Szok! Na jednego człowieka przypada 250 mln owadów

Czytaj dalej
Fot. archiwum
Maria Mazurek

Szok! Na jednego człowieka przypada 250 mln owadów

Maria Mazurek

Prof. Kazimierz Wiech z Uniwersytetu Rolniczego: Gdyby z biosfery nagle zniknął człowiek, przyroda tylko odetchnęłaby z ulgą. Lecz gdyby zniknęły owady, oznaczałoby to katastrofę. Motyle, mrówki, pszczoły, chrząszcze... Znamy prawie milion gatunków owadów, choć może ich być nawet 20 razy więcej. - Staram się zrozumieć sens istnienia każdego z nich - mówi.

Einsteinowi przypisuje się te słowa: gdy wyginie ostatnia pszczoła, ludzkości zostaną cztery lata. Realny scenariusz?
Nikt tego nie udowodnił ani nie sprawdził. Wydaje się to jednak dość realne. Ale pszczoły to tylko część najliczniejszej gromady zwierząt: owadów. W tym momencie opisanych jest blisko milion gatunków owadów; co roku opisuje się około 10 tysięcy nowych. Entomolodzy dość ostrożnie szacują, że na świecie żyją trzy, cztery miliony gatunków owadów, choć niektórzy uważają, że może ich być 20 milionów.

A jeśli chodzi o liczbę wszystkich osobników?
Trylion. Niektórzy uważają, że na każdego człowieka żyjącego w tej chwili na Ziemi przypada 250 milionów sztuk owadów. Oczywiście, owady są małymi zwierzętami, ale wciąż na kilogram masy naszego ciała przypada 300 kg owadów!

Robi wrażenie.
Robi. Szczególnie, jeśli zdamy sobie sprawę, że każdy gatunek owada ma swoje miejsce w przyrodzie, swoją misję i swój cel. Więc jak pani myśli, co by się stało, gdyby nagle z Ziemi zniknęło kilka milionów gatunków potrzebnych stworzeń?

Katastrofa?
To jest paradoks: ludzie stawiają się w centrum wszechświata, wydaje się im, że są najbardziej potrzebni. Tymczasem gdyby nagle z biosfery zniknął człowiek, przyroda tylko odetchnęłaby z ulgą. Ale jeśli z biosfery zniknęłyby owady - skończyłoby się to dla przyrody dramatycznie. Nie ma w tym zdaniu cienia przesady: trudno sobie wyobrazić świat bez owadów.

Tymczasem większość ludzi „robali” nie znosi.
Ja nie lubię tego słowa (tak jak angielskiego „bug”). Nie dość, że niepoprawne w sensie systematycznym, to jeszcze pejoratywne, odzwierciedlające nasz negatywny stosunek do owadów; to, że się ich boimy, brzydzimy się nimi. Co oczywiście wynika z tego, że ich nie znamy.

Trochę jednak znamy…
Guzik prawda! Wie pani, że 20 procent społeczeństwa jest dotkniętych entomofobią, czyli lękiem przed owadami? Również z tym walczę od 17 lat, organizując Dni Owada na Uniwersytecie Rolniczym w Krakowie. Bo w większości to lęk nabyty: rodzice tłumaczą małym dzieciom, że „robak” jest brzydki, zły, że najlepiej go zabić. Moja żona napisała kiedyś o tym wiersz: „Bij, zabij! Oto zasada, z jaką traktuje człowiek owada, głęboką bowiem czuje odrazę do wszystkich owadów razem. (…) Wszystko co lata, to są muchy, wszystko co łazi, to są robale”.

Tymczasem tych owadów jest całe mnóstwo - począwszy od motyli, przez pchły, chrząszcze i osy, skończywszy na mrówkach…
Skoro mamy na świecie miliony gatunków owadów, to bardzo duża i zróżnicowana grupa - również w sensie morfologicznym. Pierwszy wykład kursu z entomologii rozpoczynam pokazaniem studentom zdjęć: słonika orzechowca, pasikonika, motyla i któregoś z pluskwiaków. Zwracam uwagę, że to stworzenia, które wyglądają zupełnie inaczej, a jednak należą do tej samej gromady.

Co więc je łączy?
Kilka cech. Wspaniale latają (oczywiście są wyjątki, tak jak i niektóre gatunki ptaków są nielotami). Mają szkielet zewnętrzny - ich ciało pokryte jest chitynowym pancerzem, do którego, od środka, przyczepione są mięśnie. Czyli jest całkowicie inaczej niż u kręgowców, które szkielet mają w środku ciała, przez co są znacznie wrażliwsze na mechaniczne bodźce; stosunkowo łatwo je zabić, zranić. Owada zabić i zranić już tak łatwo - przez pancerz - się nie da. Wreszcie chodzi o podział ciała na trzy odcinki: głowę, tułów i odwłok. Każdy owad ma też trzy pary nóg.Ludzie owadami się nie interesują - co widzę również po tym, że jest coraz mniej entomologów - i się ich boją. Tymczasem w gruncie rzeczy nie ma czego.

Nie ma czego? A komary, które przenoszą malarię? A osy, szerszenie?
W Polsce żyje ponad 40 gatunków komarów i żaden z nich nie przenosi chorób groźnych dla człowieka. Są oczywiście owady, które mogą człowieka niepokoić, człowieka drażnić, człowieka zranić. Ale my, przez niewiedzę, traktujemy jako wroga nawet niewinne gatunki. Weźmy bzygi, które często latają nad kwiatami. Ponieważ bzyg przypomina nieco osę, przeciętny człowiek uważa, że należy trzymać się od niego z daleka lub zabić. Tymczasem to gatunek zupełnie niegroźny dla ludzi. Same osy, owszem, potrafią boleśnie użądlić, ale proszę pamiętać, że one żądła używają w obronie własnej, ewentualnie w obronie swojego gniazda. Podobnie szerszenie. Szerszeni człowiek nie interesuje, bo ten gatunek owada - choć drapieżny - poluje na inne, mniejsze owady, ewentualnie interesuje się kwiatami. Dopóki człowiek nie zbliży się na odległość mniejszą niż 2-3 metry do gniazda szerszeni, może być spokojny. Oczywiście, jeśli siądzie pod ich gniazdem, będzie głośno się zachowywał, a nocą świecił latarką, to szerszenie zaatakują, żeby się bronić. Nam się wydaje, że skoro szerszeń jest duży, to żądląc nas, wprowadzi w nasz organizm dużo toksycznego białka. Ale on zostawi go tylko tyle, by wystraszyć, a nie zabić.

Patrzymy na ziemię tylko ze swojej perspektywy. I z tej naszej perspektywy owady, a prawie wszystkie z nich są bardzo małe, nie są w ogóle istotne.

Dla pszczół natomiast użądlenie - człowieka lub innego zwierzęcia - oznacza koniec życia. Dlatego, jak tłumaczyli mi pszczelarze, one używają tej broni w ostateczności.
Tak, bo żądło pszczoły jest zbudowane inaczej; pszczoła traci je po użądleniu razem z woreczkiem jadowym i dla niej oznacza to jedno. Śmierć.

Po co więc pszczoła w ogóle go używa? Podejmując walkę, zginie. Nie podejmując jej - ma szansę na przetrwanie. Gdzie tu logika?
Proszę nie patrzeć na to w ten sposób. Owady, choć mają mózg, nie myślą w ten sposób, nie kalkulują. Działają instynktownie, bo przyroda „wymyśliła”, że warto poświęcić 40 czy 60 pszczół z roju, by ocalić pozostałe 60 tysięcy. Na przykład gdy do ula „dobierze się” niedźwiedź - zresztą, wbrew temu, co się mówi, on nie szuka tam miodu, a wysokobiałkowego czerwia, czyli larw pszczelich - te owady będą go atakować.

Czyli oddają życie za swój klan czy rodzinę.
Ale one nie wiedzą, że oddają za kogoś życie. Mają po prostu zakodowane ewolucyjnie takie, a nie inne działanie. W naturze nie ma nic przypadkowego.

