Krakowski Oddział IPN i "Dziennik Polski" przypominają. 17 kwietnia 1989 r. Sąd Wojewódzki w Warszawie ponownie wpisał do rejestru organizacji związkowych NSZZ „Solidarność”.
Trzy dni później tę samą procedurę zastosowano wobec „Solidarności” Rolników Indywidualnych. Ponowna rejestracja związku nastąpiła na mocy kontraktu dokonanego przy okrągłym stole. Warto przypomnieć, że to postulat przywrócenia legalnej działalności „Solidarności”, a nie zgoda komunistów na częściowo wolne wybory, był najważniejszą kwestią, nad którą toczono dyskusje w trakcie przygotowań i podczas obrad okrągłego stołu.
Reaktywowanie „Solidarności” nie jest słuszne
Katastrofalna sytuacja ekonomiczna pod koniec lat osiemdziesiątych i spowodowane nią rosnące niezadowolenie społeczne zmusiły komunistów do pojęcia rozmów z umiarkowanym odłamem opozycji. Nie było to równoznaczne z tym, że władze mają zamiar dopuścić do ponownej rejestracji „Solidarności” – zdelegalizowanej wraz z wprowadzeniem stanu wojennego w 1981 r. Żądania jej zalegalizowania pojawiły się podczas wiosennej i letniej fali strajków 1988 r., ale rozmowy na ten temat podjęto wczesną jesienią. Na początku września, a więc kilka dni po pierwszym spotkaniu Lecha Wałęsy i szefa MSW Czesława Kiszczaka z 31 sierpnia, Wydział Polityczno-Organizacyjny Komitetu Centralnego PZPR zapewniał komitety wojewódzkie partii, że „nie formułowano w rozmowie z L. Wałęsą żadnych gwarancji rejestracji »Solidarności«”. Zdawano sobie sprawę, że „rozmowy mogą przyspieszyć procesy różnicowania się wewnętrznego opozycji, […], ukształtowania się jej konstruktywnej części gotowej do dialogu z władzą i wspólnego ponoszenia odpowiedzialności”, ale jednocześnie przekonywano, że „reaktywowanie »Solidarności« nie jest słuszne zarówno z przyczyn o charakterze systemowym, jak i ze względu na historyczną krótkowzroczność polityczną i programową takiej koncepcji ruchu zawodowego”.
Kiszczak przekonywał, że kierownictwo PZPR „nie ma zbytnich złudzeń co do ewentualnych dużych korzyści z tych rozmów”. Jednocześnie zaznaczał, że potencjalny kompromis z umiarkowaną częścią opozycji ma swoją granicę. „Taką granicą jest reaktywowanie »Solidarności«, do czego nie możemy dopuścić” – mówił. Podobnego zdania był ówczesny premier Mieczysław Rakowski, który w rozmowie z Sekretarzem Generalnym Komitetu Centralnego Komunistycznej Partii ZSRS Michaiłem Gorbaczowem przyznawał: „odnowienie »Solidarności« oznaczałoby nasz koniec”.
Jednak pomimo tych deklaracji, zarówno we władzach KC PZPR, jak i w MSW rozważano różne warianty, w tym także skutki ewentualnej legalizacji „Solidarności”. Grupa Operacyjno-Sztabowa działająca w Sekretariacie Szefa SB w dokumencie opracowanym na początku września 1988 r. wśród zagrożeń związanych z ponowną rejestracją związku wymieniała: odtworzenie centralnego ośrodka „skupiającego wszelkie destrukcyjne wobec socjalizmu siły polityczne”, negatywny wpływ na „sytuację i pozycję Polski w sojuszu państw socjalistycznych”, możliwość „rozbicia jedności partii”, a także wzrost aktywności Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego i Stronnictwa Demokratycznego, które „będą dążyć do zagwarantowania sobie jeszcze większego wpływu na władze”.
A zatem plany strony rządowej odbiegały od tego, czego oczekiwała strona opozycyjna. Podczas negocjacji toczących się od jesieni 1988 r. w ośrodku MSW w podwarszawskiej Magdalence próbowano wypracować kompromis.
Krok w stronę legalizacji
Przeciwnikiem ponownego zalegalizowania „Solidarności” był wówczas Alfred Miodowicz, przewodniczący prorządowych związków zawodowych zrzeszonych w Ogólnopolskim Porozumieniu Związków Zawodowych (OPZZ). Prawdopodobnie obawiał się, że porozumienie PZPR i opozycji podkopie status kierowanej przez niego organizacji związkowej. By umocnić swoją pozycję, a z drugiej strony by skompromitować Lecha Wałęsę, zaproponował mu udział w debacie telewizyjnej. Odbyła się ona 30 listopada 1988 r. i transmitowana była na żywo w pierwszym programie TVP. Jej skutek, wbrew oczekiwaniom Miodowicza, był odwrotny. Zdecydowanym zwycięzcą okazał się Wałęsa.
Rezultatem debaty był wzrost poparcia społecznego dla legalizacji „Solidarności”. „Nie ulega wątpliwości, że po tej debacie pozycja Wałęsy w Polsce bardzo się umocni. Właściwie trudno będzie przekonać kogokolwiek, dlaczego nie godzimy się na uznanie »S[olidarności]«. […] Po audycji zadzwoniłem do W[ojciecha] J[aruzelskiego]. Był wściekły. […] W istocie rzeczy, Miodowicz stworzył nową sytuację polityczną w kraju” – zanotował w swoim dzienniku Mieczysław Rakowski. Natomiast Wojciech Jaruzelski, ówczesny I sekretarz KC PZPR i przewodniczący Rady Państwa, oceniając przebieg debaty Miodowicza z Wałęsą przyznawał: „jeśli już mówimy o tej rozmowie nieszczęsnej, to ona jednak wyrządziła pod tym względem wielkie szkody. Gwałtownie nastąpił przyrost tych, którzy uważają, że »Solidarność« trzeba zalegalizować. [...] Zmienił się wizerunek Wałęsy i zmieniło się podejście do »Solidarności«”.
Jaruzelski i jego najbliższe otoczenie uświadomili sobie, że dalszy opór wobec legalizacji „Solidarności” nie ma już sensu i trzeba się na nią zgodzić, by PZPR nie straciła kontroli nad sytuacją. Na szczeblach kierownictwa partyjnego decyzja zapadła po koniec 1988 r. Pozostało jedynie przekonać do niej wszystkich członków aparatu władzy i ustalić własny scenariusz zgody na legalizację związku. X Plenum KC PZPR obradujące w połowie stycznia 1989 r. pozytywnie odniosło się do decyzji kierownictwa. Zaakceptowały ją też władze sowieckie. Sprawa wydawała się więc przesądzona. Został spełniony wstępny warunek, od którego strona opozycyjna uzależniała przystąpienie do rozmów przy okrągłym stole.
Legalizacja zamiast relegalizacji
Komuniści dążyli do tego, by legalizacja „Solidarności” została dokonana na ich zasadach. Uczestniczący w rozmowach w Magdalence Stanisław Ciosek, członek Biura Politycznego i sekretarz KC PZPR, przyznawał: „chcemy rozpocząć proces legalizacji, ale musi to być tak jak kontrolowany wybuch jądrowy”. Scenariusz ten udało się zrealizować. Reprezentanci umiarkowanego odłamu opozycji, którzy zasiadali przy okrągłym stole, wbrew stanowisku Grupy Roboczej Komisji Krajowej NSZZ „Solidarność”, utworzonej w kwietniu 1987 r. m.in. przez: Andrzeja Gwiazdę, Seweryna Jaworskiego, Mariana Jurczyka, Jerzego Kropiwnickiego, Jana Rulewskiego czy Andrzeja Słowika, zgodzili się na legalizację Związku na podstawie ustawy z 1982 r. Dla komunistów był to jasny sygnał. Uznali to za rezygnację z relegalizacji „Solidarności”. „Udało nam się uzyskać bardzo ważne i z politycznego punktu widzenia ogromnie doniosłe oświadczenie, iż to o co »Solidarność« zabiega jest legalizacją, a nie relegalizacją [...] Skutki relegalizacji oznaczałyby jakby podważenie decyzji podejmowanych zarówno 13 grudnia 1981 r., jak i w październiku 1982 r., kiedy wchodziła nowa ustawa delegalizująca” - mówił Aleksander Kwaśniewski podczas posiedzenia Biura Politycznego KC PZRR w lutym 1989 r. Jego zdaniem takie rozwiązanie ugruntowywało podział w „Solidarności” między umiarkowaną, skłonną do kompromisów grupą Wałęsy a jego adwersarzami.
Decyzję Sądu z 17 kwietnia 1989 r. w sprawie legalizacji „Solidarności” przyjęto entuzjastycznie. Ale nie wszyscy zdawali sobie sprawę z ceny, jaką trzeba będzie za to zapłacić. Nieliczni zwracali wówczas uwagę na to, że aneks dodany do statutu „Solidarności” zawieszał artykuły sprzeczne z ustawą o związkach zawodowych z 1982 r., w tym m.in. prawo do strajku. Ponadto do czasu nowego krajowego zajazdu delegatów jako reprezentanta związku uznawano Krajową Komisję Wykonawczą, a nie wybraną w 1981 r. Komisję Krajową. Potwierdziły się prognozy Kwaśniewskiego. Podziały w „Solidarności” pogłębiły się. Ci, którzy nie akceptowali rozwiązań przyjętych przy okrągłym stole, pozostali poza związkiem.