Tabasz: Nie taki padalec straszny jak go malują
Padalec jest bardziej pospolity, niż się powszechnie wydaje. Zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, że bardzo pospolity. Przy tak skrytym trybie życia uchodzą uwadze ludzi, co ma swoje dobre strony. Niedawno przekładałem kamienne płyty ułożone na ścieżce. Trafiłem na trzy dorodne padalce.
Ocieplenie klimatu sprzyja gadom. Zmiennocieplne gatunki generalnie mają się znakomicie w cieple. Im bardziej temperatura otoczenia rośnie, tym więcej gatunków można spotkać. W Skandynawii, i to tylko na południu, jest ich niewiele. Południe Europy jest bardziej w gady bogate, zaś tropiki to ich królestwo. U nas mają się tak sobie. Ledwo dziewięć gatunków, z czego połowa jest rzadka lub skrajnie rzadka. Winne jest zlodowacenie i zimna pora roku. Dopiero dwanaście tysięcy lat temu półtora kilometrowej grubości skorupa lodu oparta o łuk Karpat ostatecznie stopniała. Gady z wolna przybywały ze wschodu i zachodu. Co do cyklicznej zimy, to wszystkie nasze węże i jaszczurki muszą zapadać w hibernację, co utrudnia ewentualnym nowym przybyszom z południa aklimatyzację. Podsumowanie wypada tak: cztery gatunki węży, jeden żółw i cztery jaszczurki. Tylko lub biorąc pod uwagę przyrodnicze okoliczności, aż tyle.
Pozwolę sobie opowiedzieć o najbardziej lubianych (czy może bardziej najbardziej tolerowanych) jaszczurkach. Generalnie gady mają ciężkie życie, zaś najgorzej ma się jedna z jaszczurek zwana padalcem. Już mówię, dlaczego.
Wszystkie nasze jaszczurki są małe i płochliwe. Wystarczy zgubić nogi, by sytuacja uległa diametralnej i drastycznej zmianie. Jaszczurka zmienia się w węża. Zaś każdy wąż to jadowita gadzina. W domyśle żmija. Ma rozdwojony język, żadnych kończyn i pełza jak wąż. Reszta jest prosta. Albo paniczna ucieczka człowieka na widok groźnego zwierzaka, albo zabójczy atak w samoobronie. To standardowe reakcje naszych rodaków na widok węży. Nic to, że powolny padalec ma grube, walcowate ciało. Tępo zakończony pysk i takiż sam koniec ogona. Wreszcie głowa nie jest oddzielona od ciała, a na grzbiecie nie widać słynnej zygzakowatej pręgi Kaina jaką noszą żmije. Są też oczy z okrągłą źrenicą, ale któż by patrzył gadowi w oczy. Sporo złego wyrządziły media epatujące opowieściami o jadowitych wężach, z których wszystkie groźne dla człowieka występują w tropikach. Chociaż z tym też różnie bywa. Kiedyś zapytałem znajomego Australijczyka, czy spotkał najbardziej jadowitego węża świata, czyli tajpana. Wystawił oczy i choć mieszka na farmie, to żadnych węży na oczy nie widział. Cóż tu powiedzieć o grozie ze spotkania z padalcem?
***
Dobry tydzień temu znalazłem zwierzaka w ogrodzie znajomych. Wyszedł na łowy wieczorową porą. Byli niesamowicie zbulwersowani wężem w ogrodzie, gdzie wszystko było idealnie zaplanowane. Awansowałem na bohatera, Herkulesa prawie, co to węże gołą dłonią chwyta. Potem wylazł ze mnie nauczyciel i odbyłem lekcję biologii. Chyba przekonałem właścicieli, iż grubaśna jaszczurka jest nieszkodliwa. Przyjemna w dotyku i niegroźna. Przy okazji zdementuję utrwalone w znanym przeboju hasło o zimnej, oślizgłej skórze gada. Nic z tych rzeczy. Skóra padalca w dotyku przypomina coś w rodzaju chłodnego jedwabiu. O żadnym śluzie nie ma mowy. Namówiłem znajomych do dotknięcia palcem zwierzaka. Byli zawiedzeni, iż jest tak miły w dotyku.
Padalec jest bardziej pospolity, niż się powszechnie wydaje. Niedawno przekładałem kamienne płyty ułożone na ścieżce. Trafiłem na trzy dorodne padalce. Kolejnego uwolniłem z kocich pazurów. Jeszcze jednego znalazłem rankiem na rabacie z kwiatami, gdy wygrzewał ciało w promieniach słońca. Plus ze dwa oderwane ogony, które były ewidentnym efektem kociej agresji. Padalec ma zdolność do odruchowego odrzucania ogona w przypadku zagrożenia. Posiadają specjalny mięsień odcinający mniej więcej czwartą część ciała. Odrzucony kawałek przez kilka, kilkanaście minut wykonuje skaczące ruchy. Absorbuje uwagę napastnika, dając zwierzakowi czas na ucieczkę. Później ogon odrośnie, ale będzie to już brzydki kikut psujący estetykę padalca. Teraz coś o aparycji.
