Starości trzeba pozwolić przez nas płynąć - mówi Iza Klementowska, autorka reportaży pt. Minuty

Czytaj dalej
Fot. Archiwum Izy Klementowskiej
Jolanta Tęcza-Ćwierz

Starości trzeba pozwolić przez nas płynąć - mówi Iza Klementowska, autorka reportaży pt. Minuty

Jolanta Tęcza-Ćwierz

Co świadczy o tym, że nadeszła starość? Głębsze zmarszczki i ulgi w komunikacji miejskiej? Brak chęci do życia i samotność? A może starość to czas, który ma się tylko dla siebie, wciąż pełen pasji i niespodzianek?

Czuje się pani czasem staro?
Zdarza się. Kiedy coś dźwigam czy podnoszę i przy tym zipię, myślę sobie: chyba się starzeję.

Jeśli chodzi o poczucie zmęczenia i bezsilności, mogłabym żartobliwie powiedzieć, że starość przyszła do mnie wraz z macierzyństwem. Co to znaczy czuć się staro?
Bohaterowie mojej książki mówią, że czują się staro, kiedy głowa jeszcze by chciała, ale ciało już nie nadąża. Gdy rozmawiałam z Haliną Kwiatkowską, aktorką, miała 93 lata. Siedziała w fotelu i za każdym razem, gdy chciała pójść po ciastka, próbowała się z niego zerwać. Zastygała tak w półprzysiadzie i mówiła: Oho, widzi pani, mentalnie jestem już w kuchni, ale ciało zostało na fotelu. Jeśli myślimy, że mimo wieku możemy dokonać wielu rzeczy, to potrafimy przekonać do tego także nasz organizm. Wiadomo, nie do końca, bo nie jesteśmy cudotwórcami, ale coś w tym jest. Pamiętam też innego bohatera, miał osiemdziesiąt kilka lat. Ten pan powiedział mi, że dopiero po osiemdziesiątce poczuł się... młodo. Całe życie był wojskowym, musiał przestrzegać dyscypliny i podporządkowywać się innym. Nazywał to skostnieniem za młodu. Gdy widział ludzi w swoim wieku jadących na rowerze, pływających lub tańczących na weselach, nie potrafił opanować pogardy, twierdził, że się ośmieszają. I kiedy skończył 80 lat, nagle zaczął podejmować te wszystkie aktywności, które wcześniej wyśmiewał. Żona go nie poznawała i kazała mu zrobić badania, by sprawdzić, czy nie ma guza mózgu. W książce opisuję wiele historii, których bohaterowie, będąc na emeryturze, dochodzą do wniosku, że życie wciąż trwa i warto coś w nim zrobić.

Na przykład się zakochać?
Pewnie! Taką historię też przywołuję. To opowieść o panu doktorze, który zakochał się w pielęgniarce. Na jej widok drżały mu ręce, pot występował na czoło, serce biło szybciej, a w gardle czuł suchość. Tyle że on właśnie skończył 60 lat, a ona miała 28. Początek ich relacji nie był łatwy. Nie dla nich, dla innych. Bo okazywało się, że ich miłość nie wpisywała się w typowy porządek świata, w którym młodzi mają być tylko z młodymi, a starzy ze starymi. Po latach pan doktor powiedział mi, że ta miłość to największe szczęście, jakie spotkało go w życiu, choć bronił się przed nią rękami i nogami. Dziś są szczęśliwym małżeństwem. Poznałam też kilka związków, w których to kobieta była sporo starsza od mężczyzny. Jednak ci ludzie nie chcieli opowiedzieć mi o swojej relacji. Bali się ośmieszenia, wytykania palcami. Żałuję, że ich historie nie znalazły się w książce.

Według bohaterki pani książki starość przypomina dawno nieużywaną harmonię, na której ktoś próbuje grać, ale wydobywa z niej tylko skrzypienia i nieczyste dźwięki. Jaka jest pani definicja starości?
Nie wiem, czy taką mam. Jestem reporterką, mówię słowami moich bohaterów. Ja jeszcze nie jestem seniorką, skąd mam wziąć wiedzę o stanie, którego nie doświadczyłam? Trudno mi mówić w imieniu kogoś, w kogo skórze nie jestem. Póki co. Gdy dożyję starości, wtedy możemy o niej porozmawiać. Zresztą z zasady jestem przeciwko szufladkowaniu rzeczywistości. Miałam taki okres w życiu, że opiekowałam się moimi dwiema babciami. Były jak Antarktyda i Arktyka, z kompletnie różnych biegunów. Jeździłam na rowerze 17 kilometrów od jednej do drugiej, żeby się nimi zajmować. Już wtedy byłam ciekawa, jak wygląda starość u innych ludzi. O wspomnianej Halinie Kwiatkowskiej też trudno było powiedzieć, że jest starszą kobietą, tyle w niej było młodzieńczego uroku i pasji życia. Pan Czesław, bohater jednego z reportaży, prowadzi dyskoteki dla osób w jego wieku - i to też jest starość. Ktoś inny oprowadza wycieczki, jeszcze inny pracuje w hospicjum. Te starości są zupełnie inne, ale łączy je aktywność. Tym ludziom się chce.

