
Druga wojna światowa, człowiek na Księżycu, wybór Polaka na papieża, 2:0 z Niemcami na Narodowym - czy to się zdarzyło naprawdę? A twoje, drogi czytelniku, życie? Dzisiejszy poranek, śniadanie, lektura gazety, której teraz się oddajesz, czy to prawdziwe życie?
Nie, wasz felietonista nie zwariował. Ja tylko referuję wątpliwości naukowców co do realności świata, w którym żyjemy. Bo okazuje się, że wcale niemało profesorów fizyki, wybitnych informatyków czy filozofów uważa, że istniejemy w symulacji komputerowej, którą zaprogramowały przyszłe pokolenia. Wnuki naszych wnuków postanowiły odtworzyć sobie życie swoich przodków (czyli nas). Sterują nami, każą nam kochać i nienawidzić, żenią nas i rozwodzą, wywołują wojny i podpisują traktaty pokojowe. I jak to gracze komputerowi - pewnie świetnie się przy tym bawią.
Kto wierzy w takie głupoty? Na przykład miliarder Elon Musk, twórca systemu płatności PayPal i elektrycznych samochodów Tesla. Ten wizjoner biznesu na udowodnienie tej tezy już przeznaczył górę pieniędzy. W sprawie symulacji, w jakiej rzekomo żyjemy, wypowiedział się nawet szacowny Bank of America, którego analitycy produkują ważne prognozy dla świata. Wyszło im w tym roku, że warto inwestować w badania nad możliwością wyrwania się z Matrixa, zwanego dla zmyłki życiem.
Przyznam, że uwielbiam czytać futurologów. I wcale nie uważam ich za bardziej odklejonych od rzeczywistości niż np. polskich polityków. Weźmy Antoniego Macierewicza i jego mistrale przekazane Ruskim za dolara… Czyż nie jest pan minister obrony koronnym dowodem na to, iż żyjemy w symulacji? Że joystick sterujący jego ruchami trzyma jakiś nieźle zakręcony nastolatek z przyszłości? A minister Anna Zalewska i jej reforma demolka? Czyż nie jest to zemsta skrzywdzonego przez nauczycieli gimnazjalisty (rocznik, dajmy na to, 2137), który w symulacji Polski XXI wieku postanowił skasować nielubiane gimnazja i wykreował w tym celu postać Zalewskiej. Wyposażył ją w odpowiednio drapieżne cechy osobowościowe, podkręcił poziom uporu i tupetu, zaś zdrowy rozsądek, koncyliację i umiejętność słuchania włączył na tryb oszczędnościowy.
Czy ludzkości grozi wymarcie? Nie, jeśli załadujemy nasze mózgi do chmury obliczeniowej i wyślemy poza Układ Słoneczny...
A taki szef PO Grzegorz Schetyna, który po roku się obudził i zaczął protestować w sprawie poszerzenia Opola? Czyż nie steruje nim gracz z jakiegoś biednego kraju przyszłości, w którym internet śmiga słabo, przez co postać Schetyny laguje, zawiesza się, nie nadąża za pomysłami władzy? Cóż, dowody na to, że żyjemy w jakiejś obłędnej symulacji mógłbym mnożyć w nieskończoność...
Czy to, co wieszczą naukowcy, jest dla nas groźne? Oni uważają, że przeciwnie. Ma to być wręcz szansą na przetrwanie świata, jaki znamy, na wypadek katastrofy Ziemi. Wystarczy załadować nasze mózgi do chmury obliczeniowej i wyekspediować gdzieś poza Układ Słoneczny. Dr Rich Terille z NASA, odkrywca księżyców Saturna, Urana i Neptuna, uważa, że będzie to możliwe w stosunkowo niedługim czasie. Bowiem już za dekadę mają powstać komputery, które (cytuję za magazynem „Forbes”): „będą potrzebowały miesiąca, by zaprogramować 80 lat ludzkiego życia, włączając w to każdą pojedynczą myśl, która pojawi się w trakcie jego trwania”.
Wszystko fajnie, tylko w takim razie kim byli bracia Wachowscy, którzy dwie dekady temu nakręcili słynnego „Matrixa”, wówczas uważanego za czystą fantastykę? Posiedliby oni w nieodgadniony dla nas sposób największą tajemnicę wszechświata? Jeśli tak, to kto im pozwolił na ujawnienie tego? Sorry, ale co robił w tym czasie Wielki Brat z przyszłości? Zdrzemnął się? Urżnął z okazji imienin? Niewykluczone. Bracia Wachowscy po swoim kinowym sukcesie przeszli bowiem operację zmiany płci, co można odczytywać jako wyjątkowo złośliwą karę dla nich za to, że próbowali przechytrzyć tego, który trzyma joystick.