Tabasz bierze pod lupę turkucia podjadka

Czytaj dalej
Grzegorz Tabasz

Tabasz bierze pod lupę turkucia podjadka

Grzegorz Tabasz

Dawniej był znany głównie z ilustracji w podręcznikach dla rolników w rozdziale poświęconym szkodnikom. I to szkodnikom trudnym do pokonania, którym zadedykowano specjalną chemię. Oczywiście, mocno trującą. Nieco później okazało się, że gatunek jest rzadki i występuje lokalnie. Zaczęto nawet przebąkiwać, iż szkodliwość jest mocno przesadzona

Jednym z gatunków, które wyraźnie skorzystały na ociepleniu klimatu, jest turkuć podjadek. Dawniej, trzy dekady temu owad był znany głównie z ilustracji w podręcznikach dla rolników w rozdziale poświęconym szkodnikom. I to szkodnikom trudnym do pokonania, którym zadedykowano specjalną chemię. Oczywiście, mocno trującą. Nieco później okazało się, że gatunek jest rzadki i występuje lokalnie. Zaczęto nawet przebąkiwać, iż szkodliwość jest mocno przesadzona. Ba, nawet popełniono herezję, twierdząc, że korzenie roślin podjada okazjonalnie, zaś zasadniczym celem zwierzaka drążącego podziemne korytarze są larwy owadów. Czekam, kiedy napiszą, że jest nawet owadem pożytecznym.

Wracam do klimatu i turkuci w przyrodzie. Kiedyś usłyszenie wieczornych koncertów turkucia należało do rzadkości. W ciepłe majowe noce samce wyłażą na powierzchnię ziemi. Wydają dźwięki, które w pierwszej chwili przypominają trele kanarka. Długie, monotonne ćwierkanie słyszane z dużej odległości. Panie śpiewają znacznie ciszej. Szczerze mówiąc, nic ciekawego, ale wystarczająco, by od turkoczących odgłosów nazwać go turkuciem. W razie potrzeby panowie odbywają krótkie loty godowe na miejsce miłosnej schadzki. Jednak ciężki owad z trudem odrywa się od ziemi, a skrzydła wykorzystuje głównie do wydawania dźwięków. Co do narządów słuchu, to te znajdują się… na końcu ciała. Długie, groźnie wyglądające wyrostki odwłoka znakomicie odbierają wszelkie drgania otoczenia. My, ludzie, uszy, narząd mowy i zęby mamy na głowie. Turkucie słyszą koniuszkiem ciała, narząd wydający dźwięki zainstalowały pod pachami, zaś zęby doczepiły się do przednich odnóży. Jeśli iść za głosem owada, to można podejść do źródła dźwięków bardzo blisko, ale odbierający drgania ziemi stworek wyczuje zagrożenie i zamilknie. Kilka dekad temu były uważane za groźnego szkodnika. Tak samo jak motyle bielinki czy stonki ziemniaczane. Przypisywano mu masowe zniszczenia na polach i w ogrodzie. Lokalnie mogło się tak zdarzyć, lecz rzeczywiste szkody były mocno przesadzone. Każdą uschniętą czy podgryzioną sadzonkę przypisywano turkuciom. Tymczasem równie czy może bardziej uciążliwe są pędraki (czyli larwy chrabąszczy) i gąsienice nocnych motyli zwanych rolnicami. Są zdecydowanie mniejsze, ale bardzo liczne.

***

Sytuacja uległa diametralnej zmianie, gdy nadeszła era pestycydów. Granulki trucizny wymieszane z ziemią zdziesiątkowały turkucie podjadki do tego stopnia, iż stał się gatunkiem rzadko widywanym w Polsce i Europie. Jeśli nawet gdzieś się pokaże, to bez większego problemu można ograniczyć jego liczebność za pomocą sterty obornika zakopanej w ziemi. Na zimę owady chronią się w miejscach dających ciepło, zaś gnijąca materia organiczna jest idealnym wręcz zimowiskiem. Na wiosnę łatwo owady wyzbierać, a los więźniów zależy już tylko od woli ogrodnika. Osobiście zalecałbym wstrzemięźliwość, gdyż turkuć podjadek wcale nie jest tak zły, jak go malują. Obserwacje pokazały, iż w skład jego menu wchodzi także, a może nawet ilościowo przeważa mięso. Owszem korzonki podgryza, lecz znacznie chętniej pożera młode ślimaki, larwy owadów i poczwarki, które wpadną do jego podziemnych korytarzy. Funkcjonuje na podobnych zasadach jak znacznie większy od niego kret. Od kilku lat w czerwcowe wieczory regularnie słyszę turkucie. I to nie pojedyncze, zagubione okazy, lecz kilka, kilkanaście osobników jednocześnie. Ostatniego wieczora zbiorowe ćwierkanie było wręcz ogłuszające, do czego jeszcze wrócę.

