle powieść. A jak było naprawdę z weselem Lucjana Rydla? Datę ślubu rzeczywiście trzymano w tajemnicy, ale i tak pod kościół Mariacki ściągnęły żądne sensacji tłumy. Po uroczystości państwo młodzi wymknęli się bocznym wyjściem na ulicę Floriańską i udali do domu matki Rydla. Tam nastąpiła oficjalna prezentacja panny młodej bliższej i dalszej rodzinie Lucjana. Z kolei drużbowie i druhny pojechali wozem do jego mieszkania, gdzie zjedli śniadanie. Reszta wiejskich gości wróciła do Bronowic, by bawić się w wynajętej na tę okazję karczmie Hirsza Singera.
Krakowscy goście na weselną zabawę zaproszeni zostali na następny dzień – środę 21 listopada. Na liście gości znaleźli się m.in. Żeleńscy, Domańscy, Pareńscy, Wyspiańscy, redaktor Rudolf Starzewski, malarz Jan Skotnicki, poeta Kazimierz Przerwa Tetmajer. O wiele więcej gości zaproszono z Bronowic. Bronowiczanie bawili się w chacie Mikołajczyków, miastowi w dworku Włodzmierza Tetmajera. Podział szybko się zatarł, towarzystwo zbratało się ze sobą, w czym niewątpliwie pomógł alkohol.
U Tetmajerów tańczono w pokoju przylegającym do kuchni, goszczono się zaś w drugiej izbie oddzielonej sienią. Podawano mięsa, kiełbasy, pieczywo, kołacze, placki. Wznoszono toasty. O północy odbyły się czepiny zorganizowane przez weselną starościnę Kliminę. Panna młoda tańczyła z druhną, potem z kolejnymi pannami i mężatkami. Kobiety śpiewały przyśpiewki. Wreszcie panieński stroik Jadwigi zmieniono na małżeński czepiec.
Wszystko to obserwuje milczący Stanisław Wyspiański, który na wesele przybył z żoną Teodorą (też chłopką) i córeczką Heleną. Wielu uczestników wesela zapamiętało poetę opartego o framugę drzwi do izby tanecznej, małomównego, niepijącego i nietańczącego. To, co Wyspiański dostrzegł i zapamiętał umieścił potem w swoim niezwykłym dramacie „Wesele”.
A co na to profesorowa Szczupaczyńska? Gdy w prologu „Złotego rogu” wychodzi z przedstawienia, w teatralnym holu słychać jej oburzony okrzyk: „- To przecież w ogóle nie tak było!”.
[polecane]25582619,25572851,24424163,25582265[/polecane]