***
Moje ogrodowe padalce były w miłej oku jasnobrązowej, gliniastej barwie. Do tego delikatny deseń z drobnych plamek. Bywają też okazy w miedzianej, brązowej i najrzadszej, a zarazem najładniejszej turkusowej szacie. Wszystkie delikatnie przeniosłem w okolice kompostu, który może być bardzo pomocny w rozmnażaniu. O tej porze roku można odróżnić samca od samicy. Panie, szczególnie te przy nadziei, są wyraźnie grubsze. Te trzy okazy, które znalazłem pod kamieniami, wyglądały mi na ewidentne samice. Noszą kilkanaście młodych lub jak twierdzą, niektórzy herpetolodzy jaj. Oczywiście nie ma mowy o klasycznej ciąży, gdzie organizm samicy za pośrednictwem łożyska dokarmia zarodki. To raczej zatrzymanie jaj w jajowodach i noszenie ich ze sobą. Płodność mniejsza, ale szanse przeżycia młodych większe.
Dobrze, do czego kompost? Gnijące resztki dają stabilne ciepło sprzyjające rozwojowi zarodków. Lepsze od słońca, gdzie zwierzak musi uważać, by nie przegrzać ciała przy zbyt upalnej pogodzie. W takich warunkach samice urodzą młode lub zniosą jaja, z których wyklują się młode. Dla pogodzenia różnych wersji rozmnażania padalca najlepiej będzie użyć terminu jajożyworodność.
***
Wrócę do pozytywnych aspektów obecności padalca w ogrodzie. Wszystkie pracują na etacie dyskretnego strażnika ogrodu. Bez urlopu, bez wynagrodzenia. I bez wytchnienia. Beznoga jaszczurka pożera wszystkie mniejsze od siebie zwierzątka. Także młode ślimaki i co cenniejsze, larwy rolnic. Rolnice to niezbyt ładne ćmy, których nagie gąsienice ziemistej barwy żerują tuż lub płytko przy powierzchni ziemi. Gustują w delikatnych siewkach rzodkiewek, marchewek i wszelakich innych warzyw. Na żer wychodzą nocą, stąd trudno je zniszczyć. Szkody potrafią wyrządzać dotkliwe. Chemiczne opryski trzeba by robić w środku nocy, ale na szczęście są padalce. Niezbyt szybkie, powoli połykają zdobycz, ale na larwy rolnic są w sam raz. Gwoli prawdy, wspomagają je ropuchy i żaby, ale to już inna historia. Jak sprawić, by ogród był przyjazny dla padalców? Po pierwsze, dać im żyć. Nie zabijać czy przeszkadzać na inne sposoby.
Mniejsza z tym, że padalca chroni prawo. Jeśli ktoś weźmie go za jadowitą żmiję (też podlega ochronie!), to święty Boże nie pomoże. Po drugie, zrezygnować z rolniczej chemii. Wiem, o czym mówię. Definitywnie skończyłem z pestycydami i herbicydami. Tylko dla ślimaków robię wyjątek, ale uwierzcie mi, da się wytrzymać bez oprysków. Po drugie, miejsce do życia. Kawałek żywopłotu, z grubą warstwą chrustu na ziemi. Stos ułożonych kamieni poprzetykany grubszymi gałązkami czy wreszcie zarośnięty kompost, da im wygodne schronienie na noc. Mają wrogów co niemiara. Polują na nie wszystkie dzienne i nocne ptaki drapieżne. Także jeże, kuny czy łasice. Młode padalce giną w paszczy innych jaszczurek i węży. Ba, nawet ropucha im nie przepuści. Podobnie jak ryjówki czy gryzonie. Siła złego na jednego. Używając terminologii z gier komputerowych, odrzucanie ogona to tylko jedno życie, a wrogów całe roje. Na poczesnym miejscu prześladowców są nasze domowe koty. Niestety, przy całej sympatii nie zdołałem przekonać mojego mruczka, że jaszczurki i padalce są przyjazne. Instynkt drapieżcy jest u nich zbyt silny. Kocur grzeje futro na słoneczku, a tu proszę coś ruchomego, niezbyt szybkiego. W sam raz do schwytania.
Na sam koniec zostawiłem kwestie braku kończyn. Przodkowie padalców posiadali kończyny. Gdzieś w annałach herpetologii (czyli nauki o gadach) odnotowano fakt znalezienia padalców ze szczątkowymi kończynami. Niemniej trudno znaleźć uzasadnienie dla ewolucyjnych korzyści z utraty kończyn. Są jaszczurki z kończynami i bez. Plus duża grupa beznogich i bardzo sprawnych węży. Nie wspomnę o beznogich płazach przypominających do złudzenia wyrośnięte dżdżownice. Dwa modele budowy ciała najwyraźniej sprawdziły się w przyrodzie i tak już zostało.
Zaś co do nazwy padalec, to generalnie ma ona pejoratywny wydźwięk. Nazwanie kogoś padalcem to solidna obelga. Choć biorąc pod uwagę stan wiedzy przyrodniczej, dla wielu, którzy wszystkie najgorsze cechy padalca w obyciu i działaniu przejawiają, może być cokolwiek niezrozumiała…