Czas na portret turkucia podjadka. Z aparycji przypomina świerszcza czy pasikonika, z którymi, nawiasem mówiąc, jest blisko spokrewniony. To okazały owad, jeden z największych insektów Europy. Pięć centymetrów długości ciała plus czułki. Grubości kciuka i brązowej barwy. Masywne, obłe ciało turkucia zdobią dodatkowo długie, widlaste wyrostki na końcu odwłoka. Do tego skrzydła złożone wzdłuż ciała, które, nawiasem mówiąc, bardzo rzadko służą do lotu. Larwy są podobnych rozmiarów i można je poznać po braku skrzydeł. Owad utracił też skaczące odnóża, które pod ziemią są do niczego nieprzydatne. Za to przednia para odnóży zamieniła się w mocne, znakomicie funkcjonujące łopaty. Owad z łatwością drąży korytarze grubości kciuka dorosłego mężczyzny. Tułów okrywa gruby pancerz. Masywne, obłe ciało turkucia zdobią długie czułki i widlaste wyrostki na końcu odwłoka. Szybko porusza się w przód i tył. Z postury przypomina średniowiecznego rycerza w pełnej, płytowej zbroi.

***

Teraz obyczaje rodzinne turkucia. Mama turkuć, po majowych czy czerwcowych godach, skrupulatnie kopie, umacnia, a później chroni komorę lęgową z jajami. Wietrzy, doświetla, czyści z pleśni. Wentylacja jest przyczyną oskarżeń. Otóż rzeczywiście podgryza korzonki roślin, które wrastają do komory z jajami i larwami. Gdy obeschną, pozostaną puste przestrzenie, zapewniając wymianę powietrza i delikatne oświetlenie mieszkanka słońcem. Krótko mówiąc, nie taki z niego straszny owad, jak sugerowałby drugi człon nazwy, czyli podjadek. Co do młodych, to żerują przez długi czas pod opieką mamy, korzystając z wykopanych przez rodzicielkę korytarzy. O najmniejszych objawach kanibalizmu nie ma mowy. Do rozstania dochodzi po długich tygodniach, kiedy młode nabiorą krzepy i zaczynają kopać własne norki. To całkowite przeciwieństwo mieszkającego również pod ziemią kreta.

Pan kret zeżre swoje potomstwo, jeśli tylko zdoła się do niego dokopać. Pani kretowa po króciutkim okresie macierzyństwa wygania dzieci w siną dal i biada im, jeśli niebacznie powrócą na matczyny rewir. Skończą jako główne danie lub będą musiały stoczyć krwawy pojedynek. Instynkt terytorialny jest bardzo silny, agresja tyko na czas rozmnażania ulega przytłumieniu.

Dawno temu, kiedy turkucie były bardzo rzadkie, miałem okazję zawrzeć dłuższą znajomość z olbrzymim owadem. Wypożyczyłem go od pana, który hodował znalezionego owada w terrarium. Zwierzak miał się znakomicie dokarmiany mniejszymi od niego świerszczami i dżdżownicami. Warzywne sałatki z marchewki i sałaty traktował z pogardą. Ośmiocentymetrowej prawie długości okaz trzymany w dłoni niemiłosiernie łaskotał skórę. Bez najmniejszego kłopotu przeciska się przy pomocy zębatych krawędzi przednich odnóży przez zaciśnięte palce. Nawet nie próbował ukąsić, a jedynym odruchem obronnym były krople brązowej ciężcy wyrzucanej z pyska. Zrobiłem mu kilka zdjęć i oddałem właścicielowi. Położony na dnie terrarium w kilka chwil wkopywał się w podłoże, zostawiając po sobie mały kopczyk. Pewnie zapytacie, po jakie licho trzymać turkucia w domu. Po pierwsze, to zwierzak nietypowy w domowej hodowli. Po drugie, jego właściciel lubił nocne koncerty. Wreszcie długowieczny owad był wyjątkowo łatwy i mało uciążliwy w obsłudze. Ponoć miał rozpoznawać opiekuna, ale w oswojenie owada jakoś nie uwierzyłem.

***

Teraz mam turkucie w ogrodzie. Kilkanaście okazów, które skutecznie zagłuszają koncertujące w tym samym czasie świerszcze. Jeden z nich zamieszkał tuż obok tarasu na rabatce z ozdobnym tytoniem i maciejką. Świeżo skopana ziemia bardzo mu przypadła do gustu. Wieczorem turkocze przeraźliwie głośno. Musiałem zamknąć okno, gdyż przestał reagować na tupanie w ziemię. Choć nie zauważyłem żadnych szkód, nie mam zamiaru czekać aż wykopie podziemną komorę, złoży te trzysta jaj i razem z potomstwem zacznie ryć na rabacie. Pachnące kwiaty zasadziłem dla nocnych ciem i innych owadów. Przygotowałem dla niego specjalną pułapkę. Zakopany równo z powierzchnią ziemi wysoki słoik. W środku kilka tłustych dżdżownic. Jeśli wpadnie na kolację, nie zdoła pokonać śliskich ścian ze szkła. Krzywdy mu żadnej nie wyrządzę, lecz wyeksmituję na drugi koniec ogrodu.

Cóż można więcej powiedzieć o turkuciu podjadku? Ciężko tyra, by związać koniec z końcem. Czasem zaturkocze, czasem coś tam podgryzie, ale to jeszcze nie powód, by pozbawiać go życia czy wpisywać w poczet groźnych istot. Dla mnie to bardzo ciekawy z niego stworek. I tyle.

Grzegorz Tabasz

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.