Szabla, lanca, miecz, karabin, czyli co faceta kręci
Wikingowie, rycerze, ułani i piechurzy rekonstruują bitwy, pielęgnują pamięć. I dobrze się bawią. Ja też chciałem zostać wikingiem, rycerzem lub ułanem. Czekał na mnie wakat kata.
Wyobraź sobie, że pod Grunwaldem staje w szeregu kilkudziesięciu chłopa. Z prawej mur tarcz. Z lewej to samo. Naprzeciw widać takich samych rycerzy, tylko z czarnymi krzyżami. Cisza i spokój. Nagle zaczyna trząść się ziemia, bo z prawej i z lewej flanki naciera konnica. A ty jesteś w środku. Czujesz energię zbrojnych, którzy ważą dobrze ponad sto dwadzieścia kilogramów. Wszędzie kurz i pył. Pada komenda: do ataku. - Ruszamy na przeciwnika. Jedni i drudzy są „nagrzani”. Każdy każdemu chce dołożyć. Pada sygnał do szarży, ryk wypełnia gardła. Toczymy pojedynki, przepychasz się tarcza w tarczę. To zderzenie emocji i blach. Adrenalina bucha. Czy nie robimy sobie krzywdy? Zdarza się. Przypadkiem - tak atmosferę bitwy opisali mi Michał Pawlak z Fundacji Zamek Bydgoski i Kompanii Janusza Brzozogłowego oraz Przemysław Grudzka, z Fundacji Zamek Bydgoski i Bractwa Rycerskiego Kasztelani Bydgoskiej.
Michał połamał już na głowach przeciwników kilka mieczy. Opowiada, że kolega z drużyny dostał toporem w twarz i trzeba było jechać na szycie. Zawieźli go na pogotowie w zbroi.
A gdyby tak zostać jednym z nich? No właśnie, jak się zostaje rycerzem? Błażej Sadowski z Bractwa Rycerzy Chorągwi Toruńskiej podkreśla, że służbę zaczyna się w charakterze knechta - giermka. Jeżeli mój komtur dojdzie kiedyś do wniosku, że umiejętności, strój i uzbrojenie umożliwiają mi „awans”, to zostaję półbratem (nosi literę „T” na białym stroju). Kiedy umiejętności i posłuch w drużynie wzrastają, to następuje pasowanie na rycerza i pełny krzyż na stroju.
Grzegorz Orenkiewicz, komes (dowódca) Chorągwi Ziemi Chełmińskiej, mówi, że giermkiem można być przez kilka lat (tak długo?!), a później - jeśli rycerze uznają, że to już czas - zostaje się rycerzem pasowanym. Giermek musi służyć rycerzowi. Uczy się także fechtunku, poezji, śpiewu. XV-wieczni rycerze nie tylko władali mieczem czy kopią, ale bywali na dworach, układali piękne poematy, znali kunszt tańca.
- Ułan też musiał umieć tańczyć - wtrąca Maciej Kaszuba z Klubu Jeździeckiego im. Pomorskiej Brygady Kawalerii. - A jeśli chodzi o poezję, to wiadomo, że w sercu ułana pierwsza jest dziewczyna. Przed nią tylko koń!
Z poezją, to jeszcze może bym sobie jakoś poradził, ale co ze śpiewem i tańcem?! Bydgoscy rycerze rozważą, czy aby nie sprawdzę się w roli pomocnika karczmarza. Może i byłaby to niezła fucha?
Zauroczyła mnie opowieść Macieja Kaszuby z Chełmna. Rozmawiamy w siedzibie chełmińskiej firmy „Elterm” (kotły grzewcze) reklamującej się hasłem „Grzejemy jak kawaleria”. Na ścianie szabla, na szafce ułańskie siodło. - Mój daleki wujek ze strony mamy był przed wojną rotmistrzem 17 pułku ułanów w Lesznie. A dziadek, ze strony ojca, służył w zwiadzie konnym w wojnie polsko - bolszewickiej - opowiada. Otóż jest duże prawdopodobieństwo, że dziadek Macieja strzelał pod Warszawą do Józefa Stalina! Tuż przed bitwą warszawską zaskoczyli obóz bolszewicki, który roznieśli na szablach. Części sowietów udało się uciec. No i był ktoś, kto uciekał w kalesonach do lasu. Dziadek Macieja - Aleksander Kaszuba - rocznik 1896 - przymierzył, strzelił. Niestety, nie trafił. Taka sama historyczna anegdota mówi, że to Stalin uciekał „na gaciach” przed Polakami. - Być może dziadek do niego strzelał. I mógł zmienić historię - uśmiecha Kaszuba. - Z rąk marszałka Piłsudskiego otrzymał order za dzielność.
Fotografia dziadka wisi na ścianie.
Ile musiałbym zainwestować w ułańską pasję? - Pieniądze się nie liczą, liczą się emocje, miłość do koni - mówi Kaszuba. Konia nie trzeba mieć swojego. Dobra szabla, ale nie oryginalna - 1,5 tys. zł. A mundurów trzeba mieć kilka!
