Konkwistadorzy w Ameryce Południowej przegapili dwa prawdziwe skarby: ziemniaki i wełnę alpak. Śliczne zwierzaki zostawię na później, zaś ziemniaki z okazji trwających wykopków potraktuję priorytetowo.
Podbój Nowego Świata przez Hiszpanów napędzała żądza złota i korzeni. Żółty metal rozpalał zmysły od najstarszych czasów. Tylko wspomnę mit króla Midasa. Nawiasem mówiąc, nagrabione w obydwu Amerykach kruszce nie przyniosły konkwistadorom nic dobrego. Co do korzeni, czyli przypraw wszelakich to Europa łaknęła goździków, pieprzu, cynamonu i innych korzeni jak kania dżdżu. Ceny zawsze były wysokie, zaś po odcięciu szlaku przez Bliski Wschód sięgnęły szczytów. Ponoć za sakiewkę czarnego pieprzu kupowano ładne włości. Łatwo to zrozumieć, gdyż w czasach przedlodówkowych mięso solono i suszono. Bez przypraw ciężko przechodziło przez gardło. W każdym razie, konkwistadorzy w Ameryce Południowej przegapili dwa prawdziwe skarby: ziemniaki i wełnę alpak. Śliczne zwierzaki zostawię na później, zaś ziemniaki z okazji trwających wykopków potraktuję priorytetowo.
Wpierw wycieczka w przeszłość. Jest 16 listopada 1532 roku. Czas i miejsce akcji Cuzco, stolica Imperium Inków. Żołnierze Francisco Pizzaro wpierw masakrują nieuzbrojoną świtę króla Atahualpy, a następnie biorą władcę do niewoli. Ten za swoją wolność obiecuje gigantyczny okup wart koronowanej głowy. Obiecuje wypełnić salę, w której przebywał, złotem prawie pod sufit. Niespełna rok później mimo spełnienia warunków monarcha zostaje zamordowany. Kilkanaście ton złota i srebra nie przyniosło hiszpańskiej koronie nic dobrego.
Nadmiar kruszcu zdewastował gospodarkę i napędził inflację. Po upływie trzech wieków Hiszpania straciła status mocarstwa. Zaś Pizzaro w obłędnej pogoni za złotem ziemniaki potraktował z pogardą. Roślinę, która mogła zlikwidować od ręki klęski głodu regularnie trapiące Europę. Konkwistadorzy mieli ją dosłownie na talerzu, lecz pomysł wykorzystania ziemniaka w europejskim rolnictwie i kuchni nawet nie przyszedł im do głowy. Jakieś tam bulwy zjadane przez dzikusów, którzy nie znali koła, żelaza i zwierząt pociągowych!
Niepozorna roślina została udomowiona w Andach już 8 tysięcy lat temu. Współcześnie nie znamy dzikiego przodka ziemniaka innego niż odmiany uprawiane na polach. Kiedy zakuci w żelazo konkwistadorzy rabowali złoto, tubylcy na trasowych polach pielęgnowali przynajmniej dwadzieścia odmian ziemniaka. Plastry wysuszonych w wysokogórskim klimacie bulw razem z kukurydzą wypełniały po brzegi magazyny żywności rozrzucone po wszystkich prowincjach imperium.
***
Spichlerze stały się podstawą wyżywienia inkaskiej armii. W okresach nieurodzaju magazyny karmiły głodnych. Władcy mogli bez przeszkód przerzucać i koncentrować masy żołnierzy w dowolnym miejscu i czasie. Inkowie podbili obszar rozciągający się od Ekwadoru po krańce Chile. Praktycznie całe zachodnie wybrzeże Ameryki Południowej z dwunastoma milionami mieszkańców. Wszystko to w czasach, gdy Europę regularnie dziesiątkowały klęski głodu. Osiągnięcia cywilizacji, która rzeczywiście nie znała koła i metali innych niż złoto czy srebro.
Nie jestem miłośnikiem inkaskiego państwa. Sprawna, zarządzana żelazną ręką biurokracja niczym komunistyczna utopia kontrolowała każdy szczegół życia poddanych. Głodnych nie było lecz najmniejsze znamiona buntu karano bez litości. Mimo wszystko model zarządzania zasobami państwa Inków bił przewyższał wszystkie ówczesne europejskie państwowości.
