Tabasz: Potulny z wyglądu, ale potrafi skoczyć do oczu

Czytaj dalej
Grzegorz Tabasz

Tabasz: Potulny z wyglądu, ale potrafi skoczyć do oczu

Grzegorz Tabasz

Budzą mnie z dokładnością elektronicznego zegara tuż po wschodzie słońca. Samce sierpówek zwanych też synogarlicami tureckimi. Donośne gruchanie to początek wydawanych odgłosów, które zwykle kończą się głośną awanturą.

Zachowanie zupełnie nieprzystające do wyglądu ptaka. Sierpówka ma posturę doskonale znanego wszystkim gołębia domowego, tyle tylko, że nieco mniejszych rozmiarów. Jest bardziej smukła i rzekłbym delikatniejsza z wyglądu. Pozory mylą, o czym opowiem za chwilę. Do tego pióra barwy kawy solidnie zabielanej mlekiem i sierpowata obrączka na szyi. Zgrabny dziób zjadacza nasion. Ot, potulny ptaszek, którego każdy mieszczuch na pewno zauważył. Zwykle spotykany w karmniku czy na obrzeżach miejsc, gdzie ludzie zimą wysypują karmę. Na rynkach wielkich miast jeszcze przegrywa konkurencję na wysypywane ziarno ze zdziczałymi gołębiami, ale też nie widać, by z tego powodu specjalnie cierpiał.

W rzeczywistości potrafi bez litości przegonić konkurentów czy stanąć do boju z przedstawicielem własnego gatunku. Najlepsze zaczęło się, gdy tarcza słońca wypełzła w całości zza horyzontu. Większy, a może bardziej agresywny ptak przegnał konkurenta. Początkowe gruchnie przeszło w rękoczyny dokonane przy pomocy skrzydeł. Dwa ptaki uderzały nimi głośno o siebie. Starcie zawsze ma w finale tryumf bardziej przebojowego osobnika. Choć trudno odróżnić samca od samicy, z natury ptaków wynika mi, że agresja jest domeną panów.

W okolicach śniadania widziałem, jak para synogarlic przycupnęła na gałęzi. Jak mniemam, samiec zaglądał samicy z czułością w oczy. Gruchał delikatnie, oznajmiając wybrance serca skuteczną obronę terytorium. Potem odleciał i wrócił z wyschniętym źdźbłem trawy w dziobie.
Oferta była jasna i wymowna: pójdź w me ramiona (a może bardziej w skrzydła), a ja sklecę gniazdo i razem poczniemy młode. Proszę, kolejny lęg w roku. Zapewne obiecał pomoc w wysiadywaniu, jak i późniejszą opiekę nad pisklętami, co jest niejako na stałe zapisane w zachowaniu gatunku, który łączy się na całe życie w monogamiczne pary. Nie wiem, co było dalej, gdyż obowiązki wzywały do pracy. W każdym razie miło było widzieć metamorfozę od bojowego ptaka w troskliwego kochanka.

***

W synogarlicy zachowanie i obyczaje są najmniej istotne. Znacznie ważniejsze jest to, iż jest jednym z największych zdobywców nowych terenów w historii ornitologii. Mało tego, podboje sierpówek są wyjątkowo dobrze udokumentowane. Przechodzę do rzeczy. Sto lat temu ptak przez tysiące lat zamieszkiwał jedynie część Turcji i południe Azji aż po Półwysep Koreański. W okolicach 1835 roku widziano go po raz pierwszy na wybrzeżu Morza Czarnego w granicach dzisiejszej Bułgarii. Sto lat zajęło mu dotarcie do Belgradu. Potem stało się coś, czego nikt z przyrodników wcześniej nie oglądał. Synogarlica turecka ruszyła na podbój Europy, a jej osiągnięcia mogłyby być marzeniem każdego generała, tym bardziej że w tle toczyła się II wojna światowa. W latach czterdziestych XX wieku zajmuje Wiedeń. Dwa lata temu pokazuje się w Krakowie i Tarnowie. Późniejsze postępy Armii Czerwonej przy jego osiągnięciach to pestka. Trzy lata po wojnie zakłada pierwsze gniazda na zgliszczach Drezna, a w 1950 roku dociera już do Holandii. W trzy dziesięciolecia ptak zajął prawie cała Europę Zachodnią i Środkową. Potem Skandynawię i Półwysep Iberyjski. Lata siedemdziesiąte ubiegłego wieku poświęca na zdobycie Irlandii. Zapał sierpówek ochłodził jedynie lodowaty klimat północnej Skandynawii i Rosji. Co zrekompensowała sobie, skutecznie zajmując północne wybrzeża Afryki. Z niejasnych powodów została wprowadzona przez ludzi do Ameryki, gdzie z sukcesem zajęła kontynentalną część Stanów Zjednoczonych. Wrócę jeszcze do zazdrości generałów.

