Strajk w JSW to tylko początek

Czytaj dalej
Fot. Barbara Kubica
Barbara Kubica

Strajk w JSW to tylko początek

Barbara Kubica

Górnicy rozłożyli namioty, odpalili koksioki. Pod siedzibą firmy powstało miasteczko. Protestujący są gotowi na ustępstwa, mają jednak swój warunek: "Zagórowski musi odejść".

Pod siedzibą spółki rozstawili prowizoryczny namiot, nagłośnienie, kilka koksioków, przywieźli worki z koksem i drzewem - wczoraj pod siedzibą Jastrzębskiej Spółki Węglowej, gdzie od dziewięciu dni trwa bezterminowy strajk, powstało niewielkie miasteczko. - Zostaniemy tutaj, dopóki nasze postulaty nie zostaną spełnione. Dołączą do nas koledzy z kolejnych zmian - mówi Marek Płocharski, szef związku zawodowego Kadra w kopalni Jas-Mos. - To nieprawda, że nie chcemy oszczędności. To nieprawda, że nie jesteśmy w stanie nic poświęcić dla ratowania spółki. Ale warunek jest jeden: Zagórowski musi odejść. Ten pan jest w Jastrzębiu "persona non grata". Tyle nakłamał, że jemu w tym mieście nikt już nie uwierzy - grzmiał.

Górnicy są zmęczeni
Jeszcze przed południem pod siedzibą Jastrzębskiej Spółki Węglowej było wyjątkowo spokojnie. Kilkunastu górników przechadzało się pod budynkiem, rozmawiali, żartowali. Potem tłum zaczął jednak gęstnieć, z czasem słychać było już pierwsze odgłosy petard i pisk trąbek.

- Jesteśmy już zmęczeni. Wielu z nas chciałoby już normalnie wrócić do pracy - mówili nam uczestnicy protestu. - Teraz mamy próbę sił. Jeśli jednak pierwsi odpuścimy, to przegramy cały spór i zabiorą nam wszystko - mówił nam Adam Reclik, z kopalni Jas-Mos, jeden z protestujących górników. - Nie widzimy już możliwości dalszej współpracy z prezesem Zagórowskim. Co ten człowiek zrobił z naszą spółką...

- Najbardziej boli nas to, że nie mówi się prawdy. My nie zarabiamy 8 tysięcy złotych, tutaj nikt takich pieniędzy na oczy nie widział. Nie chcemy też pogarszać sytuacji spółki. Chcemy tylko, aby człowiek, który postawił na szali nasze miejsca pracy, za swoje zarządzanie odpowiedział - mówił nam z kolei Sylwester Adamczewski, pracownik oddziału "przygotówek".

Św. Barbaro, wspieraj nas
Pod siedzibą spółki zebrało się wczoraj kilkuset górników. W porównaniu do wtorkowego protestu, który zakończył się zamieszkami, i środowej demonstracji, w której wzięło udział ok. 10 tysięcy górników, było niezwykle spokojnie. Padały wprawdzie okrzyki "Zagórowski wypier...", "Zagór do wora, wór do jeziora", ale związkowcy starali się tonować emocje.

- Niech ludzie wiedzą, że jesteśmy gotowi na ustępstwa. My też chcemy oszczędzać. Jesteśmy w stanie obniżyć swoje pensje o 20 procent, tak jak mówi prezes Zagórowski. Ale my tę obniżkę pensji odczujemy, bo zarabiamy 3 tysiące na rękę w najlepszym wypadku, a prezes, który ma 80 tys. miesięcznie, nawet tego spadku pensji nie zauważy - mówił do zgromadzonych pod siedzibą spółki Płocharski. - Chcemy to odpracować. I pójdziemy do pracy w kolejne soboty, ale nasz głos musi być wysłuchany.

Protestujących wczoraj górników, głównie z jastrzębskich kopalń, wsparł między innymi Mirosław Dynak, uczestnik 46-dniowego strajku w kopalni Budryk w 2008 roku. Próbował wzniecić w protestujących górnikach nieco emocji. Zaintonował m.in. pieśń "Święta Barbaro, wspieraj nas w ten trudny czas!". - Koledzy z Budryka są z wami. Oni też protestują. Podobnie jak górnicy z Kompanii Węglowej i Katowickiego Holdingu - zapewniał zgromadzonych.

Na popołudnie w jastrzębskim urzędzie miasta zaplanowana była nadzwyczajna sesja rady miasta, poświęcona wyłącznie sytuacji w Jastrzębskiej Spółce Węglowej. Również wczoraj rozpoczęła się druga tura rozmów związkowców z zarządem Jastrzębskiej Spółki Węglowej.

Barbara Kubica

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.