Szpitalne brudy w sądzie
Były wicedyrektor Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Toruniu domagał się od lecznicy 200 tysięcy zł zadośćuczynienia za mobbing. Przegrał, ale przy okazji procesu na jaw wyszły ładne kwiatki. Na przykład spadające na pracowników części sufitu...
Niemożliwe? A jednak! Wieloletni pracownik szpitala na Bielanach, w latach 1998-2001 będący nawet jego wicedyrektorem ds. ekonomiczno-eksploatacyjnych, pozwał pracodawcę o mobbing. Domagał się 200 tysięcy zł zadośćuczynienia. Toczył bój do końca, czyli aż do orzeczenia Sądu Apelacyjnego w Gdańsku. Przegrał, ale nad poruszonymi na salach sądowych sytuacjami trudno przejść do porządku dziennego.
Szpital groźny dla zdrowia
Pan S. najwięcej zarzutów skierował pod adresem swojego byłego przełożonego, dyrektora Andrzeja Wiśnickiego, który kierował lecznicą do 2012 roku. W pozwie podniósł m.in. dyskryminację płacową, szykany np. brak listu gratulacyjnego na 30-lecie pracy, degradację zawodową czy zmuszenie go do przyjęcia 1000 zł mandatu od inspekcji pracy za wypadek, do którego doszło w szpitalnym laboratorium w Zakładzie Mikrobiologii.
Jak ustalił sąd, wypadek był faktem. Doszło do niego w październiku 2011 roku. Część sufitu oderwała się i uderzyła dwie pracownice w głowę.
Pan S. dowodził, że rozsypywanie się pomieszczenia starał się powstrzymać. Szpital - że to zaniedbania pana S. doprowadziły do wypadku. Ostatecznie sąd dał wiarę lecznicy.
W trakcie spotkań z podwładnymi, które odbywały się kilka razy w tygodniu, pan S. nieraz krzyczał i używał wulgaryzmów.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień