Słynna mistyczka ze Stróż koło Zakliczyna może już wkrótce zostać błogosławioną
Teologowie mówią o Mariannie Marchockiej, że jest „polską Teresą od Jezusa”, czym przyrównują ją do jednej z największych mistyczek Kościoła - świętej Teresy z Avilla, która żyła w XVII wieku. Podobieństw w biografiach tych karmelitanek jest niemało.
Obie były wielkimi reformatorkami jednego z najbardziej surowych zakonów w Kościele, obie przeżywały wiele doświadczeń mistycznych. W przypadku polskiej zakonnicy były to stygmaty, czyli ślady męki Jezusa na własnym ciele czy bilokacja, czyli dar przebywania w dwóch miejscach jednocześnie. Obie pozostawiły po sobie pisma, które stały się klasyką literatury duchowej.
Teresa od Jezusa jest od prawie 400 lat świętą i doktorem Kościoła, siostra Marchocka natomiast jest coraz bliżej beatyfikacji. Akta jej procesu analizowane są przez teologów w Rzymie, badany jest cud dokonany za jej wstawiennictwem i z opinii, które słychać ze stolicy chrześcijaństwa wynika, że zakończenie bardzo wnikliwych i starannych procedur zmierza do szczęśliwego końca.
W żyłach Marianny Marchockiej płynęła błękitna krew. Pochodziła ze szlacheckiej rodziny osiadłej pod Zakliczynem, która pieczętowała się herbem Ostoja. Urodziła się w 1603 roku. Marchoccy byli bardzo pobożną rodziną. Siostra kandydatki na ołtarze wstąpiła do starosądeckiego klasztoru klarysek. Rodzice nie chcieli, by ich druga córka także wstępowała do klasztoru.
- Marianna jednak mocno postawiła się, twierdząc że swoją przyszłość widzi w Karmelu. W tym postanowieniu miał ją umacniać święty Józef, który jej się objawiał. I tak trafiła do Krakowa - mówi ks. prof. Janusz Królikowski, teolog. - Już w dzieciństwie słynęła z pobożności. Mając pięć lat po raz pierwszy przystąpiła do spowiedzi, dwa lata później przyjęła komunię. Jak czytamy w żywotach, miała dość oryginalny sposób zabawy. Wolne chwile wykorzystywała bowiem na... budowanie kościołów - dodaje.
Jako 17-latka składa pierwsze śluby zakonne. Później jej losy związane są z klasztorami we Lwowie i Warszawie (była fundatorką tego ostatniego).
Wiadomo, że wielokrotnie do furty stołecznego klasztoru pukali król Jan Kazimierz i jego żona Ludwika Maria, a także kanclerz Jerzy Ossoliński oraz młody Jan Sobieski.
Prosili oni sławną mniszkę o modlitwę w swoich sprawach rodzinnych, jak i publicznych. Wszak była to epoka zawieruch wojennych w Rzeczypospolitej, związanych z powstaniem Chmielnickiego i zagrożeniem ze strony Szwedów, które w 1655 roku zaowocowało Potopem. Marianna Marchocka umiera w opinii świętości w Warszawie w 1652 roku.
Jej ciało nie ulega rozkładowi. W 1818 roku przewieziono je do klasztoru przy ulicy Wesołej w Krakowie, gdzie znajduje się do dziś.
Starania o beatyfikację rozpoczęto jeszcze w XIX wieku. Zabiegał o nie szczególnie ulubiony święty Jana Pawła II - Rafał Kalinowski. Później na wiele lat sprawa beatyfikacji utknęła w martwym punkcie. Wznowiono ją dopiero w 2007 roku. Dwa lata temu cała dokumentacja trafiła do Rzymu.
- To doskonały patron na dzisiejsze czasy. Pokazuje siłę i potrzebę modlitwy za Ojczyznę i za tych, którzy nami rządzą. Podkreśla rolę modlitwy, jako aktu politycznego. Zaś jej autobiografia to istna perełka literatury z zakresu duchowości i mistyki - podsumowuje ks. prof. Królikowski