Albo te biedne trutnie, samce pszczół, które raz w życiu wylatują na lot godowy, by zapłodnić królową…
A później umierają. Ale biologicznym celem życia każdego organizmu jest rozród, a nie długowieczność. Pszczoły, choć nie mają świadomości w ludzkim rozumieniu tego słowa, tworzą skomplikowane struktury społeczne, gdzie każda pszczoła ma swoje zadania - zresztą, zmieniają się one podczas krótkiego, bo 30-dniowego życia tych organizmów: najpierw są sprzątaczkami, potem produkują wosk i mleczko, w końcu są zbieraczkami i czasami również obrończyniami ula. Plaster pszczeli jest genialną konstrukcją, najbardziej uzasadnioną ekonomicznie. I człowiek ją kopiuje: w konstrukcji bolidów czy ścian dźwiękochłonnych.

I to nie jest chyba jedyny przypadek, w którym naukowcy inspirują się owadami?
Nie jest jedyny. W budowie matryc wykorzystujemy sposób funkcjonowania ich wzroku. Owady, jeśli chodzi o ostrość, widzą gorzej niż ludzie, ich oczy mają natomiast większą rozdzielność czasową. O ile człowiek widzi dwie „stopklatki” na sekundę, o tyle niektóre owady - nawet 300.

Robaczki świętojańskie pięknie świecą. W jakim celu?
Samice, emitując światło, zwabiają potencjalnych partnerów. Choć zdarza im się w ten sposób oszukać osobników innych gatunków, aby ich - mówiąc brutalnie - pożreć. Jednak, choć mózg i cały ciągnący się wzdłuż ciała układ nerwowy owadów sprawia, że one widzą, słyszą (cykady słychać w promieniu kilkuset metrów) i w pewien sposób czują, to jednak głównym narzędziem ich komunikacji (tyle że nie jest to „komunikacja” w naszym rozumieniu tego słowa) jest węch. Owady są najbardziej czułymi odbiorcami zapachów w całej przyrodzie. Są w stanie wyczuć tak niewielkie stężenie feromonów (cząsteczek zapachowych), że mogą im tego pozazdrościć nie tylko ludzie, ale również znacznie wrażliwsze na zapachy psy i inne zwierzęta. Owady są w tym względzie bezkonkurencyjne. Za pomocą zapachów informują się o zagrożeniach, o pokarmie, o dojrzałości płciowej. Zresztą człowiek ileś z tych substancji feromonowych, produkowanych przez owady, poznał i zaczął sztucznie produkować.

Po co?
Żeby stworzyć pułapki na tzw. szkodniki roślin (przy czym szkodnikami są one z punktu widzenia człowieka, czyli po prostu konkurują z nami o pokarm). Sztuczne substancje imitujące feromony owadów są wykorzystywane w pułapkach na muchy. W lesie być może spotkała pani charakterystyczne rury - znajdujące się w nich feromony mają zwabiać kornika drukarza, chrząszcza, który żeruje w łyku świerka, sosny czy jodły. Takie sprytne pułapki feromonowe są stosowane również w sadach - na jabłoniach umieszcza się urządzenia emitujące feromony samic owocówki. Samce przylatują i… „złoszczą się” - wszędzie czują samicę, ale nie mogą jej znaleźć. Dość paskudne, prawda? Wszystko po to, żebyśmy nie mieli robaczywych jabłek.

Pan profesor powiedział to z przekąsem.
Wie pani, przez lata pracowałem w Katedrze Ochrony Roślin. Powtarzałem, że ta nazwa to hipokryzja. Rośliny nie potrzebują naszej ochrony. One same się bronią, ewolucja wykształciła je w niezbędne narzędzia. My nie chronimy więc roślin - chronimy nasze plony przed owadami, z którymi konkurujemy o pokarm. Po to, żeby jak najwięcej wyrwać dla siebie.

Pana chyba żaden owad nie obrzydza?
Nie. Jestem entomologiem, więc staram się zrozumieć sens istnienia każdego żywego organizmu. Komar może mnie zirytować, ale wtedy myślę sobie tak: komary pojawiły się na tym świecie długo przed człowiekiem i też mają tu do spełniania swoją rolę. Są pożywieniem dla ptaków, ryb (larwy i poczwarki), zapylają kwiaty, ograniczają liczebność innych organizmów. Przyroda to system naczyń połączonych, tysięcy zależności i każdy gatunek ma tu swoje miejsce. Proszę spojrzeć na rolę owadów: oczyszczają ziemię z resztek organicznych, są pokarmem dla innych zwierząt, zapylają rośliny. Aż 78 procent roślin w Polsce to rośliny owadopylne, które potrzebują pomocy owadów, by się rozmnażać.

