
Prokuratura oskarża starostę o to, że polecił ochroniarzom wyprowadzenie Łuczyńskiego ze starostwa
Prokuratura w Szczecinie 5 czerwca przesłała do Wydziału Karnego w Sądzie Rejonowym w Słubicach akt oskarżenia dla Marcina Jabłońskiego, starosty słubickiego. - Oskarżenie mówi o wynajęciu pracowników agencji ochrony, wskazanie miejsce pobytu pokrzywdzonego, polecenie jego wyprowadzenia z budynku wbrew jego woli - mówi naszej reporterce Sebastian Popiołek, prezes Sądu Rejonowego w Słubicach.
- O sprawie poinformowano mnie na podstawie wpisu dokonanego w mediach społecznościowych przez osobę postronną, radnego opozycji. Wiedział o tym na długo przede mną. To dowodzi po raz kolejny, że sprawy mnie dotyczące prowadzone są w sposób niestandardowy, pozamerytoryczny. Motywy są wyłącznie polityczne, wynikające z mojego oporu wobec bezprawia pisowskiego wojewody - mówi Marcin Jabłoński.
Akt oskarżenia dotyczy sprawy z nocy z 31 czerwca na 1 lipca 2016 roku. Wydarzenia ze starostwa opisywały lokalne i ogólnopolskie media. Wrzało również na każdym słubickim forum, a mieszkańcy miasta nie mogli uwierzyć w to, co się dzieje. Wtedy to ówczesny starosta Piotr Łuczyński (Marcin Jabłoński też nim był - trwał spór, który z nich ma prawo do fotela) i radna powiatowa Krystyna Skubisz weszli w nocy do budynku starostwa. Nad ranem, poinformowany już o tym fakcie, do pracy przyszedł Marcin Jabłoński z pracownikami ochrony słubickiej firmy. Ci wyprowadzili z budynku - jak twierdzi prokuratura, przy użyciu przemocy - Piotra Łuczyńskiego. W tym zdarzeniu ucierpiała też radna, która spadła ze schodów. - Zostaliśmy napadnięci przez zgraję bandytów. Kopniakiem wyważyli drzwi do gabinetu starosty, w którym byłem z panią Skubisz. Zaczęli mnie szarpać, padało przy tym wiele wulgaryzmów. Otworzyli mną kilka kolejnych par drzwi i wyrzucili z budynku starostwa - mówił nam wtedy Piotr Łuczyński i pokazywał reporterowi „GL” zaczerwienione, spuchnięte i otarte przedramię. Po radną przyjechało pogotowie, a do starostwa policja. Finał był taki, że klucze do starostwa policja przekazała Piotrowi Łuczyńskiemu. - Zachowywali się jak przestępcy i tak powinni zostać potraktowani. Mam nadzieję, że sprawa zakończy się skazaniem wszystkich oskarżonych i tym samym usunięciem na jakiś czas Jabłońskiego z przestrzeni publicznej - mówi dzisiaj Piotr Łuczyński.
W sprawie oskarżonych jest jeszcze trzech ochroniarzy, którzy według prokuratury - poprzez szarpanie, przytrzymywanie za ręce i popychanie - zmusili Łuczyńskiego do opuszczenia budynku starostwa wbrew jego woli. - Jedynym powodem udziału w tych wydarzeniach pracowników ochrony, w sytuacji gdy Piotr Łuczyński, były starosta, bezprawnie wdarł się do starostwa, była konieczność zapewnienia wszystkim bezpieczeństwa. Starostwo opuścił sam - wyjaśnia Jabłoński.
Uważa też, że wszystko, co się dzieje, ma podłoże polityczne i jest temu winien wojewoda lubuski Władysław Dajczak. - Zwracam uwagę, że w tym konflikcie swoich racji i zgodnego z prawem działania dowiodłem po wielokroć w sądzie - mówi Jabłoński. Zaznacza, że zapadło już kilka korzystnych dla niego prawomocnych wyroków sądów administracyjnych i sądów pracy. - To ja w tamtym czasie byłem starostą, a mimo to policja bezprawnie, zamiast mnie bronić, na polecenie wojewody, nie dopuściła mnie przez dwa miesiące do pełnienia obowiązków. Wskutek tego np. osoby nieuprawnione (byli starosta i wicestarosta - dop. red.) wypłacili sobie bezprawnie dziesiątki tysięcy złotych (pisaliśmy o tym w poniedziałek - dop. red).
Z tezą Marcina Jabłońskiego nie zgadza się Władysław Dajczak, zaznaczając, że jego decyzje nie mają żadnych podtekstów politycznych. - Wojewoda ponad podziałami politycznymi wspomaga realizację działań służących lubuskim samorządowcom i mieszkańcom naszego regionu i nie będzie wpisywał się w polityczne gry, które prowadził i niestety prowadzi dalej starosta Marcin Jabłoński - mówi Jolanta Krynic-ka z biura wojewody.
Jeśli starosta zostanie skazany prawomocnym wyrokiem sądu, to rada powiatu musi go odwołać najpóźniej po upływie miesiąca z funkcji starosty.