Wobec kultu młodości, odsysania tłuszczu i prasowania twarzy, zasadne jest pytanie: czy dziś w ogóle wypada się starzeć?
Wydaje mi się, że w dzisiejszym świecie nie wypada, chociaż są organizowane różnego rodzaju akcje, w których modelki czy aktorki pokazują zmarszczki i twarze bez makijażu, niektóre mówią, że rezygnują z botoksu. Na Zachodzie ludzi starszych pokazuje się w filmach i reklamach, także u nas od jakiegoś czasu można obejrzeć programy skierowane dla seniorów, więc może ten trend o wstydliwej starości wkrótce się odwróci.

Kiedy pojawia się myśl, że nadchodzi starość? I czy w ogóle się pojawia, czy to bardziej proces, który zdarza się przeoczyć? Albo zignorować?
Pewna 45-latka spotkała się z przyjaciółką w kawiarni. Założyła czerwoną sukienkę, podkreślającą biust i talię. Podobała się sobie. Jednak tego wieczoru poczuła się staro, ponieważ obecni w lokalu mężczyźni nawet nie spojrzeli w jej kierunku. To był dla niej szok. Pani Kwiatkowska powiedziała mi, że dopiero po osiemdziesiątce, kiedy przestała uczyć na PWST w Krakowie, zauważyła, że się starzeje. Dla pani, która całe życie mieszkała w domu na wsi, starość przyszła wtedy, gdy wiadro z mlekiem, które niosła po wydojeniu krowy, zaczynało jej ciążyć. Dla pani Moniki taką granicę, za którą była starość, stanowiła chwila, gdy dowiedziała się, że choruje na raka i już z tego nie wyjdzie. Trafiła do hospicjum, miała wtedy siedemdziesiąt kilka lat. Dla kolejnej pani starość przyszła wraz ze słowem „babcia”, którym nazwała ją wnuczka sąsiadki. Ta pani nie miała własnych wnucząt i nie była przyzwyczajona do tego określenia. Pan, który oprowadzał wycieczki, poczuł, że się starzeje, kiedy nie mógł wejść na wyższe piętro bez zadyszki. Poczucie starości może nadejść w różnych momentach życia.

Czy wśród rozmówców spotkała pani osoby, które nie bały się starości, ale godnie i z podniesioną głową przyjmowały pojawiające się zmiany?
Wydaje mi się, że wszystkie te osoby godnie znoszą starość, ponieważ ją zaakceptowały. Kiedyś moimi sąsiadami było starsze małżeństwo. Oboje byli po osiemdziesiątce, ale względem siebie nadal zachowywali się tak, jakby byli świeżo po ślubie. Ten pan mówił o żonie: gdy patrzę na nią, widzę kobietę, którą poznałem 60 lat temu. Nie dostrzegał jej zmarszczek, widział inną osobę - wciąż młodą, piękną, pociągającą. Moment, w którym moi rozmówcy zrozumieli, że się starzeją, często wręcz determinował ich do działania. Ktoś zostawał DJ-em, inny zakładał teatr, oprowadzał wycieczki albo podejmował aktywność fizyczną, od której całe życie stronił. Pewna pani prawnik zaczęła pracować pro bono, chociaż wcześniej nigdy nie uważała, że powinna. Niektóre osoby mówiły mi, że kiedy zobaczyły na torcie 75 świeczek, zrozumiały, że nadeszła starość, bo do emerytury przybył dodatek pielęgnacyjny, który był dla nich, szczególnie mężczyzn, trochę upokarzający. Nie chodziło o kwotę, która starczała jedynie na zakup leków na dwa tygodnie, ale o to, że już wkroczyli w wiek, w którym ktoś powinien się nimi zająć. Mam znajomych w różnym wieku, także osoby po siedemdziesiątce. Jeden znajomy pan w wieku 70+ ma tyle energii, że przypomina mi skaczącą piłeczkę pingpongową. Słucha muzyki etnicznej, rano pije zdrowe smoothie, jest wegetarianinem od prawie 60 lat i jest tak aktywny, że gdy na niego patrzę, to się męczę. Kiedy z natury jesteśmy pogodni, to będzie nam się łatwiej starzeć z poczuciem humoru. A jeśli jesteśmy skupieni tylko na tym, że źle się dzieje, to starość również nie będzie dla nas miłym czasem.

