Stara wieś Nieboczowy wkrótce zniknie. Mieszkańcy spędzają tu ostatnie święta
Malutkie Nieboczowy stały się ostatnio najgłośniejszą wsią w Polsce. Przeżywają najazd mediów, co chwilę zaglądają do nich dziennikarze. Cała wieś powoli przenosi się razem z cmentarzem i kościołem w nowe miejsce. Bo Nieboczowom zgotowano inny los: będą zbiornikiem przeciwpowodziowym. Mieszkańcy spędzą tutaj ostanie święta.
Nieboczowianie porzucają ojcowiznę. Ale czy to dobre słowo? Oni przecież wcale jej nie porzucają. Raczej zostali zmuszeni do przeprowadzki w imię ochrony Raciborza, Opola, Wrocławia, by te miasta nigdy już nie ucierpiały z powodu powodzi. A tu gdzie dziś są jeszcze Nieboczowy będzie zbiornik przeciwpowodziowy Racibórz Dolny. Będzie czekał na wodę, na wypadek, gdyby znów wylała Odra...
Nowe domy, kościół budują się osiem kilometrów dalej, we wsi Syrynia, kolonia Dąbrowy. To tam będą teraz Nieboczowy, bo staraniem mieszkańców nazwa pozostanie ta sama. I te stare, i te nowe są teraz obfotografowywane i kamerowane z każdej strony. Tefałeny, polsaty, telewizje publiczne, radia, te lokalne i regionalne tylko śledzą postępy prac, zwłaszcza przy ekshumowanym cmentarzu. Bo zmarłych żyjący zabierają ze sobą. Nikt nigdy ani przez moment nie dopuszczał myśli, że przodkowie mogliby tutaj zostać.
Co się stanie z "Ostatnią Wieczerzą"?
Nieboczowy, ulica Kochanowskiego. W starym domu przy stole siedzi 88-letnia Weronika Cuber. Obok niej 84-letnia Maria Błaszczok, która mieszka już w nowych Nieboczowach.
Na ścianie pokoju pani Weroniki wisi ogromny obraz "Ostatnia Wieczerza", taki jak przed laty wieszało się w domach naszych dziadków. - A czy go zabierzemy na nowe miejsce? - zastanawia się staruszka. - Nie wiem, co weźmiemy. W sypialni mam jeszcze obraz, jak Pan Jezus idzie między apostołami. I też nie wiem, co z nim będzie...
- Też miałam takiego Pana Jezusa z apostołami, wzięła go starsza córka. No bo przy przeprowadzce to ci całkiem młodzi zwykle mówią: "Takich obrazów to się już dziś nie wiesza", nie? - uśmiecha się Maria Błaszczok.
Sołtys Krzysztof Szczotok mieszka w Nieboczowach od 18 lat. Przeprowadził się tu po ślubie, we wrześniu 1997 roku, dwa miesiące po tragicznej powodzi, gdy woda w Nieboczowach sięgała płotów. Jak to się stało, że taka fala nie powstrzymała go przed Nieboczowami? - Na miłość nie ma rady, żadna siła jej nie powstrzyma - uśmiecha się sołtys. Mieszka z żoną Barbarą, synem Wojtkiem i teściami, którzy od pokoleń związani są z wioską. - Mamy sporo wspomnień, ale odcinamy kreskę i zaczynamy od nowa - mówią Szczotokowie. - Ale nie chciałabym oglądać tego, jak burzą mój dom, jak koparka go rozjeżdża - przyznaje pani Barbara.
Wójt Lubomi Czesław Burek może aspirować do tytułu najbardziej zabieganego wójta w Polsce. Od wielu lat poważne urzędowe sprawy kręcą się wokół Nieboczów. Spotkania z inwestorami, przetargi, rozstrzygnięcia, odszkodowania, narady u wojewody, w powiecie, wyjazdy do Warszawy, przenosiny kapliczek, krzyży, spotkania z mieszkańcami i firmą prowadzącą ekshumację cmentarza. I jeszcze reporterzy na głowie. - Chciałbym, żeby już było po wszystkim, żeby ta wieś była już całkiem wybudowana - mówi wójt.
Proboszczowi parafii w Nieboczowach, księdzu Mariuszowi Pacwie nieobce są słowa takie jak przetarg czy zamówienia publiczne. Jako chyba jedyny ksiądz na świecie w tym trybie musiał wyłonić firmę, która najpierw zaprojektuje, a potem wybuduje nowy kościół. Nadenerwował się co niemiara, a tymczasem nowy kościół pięknie rośnie.