- Nie nauczy się jeździć ten, co nie spadnie z konia - przypominają Maciej z Grzegorzem. - Każdy upadek jeźdźca nas cieszy, bo jest zwyczaj, że jak się upadnie, to trzeba stanąć na krześle i głośno powiedzieć: dupa ze mnie, a nie jeździec! I wszystkich poczęstować wódką - opowiadają.
Jak nauczyć się robienia szablą? Maciej tłumaczy, że to nie czasy Michała Wołodyjowskiego, kiedy walczyło się szabla na szablę. Szabli używało się w szarży - ataku na piechotę. Ćwiczy się z pozornikami: kłucie w dół, cięcie zwykłe, abisyńskie i kilka innych, by w boju być sprawnym.
Skąd ten pociąg do rekonstrukcji? - pytam Michała Pniewskiego ze Stowarzyszenia Twierdza Chełmno. Tłumaczy, że najpierw były grupy rycerskie, później pojawiły się możliwości rekonstruowania innych okresów historycznych. A o wyborze epoki decydują militaria, czyli co facetowi lepiej leży w ręce.
- Gdybym w domu miał zbroję husarską, rycerską, mundur powstańca i mundur żołnierza z I wojny światowej, to robiłbym wszystko. Tylko musiałbym mieć na to czas, pieniądze i możliwości - deklaruje Radek Świerczek. - Przede wszystkim to zamiłowanie do męskich zabawek. Musi być militarnie, głośno i ze szczekiem broni białej. Albo artylerii!
To właśnie Radek z Michałem rzucili żartem, że w osadzie rycerskiej w Chełmnie jest wakat na stanowisku kata. Musiałbym zainwestować w spodnie z epoki, buty i kaptur (łącznie kilkaset zł). A jeśli chodzi o topór, to jest ci u nich dostatek.
A jak już jesteśmy przy toporach, to walczy nim Piotr Klepacki z Torunia. Jako wiking! Piotr (żołnierz zawodowy z Torunia) odtwarzał wcześniej II wojnę światową w mundurze 63 pułk piechoty. Później Ludowe Wojsko Polskie, a obecnie zajmuje się wikingam. Jest członkiem grupy Einherjej z Torunia.
Piotr w czasie walki dwumetrowym toporem złamał nos synowi. Obawiam się, że to nie dla mnie. Ale urzekła mnie historia o udziale torunian w szwedzkim festiwalu wikingów. Pierwszy napotkany przez nich wiking okazał się Murzynem! Jasnowłosi pojawili się później. Albo opowieść o patrolu policyjnym, który przyjechał na wezwanie mieszkańca podczas treningu wikingów na jednym z toruńskich boisk. Policjantowi tak się to spodobało, że sam stanął w murze z tarcz!
Piotr - Ragnar opowiada, że podczas rekonstrukcji walk grupy z Zachodu są nastawione mniej bojowo. Np. Niemcy wyszli do walki bez hełmów.
- No jak mam walczyć, jak on bez hełmu, a ja opancerzony i z dwumetrowym toporem? - pyta. W ścianie tarcz syn stał po prawej stronie Ragnara. Spojrzeli po siebie, Niemca przewrócili, żeby mu krzywdy nie zrobić. W Skandynawii Polacy mają opinię agresywnych wojowników. U nas taka opinia dotyczy Rosjan. - Kiedyś stanęli naprzeciw mnie Rosjanie. Strasznie mnie poturbowali - wspomina. - Przy drugiej bitwie zmieniliśmy strategię. Najpierw wycięliśmy Rosjan, później zabraliśmy się za pozostałych.
W Ogrodzieńcu walczył z Czechami. - Byli w porządku. A Francuzi?! Biegliśmy z synem na parę Francuzów. Nie zdążyliśmy do nich dobiec, a oni już krzyczą, że są martwi.
- Przed wojną na Ukrainie i pojawieniem się zielonych ludzików na Krymie często się z nas naśmiewano - przyznaje Grzegorz Orenkiewicz. - Wielu zarzucało nam, że duzi chłopcy przebrali się w stroje. Oczywiście nasz potencjał militarny jest znikomy, ale ludzie zatracili świadomość wojny i agresji. Teraz widzę, że wzrosła świadomość społeczne, że jednak trzeba się zbroić. My, rycerze, niewiele zwojujemy z kopiami, ale wszystkie Bractwa Kurkowe, które mają strzelnice, przeżywają nabór ludzi zainteresowanych strzelaniem. I teraz czujemy większy szacunek wśród ludzi do tego, co robimy. Doceniają, że chcemy coś robić, działać.
Tomisław Kalembka działa w Fundacji Historii Polskiej Broni Pancernej w Toruniu mówi tak:- Ktoś kto interesuje się średniowieczem i walczy mieczem może, nie musi być zainteresowany Obroną Terytorialną. Poza tym jest problem z czasem. Łatwiej wyrwać się na jedno- dwudniową rekonstrukcję niż na trzytygodniowe ćwiczenia na poligonie.