Znana malarka, Bronisława Rychter-Janowska, na początku XX wieku otwarła w Starym Sączu szkołę rysunku. Chciała nieść kaganek oświaty, tymczasem spotkała się z wyjątkową małomiasteczkowością.
Janowska (1868 - 1953) była nazywana malarką polskich dworków. W latach 1906-1915 mieszkała w Starym Sączu. Uczyła się w starosądeckiej szkole klarysek, będąc tam jedną z najbardziej problematycznych uczennic.
Po krótkiej pracy na posadzie nauczycielki w Siołkowej, pojechała do Monachium na studia plastyczne. W 1909 roku zdecydowała się wrócić do Starego Sącza do matki. Tam otworzyła szkołę malarką, co spotkało się z przychylnym przyjęciem. Janowska uzyskała zgodę w starostwie i rozpoczęła pracę organizacyjną. Dobrała kadrę: lekcje anatomii wykładał miejscowy lekarz, a sztuki sakralnej uczył kapelan od klarysek.
W swoim pamiętniku Bronisława Rychter-Janowska zapisała, że chciała „pracować ideowo”, a Stary Sącz wydawał się idealnym miejscem, mimo iż większość uczniów pochodziła z Nowego Sącza. Starosta sądecki delikatnie zasugerował jej, że „należy się liczyć z głupotą mieszkańców, którzy znani byli z wrogiego stanowiska przeciwko wszelkiej kulturze i że dla tych przyczyn Stary Sącz pozostaje pod każdym względem wstecz”.
Problemy pojawiły się, kiedy rozpoczęła się nauka z modelami. Pierwszym z nich był stary dziad spod kościoła: „skóra i kości, na którym mogłam moim uczniom wykładać naukę o mięśniach i szkielecie”. Miejscowy kapelan klasztoru nie mógł pozostać obojętny na takie zgorszenie i napisał list do malarki. Ks. Jan Pabis nazwał w nim taki typ nauczania obrazą moralności. Miasteczko się podzieliło: po stronie malarki stanął dr Stampfl, prawnik, który stwierdził, że ma robić dalej swoje. Po napisaniu listu ksiądz wygłosił kazanie skierowane przeciw szkole. „Wciągnął do akcji przeciw mnie pobożny ludek starosądecki, który dla braku mózgów, a tym samym własnej orientacji, szedł za „duszpasterzem” owczym pędem i wpadł w przepaść bezdennej zawiści” - skwitowała w pamiętniku Janowska.
Jeśli ksiądz zostanie malarzem, to będzie Pana Jezusa malował w portkach i kamizelce!
Prasa sądecka nagłośniła sprawę, a miejscowe „kołtuństwo” szybko podchwyciło sensację. Rada miasta uznała, że program nauczania jest niestosowny, sugerując się słowami księdza. Ten publicznie oskarżył Janowską, że w szkole rozbiera się do naga dzieci po to, aby jej uczniowie mieli kogo malować. Ks. Pabis twierdził, że Janowska sama maluje nagie postaci i w swym postępowaniu jest wysoce niemoralna. Zobaczył je, kiedy był u niej gościem. Mimo tych sprzeczek szkoła działała, a malarka wzięła sprawy w swoje ręce. Napisała do księdza ostry list, zaznaczając, że „jeśli ksiądz zostanie malarzem, to będzie Pana Jezusa na krzyżu malował w portach i kamizelce. (…) Jestem zdumiona, że ksiądz ośmielił się nago urodzić, a tym samym zaprzeczyć własnej moralności”. Kończyła równie wyraźnie: „Księdzu zabraniam w moją czystą duszę wchodzić ze swymi w gnoju powalonymi butami i radzę księdzu, żeby był przy mszy św. choć raz tak czysty, jak ja przez całe życie”. Malarka zarzucała kapłanowi, iż wiedział, że będzie dążył do zamknięcia szkoły, a mimo to wziął od niej sporą sumę pieniędzy za odprawienie mszy na początku roku szkolnego…
W sprawę włączył się jezuita z Nowego Sącza, podjął się mediacji. Ks. Pabis który dostał propozycję pojednania i przeproszenia Janowskiej, niemal zwalił jezuitę ze schodów plebani…
Zaczęły się przedstawienia - w Starym Sączu „zakonnice rzuciły na mnie klątwę, urządziły nawet jakieś średniowieczne przedstawienie, w którym mnie torturowano i zakłuto dzidami w obronie kapelana”. Akcja antyszkolna się rozwijała. „Przeszłam przez straszny pręgierz głupoty” - pisała Janowska, wskutek czego szkołę zamknęła. Mało kto wie, że cała sytuacja była przedstawiana w Jamie Michalika. Podczas specjalnego kabaretu wyśmiewano zachowanie starosądeczan. W trakcie zabawy spalono Janowską na stosie…
Malarka wróciła jednak do Sącza, tymczasem krewki ksiądz podczas nabożeństwa uderzył kościelnego Węgrzyńskiego, staruszek spadł na schody, a ludziom otwarły się oczy.
Epilogiem tej historii była wystawa w Nowym Sączu, gdzie Janowska zaprezentowała prace swoich uczniów. Mimo, iż cieszyła się ona wielkim powodzeniem, Bronisława Janowska zapisała trafnie: „z wymienionych miast tylko Nowy Sącz ma aspiracje kulturalne, zresztą dość ograniczone”.