W kulturach tradycyjnych osoby, które dożywały sędziwego wieku, miały decydujący głos w sprawach dotyczących wspólnoty. Były skarbnicą wiedzy i doświadczenia. W naszej kulturze miejsce dawniej przeznaczone dla starszych zajął twardy dysk komputera. Co współcześni seniorzy mogą dać społeczeństwu?
Rzeczywiście, rozwój cywilizacyjny wyprzedził nasz rozwój psychiczny i moralny, w związku z tym niejednokrotnie obserwujemy brak szacunku do starszego człowieka. Druga sprawa to pragmatyzm, ponieważ żyjemy w czasach, w których ceniona jest wydajność i racjonalność. Ten, kto może być wydajny, produktywny i zarabiać pieniądze - jest szanowany. Tymczasem seniorzy mogą posiadać ogromną wiedzę oraz duży bagaż doświadczeń, którym chętnie dzielą się z młodszym pokoleniem. Doradzają na podstawie własnych doświadczeń, sukcesów i porażek. Warto posłuchać ich historii i wziąć pod uwagę dobre rady. Mojej przyjaciółce babcia mówiła: zostaw tego chłopaka, on nie będzie dla ciebie dobry i później się okazywało, że miała rację. A kiedy w końcu powiedziała: tego bierz w ciemno, to też się okazało, że dobrze wyczuła. Przyjaciółka żyje dziś w szczęśliwym małżeństwie.

Napisała pani „Minuty” - cykl reportaży, których bohaterami są osoby w podeszłym wieku. Towarzyszy im pani w różnych sytuacjach i miejscach, słuchając ich historii. Która opowieść szczególnie zapadła pani w pamięć?
Może opowieść o pani, która całe życie mieszkała na wsi z kochającym mężem, w otoczeniu zieleni, zajmując się zwierzakami. Po śmierci męża, kiedy zaczęła już tracić siły, jej córka zabrała ją do siebie. Nie mogła dojeżdżać do matki trzy godziny w jedną stronę. Starsza pani zamieszkała więc w mieście. Miała do dyspozycji duży pokój na parterze, ale całymi dniami była sama. Córka i zięć szli do pracy, wnuki do szkoły. Siadała w fotelu i patrzyła na wiszący na ścianie zegar, obserwując przesuwające się wskazówki. Minuty dłużyły się jej jak godziny. Czuła się bardzo samotna. Każdego dnia jadała posiłki z rodziną, ale oni żyli w swoim świecie: rozmawiali o pracy, czytali gazetę, sprawdzali coś w telefonach i tylko odruchowo pytali: serek dobry, mamuś? Ta pani czuła się jakby była obca, niepotrzebna. I tak zatęskniła za swoim domem na wsi, że postanowiła tam uciec. Najpierw raz, a gdy ją przywieziono ponownie, uciekała jeszcze kilka razy. Ostatni raz był wtedy, gdy córka dostała zawału serca w związku z ucieczkami matki. Rozumiem racje obu stron: córki i jej rodziny oraz tej pani. Może dlatego ta historia mnie tak bardzo poruszyła. To była sytuacja patowa, nie do rozwiązania.

Czytając niektóre fragmenty pani książki, miałam przykre uczucie, że opisana rzeczywistość czeka na mnie gdzieś za rogiem. Czy do starości można się przygotować?
Jeden z rozmówców powiedział mi, że starości trzeba pozwolić płynąć i przepływać przez nas. Niech dni sobie biegną, aż stwierdzimy, że nie chcemy się ruszyć z fotela, albo przeciwnie - właśnie wtedy się ruszymy. Poznając historie ludzi starszych, doszłam do wniosku, że chociaż do starości nie można się przygotować, to można pomyśleć, jakiej starości się nie chce. Osoby starsze mówiły, że rutyna jest fajna, ponieważ porządkuje codzienność, ale nie warto głęboko wpadać w jej koleiny, tylko wybić się do życia. Robić sobie niespodzianki, wyskoczyć gdzieś na weekend, zaprosić przyjaciół, pójść na potańcówkę, zrobić coś, czego nigdy nie robiliśmy. Zaskakiwać samego siebie, aby nie być zaskoczonym przez starość.

Jolanta Tęcza-Ćwierz

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.