- Wszystko idzie jak trzeba, na pewno św. Józef, patron naszego kościoła, nam pomaga - uśmiecha się. Swoich parafian nie może się nachwalić. - Na 190 parafian mam aż 13 ministrantów i prawie tyle samo Dzieci Maryi. Wielką pobożnością wyróżniają się mieszkańcy. To jest autentyczna wspólnota wiary, nadziei i miłości położona na końcu świata. No bo za nami jest już Odra i diecezja opolska - podkreśla.
Jak spojrzeć w tamtą stronę?
Weronika Cuber, rocznik 1927 powoli oswajała się z myślą, że trzeba się przeprowadzić. A na tej ziemi przeżyła przecież wszystko. Miała pięcioro rodzeństwa, rodzice byli gospodarzami, na podwórku kręciły się kury i gęsi, były krowa i świnki. W domu mówiło się po polsku. - Wojnę dobrze pamiętam, roztomajty, kłótnie. Przez pięć lat chodziłam do polskiej szkoły, potem przez trzy do niemieckiej - wspomina. Ale z niemieckim jest osłuchana. - Bo różnie to w rodzinach było. Taka Edelka na przykład. Ja do niej mówiłam po polsku, a ona odpowiadała po niemiecku. Jak w odwiedzinach byłam w Niemczech, to wszystko rozumiałam, no chyba, że bajeroków się spotkało - przyznaje.
Wyszła za mąż za Florka, który cały i zdrowy przeżył wojnę. - Mąż miał dobry fach, z zawodu był górnikiem, pracował na kopalni Anna w Pszowie - mówi pani Weronika.
Dziś patrzy na te swoje obrazy i kiwa głową z niedowierzaniem, że ojcowiznę trzeba zostawić. W nowym miejscu zamieszka z córką i zięciem, może wnuki się też zdecydują. - A wcale mnie tam nie ciągnie, bo dom stoi niedaleko nowego domu mojego syna. A on zmarł nagle niedawno, miał tylko 54 lata, ja nie mogę się z tym pogodzić - wzrusza się staruszka. - Dom wybudowany, a go nie ma. Jak spojrzeć w tamtą stronę? Synowa sama została z tym wszystkim, żal mi jej strasznie...
Jej córce Renacie najbardziej będzie żal zapachu domu w czasie świąt.
- Dawniej na wigilię i święta domy pachniały wszystkim, o czym można było sobie zamarzyć. Sąsiedzi robili świniobicie, mieli własne mleko i śmietanę. Tego w nowych Nieboczowach nigdy nie będzie, wigilie nie będą już takie same - mówi Renata Cuber-Maly. - Tu wszystkie warzywa nam pięknie rosły, a tam są piaski. Zamieniliśmy żyzne pola na piękne domy. Tu jest wieś, tam będzie jak miasto. I ja tak czasami sobie myślę, co stanie się z tymi, co gospodarkę mają we krwi, co nie potrafią bez ziemi wytrzymać? - pyta.
- Tu my się napracowali i czuja się, że w domu - mówi pani Weronika.
Jej córka dopowiada. - Wszystkie stare meble, do których mama jest przywiązana, jej obrazy, wszystko zabierzemy. Mama będzie mieć dwa pokoiki, tak samo, jak w starym domu - zapewnia Renata Cuber-Maly.
Jakoś się tam przyklepałam
Maria Błaszczok już ponad dwa miesiące mieszka z córką Gizelą i zięciem Władysławem w nowych Nieboczowach przy ul. Wiejskiej. - Przyjeżdżamy z nowego już domu na msze do starych Nieboczów i zaczepiają mnie sąsiadki pytając: "Mariko, jak wom się tam mieszko?". A ja im na to: "Dobrze. Jakoś się tam przyklepałam" - śmieje się pani Maria.
- Chodzę na spacery w kierunku budowanego kościoła albo tam, gdzie ma być cmentarz. I czekam aż kolejni sąsiedzi się sprowadzą.
Rodzina pani Marii przeprowadziła się do nowego domku razem z 7-letnim psem Jorim. - A on pierwszego dnia wyszedł na taras i wyłożył się, jak na swoim . Nawet szczeka, broni terytorium - cieszy się Władysław Dulian, który non-stop dłubie coś na podwórku.
