Dawid Golik

Sześć karabinów u malarza z Poronina

Obraz „Kopy siana” namalowany przez Włodzimierza Herczaka w 1954 r. po wyjściu z więzienia Fot. ze zbiorów Daniela Herczaka Obraz „Kopy siana” namalowany przez Włodzimierza Herczaka w 1954 r. po wyjściu z więzienia
Dawid Golik

Krakowski Oddział IPN i "Dziennik Polski" przypominają. Podhale było w czasie II wojny światowej silnym ośrodkiem działalności podziemnej. W 1940 r. powstała tam pierwsza komórka Związku Walki Zbrojnej.

W Wigilię Bożego Narodzenia 1949 r. do Poronina przyjechali funkcjonariusze UB i dokonali aresztowania znanego artysty-malarza Włodzimierza Herczaka. Okazało się, że ukrywał on od czasu wojny sześć karabinów należących do miejscowej placówki Armii Krajowej. Sam zaś do 1945 r. był zastępcą jej komendanta.

Żołnierz i artysta

Włodzimierz Herczak w chwili aresztowania miał skończone 50 lat i za sobą bardzo bogate życie. W czasie I wojny światowej był jeszcze uczniem gimnazjalnym, ale przy pierwszej nadarzającej się okazji uciekł z domu i wstąpił do Legionów Polskich. Mimo młodego wieku (do pełnoletności brakowało mu dwóch lat) znalazł się w 1915 r. na froncie w szeregach 1. pułku piechoty Legionów. Z mundurem rozstał się dopiero w 1921 r., po walkach o niepodległość i granice. W Wojsku Polskim dosłużył się stopnia sierżanta.

W wolnej Polsce Herczak dokończył przerwaną wojną edukację i oddał się swojej życiowej pasji – malarstwu, które studiował na Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie pod okiem prof. Stanisława Kamockiego. Niebawem na stałe osiadł w podhalańskim Poroninie i ożenił się z miejscową góralką, Ludwiką Orawiec-Dewaj. Szybko też wtopił się w miejscowe środowisko inteligentów i działaczy społecznych, pośród których na plan pierwszy wysuwał się Wojciech Orawiec-Toporcorz. Był on rówieśnikiem Herczaka, tak jak on legionistą, a po odzyskaniu przez Polskę niepodległości żołnierzem 2. pułku strzelców podhalańskich. W latach 1935–1939 pełnił też funkcję wójta Poronina. Ich bliskie relacje i zaufanie zaowocowały współpracą w czasie okupacji niemieckiej, kiedy obydwaj znaleźli się w szeregach AK.

Herczak już przed wojną był szanowanym i lubianym członkiem poronińskiej społeczności, propagatorem sportu, założycielem amatorskiego teatru, współorganizatorem Ogniska Związku Podhalan. W 1933 r. odznaczony też został przez Prezydenta RP Krzyżem Niepodległości.

Poronińska „Ciupaga”

Podhale było w czasie II wojny światowej silnym ośrodkiem działalności podziemnej. Mimo wielu „wsyp” i aresztowań struktury niepodległościowe istniały na jego terenie aż do roku 1945, a część z nich z okresu działań przeciw Niemcom przeszła płynnie do aktywności zwróconej przeciw Sowietom i polskim komunistom. W Poroninie podziemna walka rozpoczęła się bardzo szybko. Przypuszczalnie już w 1940 r. powstała tam pierwsza komórka Związku Walki Zbrojnej, a w kolejnych latach zbudowana została placówka AK o kryptonimie „Ciupaga”. Na jej czele stał wspomniany Wojciech Orawiec, przyjmując ps. „Marcin”, a jego zastępcą został Włodzimierz Herczak ps. „Michał”, nazywany też „Dziuńkiem”. Pod koniec 1944 r. przy placówce powstał również kilkunastoosobowy oddział dywersyjny dowodzony przez zdekonspirowanego żołnierza warszawskiego Kedywu ppor. Tadeusza Wronowskiego ps. „Przygoda”. Działalność tego oddziału oraz dobra organizacja placówki czyniły „Ciupagę” jedną z najsilniejszych komórek AK w całym powiecie nowotarskim, liczącą w styczniu 1945 r. ponad 100 żołnierzy.

