W czerwcu 1933 roku dochodzi do procesu skrytobójcy z Nowej Wsi
Gertruda Franke z Nowej Wsi (obecnie Wirek) czeka w nocy na swojego męża, który ma wrócić z kopalni “Pokój”. Ale czas mija, a jego nie ma. Chociaż mąż zabrania jej wychodzić nocą na jego spotkanie, Gertruda nie wytrzymuje i pełna niepokoju opuszcza dom. Dla odwagi bierze na ręce małego kotka.
Jest po północy, miejscowość śpi, panuje cisza. Tylko gdzieniegdzie błyska w ciemnościach światełko lampki karbidowej; to znak, że górnicy już nadchodzą z pobliskiej kopalni “Pokój”. Gertruda idzie ulicą 3 Maja, dociera do betonowego mostu nad potokiem Kochłówka. Nie widzi męża, ale mijają ją dwaj mężczyźni z kopalni. Wystraszony ich głosami kot wyrywa się i ucieka.
Gertruda, choć z duszą na ramieniu, zaczyna szukać uciekiniera w zaroślach. Zbliża się do jakiegoś płotu i nagle staje jak wryta, oniemiała z przerażenia. Dostrzega przyczajonego mężczyznę z wycelowanym wprost na nią karabinem. Osobnik patrzy na kobietę ze złowrogim spokojem.
Czekał na kogoś
Młoda kobieta rozpoznaje Stanisława Nowaka, o którym mówiono, że po stracie pracy trochę mu odbiło i stał się wywrotowcem.
- Nie zabijajcie mnie, na miłość Boską, Stanik! Ja kota szukam! - woła Gertruda, a mężczyzna szybkim ruchem karabinu każe jej odejść.
- Pieruna, nie jesteś kapitalistką, to się nie bój. Ja nie czekam na ciebie, kogoś innego zabiję! - rzuca z gniewem Nowak.
Gertruda ucieka, po drodze spotyka męża. Opowiada mu, że Nowak chodzi po nocy z karabinem i grozi, że kogoś zabije, ale mąż tylko ma pretensje, że nie siedziała w domu. On ma dość nerwów w robocie, a żona jeszcze urządza sobie nocne spacery. Nowak z karabinem go nie dziwi; ludzie mają tutaj broń, strzelaniny są i będą, ale nic złego się nie dzieje. Od gróźb do zabójstwa daleko.
Zagadka komisarza
Wtedy słyszą strzał. Nie wzywają policji, spieszą się do domu. Górnik Aleksy, który wkrótce na ulicy 3 Maja natknie się na ciało posterunkowego Józefa Gajdy, też nie zawiadamia policji. Zezna potem w sądzie, że zbyt się bał, bo zabójstwo policjanta to poważna sprawa. A strzelającego nie widział. Gdyby narobił hałasu, mogłoby być po nim.
Posterunkowego Józefa Gajdę każdy tutaj znał. To ojciec siedmiorga dzieci. Wiedział, że ludziom ciężko się żyje podczas bezrobocia, on też ledwo wiązał koniec z końcem, ale kiedy władza wzywała policję do ochrony zakładów przed strajkującymi, to jako funkcjonariusz musiał iść. Zwykle jednak patrolował okolicę, wielu ludziom pomógł. Tej nocy szedł zmienić swojego kolegę na nocnym dyżurze.
Kto mógł zabić szanowanego posterunkowego? Wydział Śledczy w Katowicach z komisarzem Stanisławem Brodniewiczem na czele pracuje nad zagadką z 40 wywiadowcami. Na początku jednak nie ma żadnych tropów; to zabójstwo skrytobójcze, bez jasnych motywów. Ale w końcu dochodzi do śledczych sygnał, że jeden z wywrotowców, czyli miejscowych komunistów chwalił się, że zastrzelił z karabinu policjanta. Chodziło o symbol znienawidzonej władzy.
Pewien mężczyzna zeznał, że podczas gry w karty Nowak wyjrzał przez okno i zapytał, gdzie idą wszyscy ludzie z Nowej Wsi. Na słowa: “Przecież na pogrzeb posterunkowego Gajdy!” odpowiedział ze śmiechem, że to on go zabił z karabinu, ale go nie złapią. Świadkowi wydawało się, że Nowak zmyśla.
Płacz nad wyrokiem
Policja jednak aresztuje Nowaka, który chce uciec do Niemiec; ucieczkę zorganizowali mu niemieccy komuniści. Na sygnał czekał na strychu u niejakiego Kołodziejczyka, gdzie go złapano. Po tej informacji zgłasza się Gertruda Franke i opowiada o tym, co widziała w noc zabójstwa.
Nowak zachowuje się tak bezczelnie, że bada go prof. Leon Wachholz, jeden z najwybitniejszych polskich przedstawicieli medycyny sądowej. Wydaje opinię, że badany jest nieco umysłowo ograniczony, ale może odpowiadać za swoje czyny.
W czerwcu 1933 roku Stanisław Nowak staje przed sądem. Ludzie spodziewają się nawet kary śmierci, ale prokurator dr Kulej żąda 10 lat więzienia. Mecenas Tomaszewski prosi o uwolnienie ze względu na stan psychiczny oskarżonego. Sąd skazuje Nowaka tylko na pięć lat więzienia.
Po ogłoszeniu wyroku rozlega się wielki płacz siedmiorga osieroconych dzieci Gajdy. Jedna z córek policjanta podchodzi do Nowaka i bije go w twarz. Zabójca nawet wtedy nie wyraża żadnych uczuć.