Dom Gizeli i Władysława Dulianów jest już poświęcony. Ale ciągle oboje wracają do starych Nieboczów, żeby uporządkować stary dom. - Wszystko ma być z niego wyniesione, dopiero wtedy może zostać odebrany, a w przyszłym roku zburzony - tłumaczy Gizela Dulian.
Ze starego domu spogląda na przechodniów figurka Jezusa i inicjały F.B. - Znaczy Franciszek Błaszczok, mój pradziadek - mówi pani Gizela. - A gipsową figurkę Pana Jezusa dostałam od dziadków na komunię - dopowiada.
W starych Nieboczowach w każdym domu od frontu wmurowane jest okienko, a w nim figurka Pana Jezusa, Matki Bożej albo któregoś ze świętych. Nikt o świętych nie zapomni. Mieszkańcy przeniosą ich sobie na własną rękę - będą w niektórych nowych elewacjach albo przed domami w małych kapliczkach.
Odcinamy kreską. I zaczynamy
Sołtys Krzysztof Szczotok pracuje na kopalni w Rydułtowach i wspomina wieś sprzed kilku lat: kościół, cmentarz, remiza, dwa bary, piekarnia, sklepik spożywczy i ciągła niepewność - każą się przesiedlać czy nie, za naszych czasów czy może nie, przeniosą całą wieś z kościołem i cmentarzem czy to się może nie uda.
- Perspektywy nie były wesołe - wspomina sołtys. - Ta niepewność doprowadziła do tego, że część nieboczowian pobudowała się gdzie indziej. W naszej nowej wsi zamieszka około 200 osób - wylicza.
Pamiętna powódź 1997 roku. Wtedy pojawiły się kolejne informacje (bo pierwsze plany były już "za Niemca"), że Nieboczowy muszą być przeznaczone pod zbiornik. Zawiązało się Stowarzyszenie Obrony Wsi przed Przesiedleniem, które - w miarę rozwoju wypadków - przekształciło się w Stowarzyszenie na Rzecz Odtworzenia i Rozwoju Wsi Nieboczowy.
- Gdyby nie było ludzi, to by tej wsi nie było - uważa Krzysztof Szczotok. - Postawiliśmy mocny warunek, że przechodzimy z cmentarzem i kościołem. Jeździliśmy z papierami do kurii w Katowicach z prośbą o osobną parafię. I udało się. Arcybiskup Wiktor Skworc przyjechał nie tylko poświęcić plac pod budowę kościoła w budowanych Nieboczowach, ale i do nas na bierzmowanie. To był dla nas zaszczyt, okoliczne wsie nam zazdrościły - wspomina.
Sołtys mieszka z żoną Barbarą, synem Wojciechem i teściami w domu przy ul. Ligonia. Dom dziadek pani Barbary wybudował w najwyższym miejscu na działce i jeszcze go podniósł. - Adres zmienimy na ulicę Kochanowskiego - mówi Barbara Szczotok. - Nie chcę oglądać wyburzanego domu, pewnie niejednemu by się łza w oku zakręciła. Jeszcze niedawno w przeznaczonych do wyburzenia domach ćwiczyli antyterroryści - dodaje.
Syn Szczotoków ma 16 lat i od małego wychowywał się z myślą o przeprowadzce. Jako kilkulatek tupał nóżką, że nigdzie się nie ruszy. - A teraz mówi: "Dobrze, mama, że się przenosimy. Może przez to kogoś uratujemy, może ktoś uratuje swój dobytek" - mówi pani Barbara.
- Nieboczowy są jedyne na świecie. A ileż imprez tu się zawsze odbywa: Dzień Kobiet organizowany przez mężczyzn, Dzień Chłopa organizowany przez kobiety, Dzień Seniora. Zżyci jesteśmy ze sobą i te wartości musimy przenieść - uważa Krzysztof Szczotok.
Wizytacja z Waszyngtonu
Nowa wieś Nieboczowy rośnie powoli. Widać kościół i piękne, nowoczesne domy. Architekt postawił warunki: dachy mają być spadziste, dopuszczone są tylko trzy kolory dachówek.
Stara wieś otoczona jest żwirowniami, bo działa tutaj kilkanaście firm wydobywających żwir. Po wiosce nie da się przejść tak, żeby nie mieć ubłoconych butów. A i huk jest potężny.
