„Solidarność” bez kobiet była niemożliwa, choć to nie one stawały na czele

Czytaj dalej
Fot. Archiwum „Dziennik Bałtycki”
Krzysztof Ogiolda

„Solidarność” bez kobiet była niemożliwa, choć to nie one stawały na czele

Krzysztof Ogiolda

Marta Dzido, współautorka filmu „Solidarność według kobiet” i autorka książki „Kobiety Solidarności”. W ubiegłym tygodniu spotkała się z Opolanami w Centrum Dialogu Obywatelskiego.

We wstępie do książki „Kobiety Solidarności” pisze pani, że do pracy nad nią raczej panią zniechęcano, bo kogo to po latach interesuje. A skoro już musi pani pisać o historii, to może lepiej wybrać starożytny Egipt.
Może to był właśnie jeden z powodów, bo o Egipcie uczyliśmy się w szkole przez cały semestr. A o „Solidarności” mieliśmy dokładnie jedną lekcję, że Lech Wałęsa przeskoczył przez płot, powstała „Solidarność”, a później wolna Polska. Tych powodów było dużo. Jak mówiłam podczas spotkania w Opolu, jednym z pretekstów był 10 kwietnia. Nie pamiętam, w której to było telewizji, ale kiedy na pasku wyświetlano nazwiska osób, które zginęły w Smoleńsku, obok Anny Walentynowicz pojawiła się informacja „osoba towarzysząca”. Pomyślałam wtedy, że jeśli czegoś nie zrobimy, to kobieta, w obronie której ogłoszono strajk w stoczni i która w czasie tego strajku odegrała bardzo ważną rolę, może za 5-10 lat pozostać już tylko osobą towarzyszącą. I uznałam, że trzeba się spotkać z tymi, którzy jeszcze żyją i porozmawiać o tamtych czasach. Była też legenda o napisie, który podobno wisiał na murach gdańskiej stoczni: „Kobiety, nie przeszkadzajcie nam, my walczymy o Polskę”. Kiedy zaczęłam temat drążyć, trafiłam na książkę Shany Penn „Sekrety Solidarności” i Ewy Kondratowicz „Szminka na sztandarze”. Przekonałam się, jak wiele z tej historii nie wiemy. To sprowokowało do poszukiwań.

I najpierw do pracy nad filmem „Solidarność według kobiet”, którego jest pani współautorką.
Zaczęliśmy zdjęcia do filmu. Spotykałyśmy się z jego bohaterkami, najpierw w Warszawie z Ludwiką Wujec, później w Gdańsku z Joanną Gwiazdą. One dawały nam kontakty do kolejnych koleżanek, często zapomnianych. Tak trafiliśmy do Ewy Kubasiewicz, do Jadwigi Chmielowskiej. Po kilkunastu miesiącach poszukiwań odnaleźliśmy Ewę Ossowską.

Pozostało jeszcze 84% treści.

Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.

Zaloguj się, by czytać artykuł w całości
  • Prenumerata cyfrowa

    Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.

    już od
    3,69
    /dzień
Krzysztof Ogiolda

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.