W odróżnieniu od krasnoarmiejców gatunek nigdy nie opuścił podbitych terenów. Nigdy. Jeśli zobaczycie potulnego ptaszka, który przy parkowych karmnikach jada prawie z ręki człowieka, pamiętajcie, iż to prawdziwy twardziel. Żaden z ornitologów nie potrafi wyjaśnić, dlaczego ruszył na podbój akurat w połowie minionego wieku. I co było powodem sukcesu ptaka, który przez wieki mieszkał spokojnie w ciepłym klimacie. Ornitolodzy mówią, iż przyczyną były małe wymagania pokarmowe i plastyczne zachowania lęgowe. Już przekładam specjalistyczny język na mowę potoczną. W menu synogarlic wchodzą nasiona chwastów, pąki drzew, młode liście, owady i odpadki z pańskiego stołu, czyli to, co znajdzie na śmietniku. Chętnie korzysta z dokarmiania w karmnikach, a jeśli trzeba, bez skrupułów wmiesza się w tłum kaczek czy kur, by uszczknąć nieco karmy. To nic nadzwyczajnego, za to brak wymagań co do gniazda mogę potwierdzić osobiście.

Przez kilka lat para synogarlic wczesną wiosną znosiła patyki do balkonowej skrzynki na ptaki. Kompletnie nie przeszkadzali jej domownicy czy wieszane na sznurkach pranie. Próby głaskania w pierwszej chwili odrzucała uderzeniem skrzydeł, by na koniec wyjadać okruszyny chleba z ręki. Później z braku doniczek para ptaków zakładała gniazda na pobliskim drzewie. Słowo gniazdo trzeba traktować umownie. Ot, byle jak ułożony stos patyków w rozwidleniu gałęzi, przez które przeświecało słońce. Jak sądzę, ów brak lęku przed człowiekiem mógł być jednym ze składników sukcesu, połączony z kilkoma lęgami w roku. Standardowo wydaje potomstwo trzy, cztery razy, a przy łagodnych zimach nawet sześć. Reasumując, jedna para może mieć nawet dziesiątkę potomstwa na sezon. Młode są szybko odstawiane od piersi, co w praktyce oznacza przeganianie własnych dzieci z zajmowanego rewiru. W moim przypadku para synogarlic dzierżyła niepodzielną władzę na połówce czteropiętrowego bloku. Mniejsza z tym, ale nadal nikt nie potrafi wyjaśnić, dlaczego nagła ekspansja terytorialna gatunku miała miejsce niespełna sto lat temu. Co ciekawsze, ptaki nie trafiły na listę gatunków inwazyjnych czy groźnych dla środowiska. Żyją i dają żyć innym.

***

To jeszcze nie koniec. Do niedawna synogarlica turecka zasiedlała głównie miasta. Wydawało się, iż wieś to dla niej niesprzyjające tereny. Nic bardziej mylnego. Jakieś piętnaście lat temu usłyszałem za oknem znajome gruchanie. Na czubku sosny odkryłem parę zakochanych sierpówek. Wiodło się im znakomicie. Przycupnęły obok siebie dziobek w dziobek, skrzydło w skrzydło. Pierwsze gniazdo zbudowały w koronie świerka. I co dziwniejsze, nie zwracały uwagi na doniczki na oknie. Surową zimę przetrwały bez szwanku. Potem ich liczba szybko rosła. W minionym roku opanowały trudną sztukę wchodzenia do małego karmnika, co budziło mój podziw. Potem zobaczyłem je na grządce z siewkami warzyw, które skubały z apetytem. Przegnałem kilka razy i więcej nie wracały.

Czyli prawidłowo odczytały komunikat, co im na mojej ziemi wolno, a czego nie. Sierpówki widuję w każdej prawie wsi i nic nie wskazuje na to, by chciały zmienić zdanie. Zdobyły kolejne tereny. I tyle. Są bardziej płochliwe niż ich miejscy koledzy, czego też nie potrafię sensownie wyjaśnić. Choć to ten sam gatunek, to najwyraźniej życie na wsi wymaga nieufnego traktowania człowieka. Są też zdecydowanie bardziej przebojowe niż ich miejskie odpowiedniki. Toczą pomiędzy sobą bezlitosne wojny. W okresie ptasich lęgów to zwyczajna rzecz, lecz synogarlice skaczą sobie do oczu przez okrągły rok. Przeganiają konkurencję z rewirów, których granice podlegają prostej regule: jeśli przepędzę natręta, to drzewo, telefoniczny kabel czy czubek słupa jest mój. I tak na okrągło. Na szczęście wisi nad nimi miecz Damoklesa. Szponiaste drapieżniki, które w mieście są raczej rzadkością. Tu agresywna postawa nic nie pomoże. Co rusz widuję owdowiałe ptaki (synogarlice żyją w monogamicznych, wiernych sobie na amen parach), pozbawione partnera. Widać zadziałały mechanizmy regulacyjne.

I konia z rzędem temu, kto znajdzie sensowne wytłumaczenie, dlaczego przez pół wieku spokojnie pomieszkiwał w miastach, by na początku XXI wieku zacząć zajmować tereny wiejskie. Dla ornitologów są gatunkiem licznym, stabilnym, który nie jest przedmiotem troski. Na tle innych ptaków, których liczebność systematycznie spada, to dobra wiadomość. Synogarlic tureckich nie widziałem jeszcze w lasach, ale stawiam orzechy przeciw dolarom, że w swych podbojach nie powiedziały ostatniego słowa.

Grzegorz Tabasz

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.