Sosnowiec: freski w katedrze już odnowione [AKTYWNE ZDJĘCIA]
Dobiegła końca renowacja fresków w sosnowieckiej katedrze pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. Zniszczona w ubiegłorocznym pożarze świątynia do pełni piękna wróci nawet za kilka lat. Zakończyła się już jednak renowacja fresków na sklepieniu kościoła.
Freski w sosnowieckiej katedrze Włodzimierz Tetmajer i Henryk Uziembło stworzyli w latach 1904-1906. W latach trzydziestych część z nich była przemalowana. O renowacji malowideł rozmawialiśmy z Agatą Malik-Ptaszyńską z krakowskiej firmy AC Konserwacja Zabytków.
- Jakie były największe trudności, z którymi spotykaliście się państwo podczas prac nad freskami autorstwa Włodzimierza Tetmajera i Henryka Uziembły w sosnowieckiej katedrze?
Pierwsza trudność to to, że część tynków po pożarze dosłownie wisiało. Musieliśmy je podkleić, żeby nie spadły. Drugą trudnością były zasolenia, które nastąpiły po zalaniu, które wychodziły jeszcze miesiąc temu. Mam nadzieję, że w tym momencie, sytuacja jest już opanowana. Odpadła bardzo duża powierzchnia polichromii, na szczęście były zdjęcia, dzięki którym odtworzyliśmy te fragmenty.
Naszym zadaniem było też scalenie całości, bo część polichromii została przemalowana w latach późniejszych. Były też bardzo brudne, a to powierzchnia około tysiąca metrów kwadratowych. Staraliśmy się jak najbardziej wrócić do Tetmajera, czyli do wyglądu pierwotnego, chociaż były tu przemalowania Bukowskiego, który też był dobrym malarzem i część pozostawiliśmy, bo były to przemalowania po formie. Zdzieranie tego spowodowałoby też uszkodzenie tego, co jest pod spodem. Został więc ten Tetmajer i kiedyś będzie można go odsłonić. Takie były decyzje komisji.
Zniszczone podczas pożaru świątyni freski były odmalowywane jakąś specjalną farbą?
Taka jest zasada konserwacji, że używa się środków, które nie zmieniają się kolorystycznie w czasie i są odwracalne. To znaczy, jeżeli ktoś przyjdzie za ileś tam lat i będzie chciał zmyć efekty naszej pracy, to nie będzie to trudne. Takie są zasady. Staramy się w niewielkim stopniu ingerować w polichromie.
Tam gdzie są jakieś otarcia czy ubytki, tam się to punktuje lub domalowuje, żeby jak najwięcej tego oryginału było widać, a z drugiej strony jest coś takiego jak patyna starości, czyli to, że malowidło zmieniło się w czasie, ale w sposób szlachetny. To jest jednak taka wartość dodatnia, dlatego staramy się to też pozostawić, żeby nie było to takie odmalowane na nowo.