Wystarczy rozłożyć na trawie koc, położyć się, uruchomić wyobraźnię i zacząć patrzeć, z wysokości pięciu czy siedmiu centymetrów, na to, co się dzieje w trawie. I wtedy wejdziemy w zupełnie inną sferę, w piękny i dziwny świat owadów

Tak, ale akurat zboża, które są podstawą naszej diety, są wiatropylne.
Zgadza się. My do uprawy pszenicy czy kukurydzy owadów nie potrzebujemy, ale potrzebujemy ich między innymi do tego, by mieć paszę dla zwierząt, oleje roślinne i by dostarczać sobie witamin czy mikroelementów znajdujących się tylko w roślinach owadopylnych. Poza tym znów rozchodzi się o ten system powiązań wszystkich żywych organizmów: ludzi, roślin, zwierząt, grzybów i bakterii. Człowiek bez nich nie mógłby istnieć. Badanie tych zależności - a nie kolekcjonowanie owadów, jak w przypadku większości entomologów - zrodziły we mnie pasję do tej nauki. My lubimy patrzeć na ewolucję ze swojego punktu widzenia, stawiając człowieka na samej jej górze, na najwyższej pozycji - bo wykształciły się u nas cechy, którymi nie mogą poszczycić się żadne inne organizmy. Ale przecież u innych zwierząt wykształciły się za to inne zdolności, bo przyroda przygotowała dla nich inne miejsce. To nie znaczy, że gorsze. Ja więc nie stosuję hierarchii ewolucyjnej. Stawiam wszystkie organizmy na równi.

Ludzie w większości takiej pokory wobec przyrody nie mają. Pan profesor uważa, że przez to kiedyś mogą ją zniszczyć?
Niestety tak. Swoimi działaniami - używaniem na tak dużą skalę pestycydów (czy wie pani, że na hektarze pola żyją miliony różnych owadów, dla których to jest zabójcze?), niszczeniem i fragmentacją siedlisk (przez co organizmy tracą swoje miejsce bytowania) czy wysiewaniem na ogromnych powierzchniach tylko pojedynczych gatunków roślin (co fatalnie wpływa na bioróżnorodność) niszczymy przyrodę. To nie tyle kwestia złej woli, co braku świadomości. Patrzymy na ziemię tylko ze swojej perspektywy. I z tej naszej perspektywy owady, a prawie wszystkie z nich są bardzo małe, nie są w ogóle istotne. Tymczasem, jak powiększymy zdjęcie pędrusia, drobnego chrząszcza, okaże się, że wyglądem przypomina uwielbianego przez ludzi słonia.
Ale znam łatwy sposób na zmianę tej perspektywy. Wystarczy rozłożyć na trawie koc, położyć się, uruchomić wyobraźnię i zacząć patrzeć, z wysokości pięciu czy siedmiu centymetrów, na to, co się dzieje w trawie. I wtedy wejdziemy w zupełnie inną sferę, w piękny i dziwny świat owadów - który fascynuje, a nie wzbudza wstrętu. Fantastyczny świat, który cały czas jest obok nas, a który ignorujemy i niszczymy.

Maria Mazurek

Jestem dziennikarzem i redaktorem Gazety Krakowskiej; odpowiadam za piątkowe, magazynowe wydanie Gazety Krakowskiej. Moją ulubioną formą jest wywiad, a tematyką: nauka, medycyna, życie społeczne. Jestem współautorką siedmiu książek, w tym czterech napisanych wspólnie z neurobiologiem, prof. Jerzym Vetulanim (m.in. "Neuroertyka" i "Sen Alicji"), kolejne powstały z informatykiem, prof. Ryszardem Tadeusiewiczem i psychiatrą, prof. Dominiką Dudek. Moją pasją jest łucznictwo konne, jestem właścicielką najfajniejszego konia na świecie.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.