Stara wieś liczyła 550 hektarów, nowa będzie mieć zaledwie 100. Wszystko, co jest w starej wsi jest już państwowe, wykupione przez Regionalny Zarząd Gospodarki Wodnej w Gliwicach (inwestor działający w imieniu Skarbu Państwa). - Choć Nieboczowy są trzecią wsią w Polsce (po Maniowych i Mucharzu) przeznaczoną pod zbiornik przeciwpowodziowy, to są pierwszą budowaną w całości przez samorząd - wyjaśnia Czesław Burek, wójt Lubomi.
- Mieszkańcy mają się stąd wyprowadzić do końca 2016 roku. W nowej wsi są już drogi, chodniki, kanalizacja sanitarna, deszczowa, sieć wodociągowa, oświetlenie uliczne, jest oczyszczalnia ścieków i sieci energetyczne. Jeśli ktoś chciałby, to może tam już mieszkać. Kilka rodzin już się przeprowadziło - dodaje. Mieszkańcy dostali odszkodowanie za pola i domy.
- Inwestycja, czyli budowa nowej wsi kredytowana jest ze środków Banku Światowego i to też jest ewenement. Kontrolujący z tej instytucji widzą, że ludziom nie dzieje się krzywda. Wizytujący przyjeżdżają z Waszyngtonu dwa razy w roku - dodaje wójt Lubomi.
Nowe Nieboczowy będą miały centrum jak z żurnala - będzie rynek, fontanna, remiza, scena, boiska sportowe, ścieżki rowerowe, park z placem zabaw, siłownią i wyspą ze zbiornikiem wodnym. Jedynie szkoły nie będzie. Powstanie sześć domów wielorodzinnych z dziewiętnastoma mieszkaniami dla tych,którzy nie chcieli lub nie mogli się wybudować ze względu na zbyt niskie odszkodowania.Nowe centrum z mieszkaniami zostanie wybudowane za 25 mln zł.
To jest prawdziwa wspólnota
Ksiądz Mariusz Pacwa na parafii w Nieboczowach jest zaledwie dwa i pół roku. Został specjalnie wybrany na budowniczego kościoła w nowych Nieboczowach. Wcześniej świetnie poradził sobie z remontem domu rekolekcyjnego w Kokoszycach, którego jest dyrektorem. Pełni też funkcje duszpasterza rolników archidiecezji katowickiej i prowadzi prawie 150-hektarowe Gospodarstwo Rolne Archidiecezji w Kokoszycach.
- Udaje mi się to wszystko pogodzić i zapewne chciałbym zostać na parafii. Gdyby nie determinacja mieszkańców, którzy wyróżniają się głęboką wiarą i pobożnością, tego kościoła by nie było - podkreśla ks. proboszcz. - To jest prawdziwa wspólnota nie tylko w sensie religijnym. Przecież oni do nowej miejscowości przenoszą się tymi samymi ulicami i sąsiadami. Modlę się o to, żeby dobrosąsiedzka pomoc i solidarność nigdy u nich nie zaginęły.
Msze odprawiane są jeszcze w starym kościele. Pusto w nim, bo figury, ołtarze boczne, organy pojechały już do renowacji. Został ołtarz do sprawowania mszy świętej i ławki. Kościół, podobnie jak domy nieboczowian, jest własnością Skarbu Państwa, proboszcz go tylko "dzierżawi".
- Ten nowy kościół będzie taki sam, jak stary, ale połączy w sobie trzy elementy. Wieża obita drewnem będzie nawiązywać do drewnianego kościółka z Nieboczów, który jest dzisiaj w chorzowskim skansenie. Odnowione ołtarze nawiążą do obecnego kościoła. Nowością będą kamienny ołtarz i kamienna ambona, ogrzewanie podłogowe, światła LED-owe - opowiada proboszcz.
- Może parafia nam się kiedyś rozrośnie. Przecież tu są piękne tereny, może ludzie będą się chcieli budować - dodaje.
A nowy kościół też dzierży palmę pierwszeństwa - bo chyba jako jedyny w Polsce budowany jest z odszkodowania i dotacji z Banku Światowego.
Tymczasem na nieboczowskim cmentarzu spoczywają 464 osoby w 287 grobach. Na cmentarz w nowych Nieboczowach ekshumowanych zostanie 227 zmarłych, pozostali - wedle życzenia rodzin - przeniesieni zostaną na inne cmentarze. Na przenosiny czekają też trzy kapliczki i sześć krzyży, w tym św. Nepomucen z 1787 roku.
Pierwsze wzmianki o Nieboczowach pochodzą z 1240 roku. Wieś ochroni przed wielką wodą 2,5 mln osób od Raciborza po Wrocław...