Do konspiracyjnych zadań Herczaka należało nie tylko dbanie o rozwój placówki, ale też m.in. kolportaż podziemnej prasy, w tym redagowanego przez jego żonę Ludwikę i jej siostrę Anielę Stapińską regionalnego „Hyru Tatrzańskiego”. „Michał” włączył się też w tworzenie komórek tajnego nauczania na poziomie gimnazjalnym i licealnym. Zadania te ułatwiała mu działalność artystyczna i związane z nią częste podróże po całym powiecie - w poszukiwaniu plenerów malarskich oraz w celu realizacji zleceń (m.in. pod sam koniec wojny malował obrazy w kościele w Białce Tatrzańskiej). Na przełomie 1944 i 1945 r. Herczak odpowiadał też za ukrycie należącej do placówki broni. Część posiadanych przez „Ciupagę” karabinów w ilości 6 sztuk „zamelinował” w niezamieszkanym przez nikogo domu mjr. Franciszka Orawca – swojego szwagra, który został w 1940 r. zamordowany przez Sowietów w Katyniu. Kiedy zakończyła się okupacja broń tę pozostawiono w ukryciu. Ani „Michał”, ani jego dowódca „Marcin”, nie zdecydowali się na jej zdanie. Niewykluczone, że wiązały ich wytyczne dowództwa podhalańskiej AK.

W 1949 r. nowotarska bezpieka dowiedziała się o przechowywanej na terenie Poronina broni. Aresztowany został najpierw mieszkający już wówczas w Katowicach Orawiec, później Herczak, a następnie członek dowództwa placówki Stanisław Lesek ps. „Wujek”. Szybko odnaleziono też zachowaną w dobrym stanie w przyziemiu domu broń. Ujawnienie skrytki stało się podstawą do wytoczenia całej trójce procesu przed Wojskowym Sądem Rejonowym w Krakowie.

Zbyt łagodny wyrok

Herczak nie mógł zaprzeczyć, że ukrywał broń, ale starał się tłumaczyć, że z karabinów tych do czasu ich odnalezienia nikt nie korzystał, a on sam nie prowadził żadnej działalności antypaństwowej. Wspominał przed sądem o swoim członkostwie w Stronnictwie Ludowym (później Zjednoczonym Stronnictwie Ludowym), a nawet w Towarzystwie Przyjaźni Polsko-Radzieckiej. Podkreślał, że po wojnie ponownie oddał się pracy na rzecz miejscowej społeczności - zbierał pieniądze na budowę gimnazjum, dbał o rozwój klubów sportowych, był też członkiem Samopomocy Chłopskiej i zakopiańskiego oddziału Związku Artystów Plastyków.

W swoich zeznaniach Herczak wracał też do lat okupacji, w czasie której miał dawać schronienie przed Niemcami osobom narodowości żydowskiej. Wymieniał m.in. rodzinę Fajansów, mężczyznę ukrywającego się pod fałszywym nazwiskiem „Kulik-Sadowski” oraz nauczycielkę Janinę Tatar, której pięcioletnia w 1942 r. córka – jako dziecko Żyda i Polki – musiała się w tym czasie ukrywać. Zaangażowana w czasie wojny w tajne nauczanie Tatar pisała do sądu: „życie swego jedynego dziecka zawdzięczam ludzkiemu i szlachetnemu ustosunkowaniu się ob[ywatela] Włodzimierza Herczaka”.

Za aresztowanym wstawiała się też znana krakowska malarka i rzeźbiarka Maria Jarema. Mieszkała ona w czasie wojny przez jakiś czas u Herczaków wraz ze swoim bratem, mimo że gospodarze domu wiedzieli o jej wcześniejszych związkach z Komunistyczną Partią Polski i okupacyjnych kontaktach z komunistycznym podziemiem, za co groziły represje okupanta. Jarema stwierdzała: „Oświadczam, że art[ysta] mal[arz] Włodzimierz Herczak znał mnie i moją rodzinę i że znając za czasów sanacji moje przekonania i działalność komunistyczną okazywał mi zawsze dużo przyjaźni, a podczas okupacji udzielał chętnie mojej rodzinie i mnie schronienia u siebie i serdecznej opieki”. Później w sprawie Orawca i Herczaka interweniowała też u Bolesława Bieruta wdowa po Janie Kasprowiczu – Maria Kasprowiczowa.

Zabiegi mające doprowadzić do wydania łagodnego wyroku lub nawet uniewinnienia oskarżonych ostatecznie na niewiele się zdały. Herczak skazany został 17 marca 1950 r. na 2 lata więzienia, Orawiec odbyć miał natomiast karę roku pozbawienia wolności. Uniewinnienie uzyskał tylko Lesek. Niestety wniosek rewizyjny, na niekorzyść oskarżonych, złożyła kilka tygodni później ciesząca się ponurą sławą Helena Wolińska z Naczelnej Prokuratury Wojskowej w Warszawie. Sprawa została więc ponownie rozpatrzona. Tym razem Orawiec otrzymał karę 2 lat więzienia (później podwyższoną do 2,5 roku), a Herczak aż 7 lat pozbawienia wolności. Sąd podkreślał w uzasadnieniu wyroku „stosunkowo wysoki stopień napięcia złej woli obu oskarżonych”.

„Zachowuje się nagannie…”

Włodzimierz Herczak odsiadywał swój wyrok kolejno w więzieniu przy ul. Montelupich w Krakowie, w Sztumie, Warszawie, a później ponownie w Krakowie. W lutym 1953 r. w opinii na jego temat zapisano: „Wymieniony odbywający karę w tut[ejszym] Więzieniu zachowuje się nagannie. Karany dyscyplinarnie był dwa razy za nieprzestrzeganie przepisów więziennych”. Dwa miesiące później zauważono jednak przemianę w jego zachowaniu, związaną najprawdopodobniej z wnioskiem o zastosowanie amnestii i możliwością złagodzenia kary.

Z tego okresu pochodzi też zapis ewidencyjny świadczący o tym, że Herczak został pozyskany do współpracy na terenie więzienia jako informator celny ps. „Dunajec”. Można założyć, że zmiana postawy po ponad trzech latach pobytu w więzieniu oraz zgoda na trwającą zaledwie kilkanaście tygodni współpracę były celowym posunięciem mającym doprowadzić do szybszego wyjścia na wolność. Tak rzeczywiście się stało i 10 czerwca 1953 r. Herczak został warunkowo zwolniony.

Bezpieka interesowała się Herczakiem także po jego powrocie do Poronina, być może próbując nakłonić go do kontynuowania tajnej współpracy. Przypuszczalnie zabiegi te nie przyniosły spodziewanych rezultatów, bo już w 1955 r. teczka informatora o ps. „Dunajec” złożona została do archiwum, a jakiś czas później zniszczona z uwagi na małą wartość operacyjną. Nazwisko Włodzimierza Herczaka pojawiało się za to w innych prowadzonych wówczas przez policję polityczną sprawach, jako osoby rozpracowywanej z uwagi na działalność niepodległościową w okresie okupacji. Można przypuszczać, że były legionista, „sanacyjny” podoficer i zastępca dowódcy placówki AK pozostawał w zainteresowaniu służb aż do swojej śmierci. Nastąpiła ona zaledwie siedem lat po wypuszczeniu z więzienia, 20 stycznia 1960 r.

Dawid Golik

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.