Ziemniak trafiły do Hiszpanii stosunkowo szybko, bo już pół wieku po śmierci Atahualpy. W szesnastym i siedemnastym stuleciu nie budził większych emocji w Europie. Bogate w skrobię bulwy podejrzewano nawet o wywoływanie trądu. W ogrodach Wersalu ziemniaki uprawiano jako botaniczną ciekawostkę. Maria Antonina wiła wianki z kwitnącej naci ziemniaka i zdobiła nimi głowę. Tę samą, która chwilę później ścięło ostrze gilotyny. Jan III Sobieski kazał sadzić ziemniaki w pałacowych ogrodach, a kucharze próbowali przyrządzać zielone jagody ziemniaka, które przypominały pomidory. Nawiasem mówiąc, obydwa gatunki są ze sobą blisko spokrewnione. Tyle tylko, iż u pomidora jadalne są owoce, zaś u ziemniaka bulwy.
***
Trudno to sobie wyobrazić, lecz przez długie wieki nikt nie próbował włożyć ich do garnka czy ogniska! Przy najbliższej okazji proszę rzucić okiem na kuchenny surowiec. Ciemne oczka, które tak utrudniają obieranie ze skórki to nic innego jak zawiązki z których wyrastają liście i korzenie. Swoje zrobiła też zła sława towarzysząca zawartej w każdej części rośliny solaninie. Truciznę można usunąć w trakcie gotowania, tudzież pozbywając się zawierających najwięcej szkodliwych składników „oczek” i wyrastających młodych pędów.
Wiedza doskonale znana Indianom, lecz któżby w nowoczesnej Europie zechciał korzystać z doświadczeń dzikusów zapędzonych do kopalń złota. Era ziemniaka nastała dopiero w połowie XVIII wieku. Z iście pruską delikatnością Fryderyk II wydał słynny rozkaz kartoflany: chłopi mieli sadzić ziemniaki i basta! Reszta kontynentu spoglądała na Prusaków z politowaniem, by chwilę później na wyścigi wprowadzać ziemniaka do swojego rolnictwa. Uprawa była łatwa i prosta. Pożywne bulwy można było przewozić na duże odległości i magazynować. W końcówce XVIII stulecia klęski głodu trapiące Europę praktycznie wygasły, jeśli nie liczyć wojen. Jeśli zawiodły plony zbóż, w rezerwie były ziemniaki. Wywarzanie otwartych drzwi, czyli ponowne odkrycie tajników uprawy zajęło Europie równe dwieście lat. Koniec końcem wszyscy rolnicy stref umiarkowanego klimatu opanowali sztukę wiosennego zakopywania bulw do ziemi tudzież jesiennych wykopków. Tak się dobrze złożyło, iż terminy uprawy wypełniały wolny czas pomiędzy pracami poświęconymi na siewy, zbiory zbóż i sianokosy. Było więcej żywności, lecz zapracowani chłopi porzucili rękodzieło. Rozpoczęła się specjalizacja. Kowal czy bednarz już nie opuszczał warsztatu, a za swoją pracę nabywał żywność od rolników. Na zwiększonej sile nabywczej chłopstwa skorzystały miasta i rzemieślnicy. Co tu kryć, ziemniak zrewolucjonizował gospodarkę zachodu. Parzone bulwy trafiły do świńskich koryt, dzięki czemu mięso stało się tanim i łatwo dostępnym składnikiem diety. Syci ludzie byli mniej podatni na choroby. Większość historyków twierdzi, iż XIX-wieczny boom demograficzny spowodowany został obfitą dietą opartą na ziemniakach i dał impuls do gwałtownego rozkwitu cywilizacji. Prawdopodobnie pogardzana roślina Inków zapoczątkowała kolejne rewolucje przemysłowe w Europie.
***
Przywiązanie do ziemniaka miało też fatalne konsekwencje. W 1845 roku irlandzkie kartofliska atakuje grzybowa zaraza ziemniaczana. W ciągu czterech kolejnych lat półtora miliona Irlandczyków ginie z głodu. Milion opuszcza ojczyznę. Dziesięciomilionowy naród stopniał o połowę. Niespotykana klęska głodu wydarzyła się tuż pod bokiem stolicy Imperium Brytyjskiego, nad którym słońce nigdy nie zachodziło. Bardziej dociekliwi czy może niechętni Anglikom historycy do dzisiaj nie mogą zrozumieć zdumiewającej nieudolności w ratowaniu umierających kobiet i dzieci. Irlandię od Wysp Brytyjskich dzieli nieco ponad sto mil morskich. Dystans pokonywany przez ówczesne żaglowce w kilkanaście godzin, o parowcach nie wspominając. Złośliwi badacze dziejów mówią wręcz o ledwo skrywanej niechęci londyńskiego establishmentu do niepokornych Irlandczyków. Na tragedii skorzystały Stany Zjednoczone. Wielki kraj wchłonął milion białych, mówiących po angielsku emigrantów, którzy znacząco przyczynili się do rozwoju gospodarki. Zaraza ziemniaczana zaatakowała też całą Europę i choć skutki zniszczenia plantacji były mniej tragiczne niż w Irlandii, to chwilowe zawirowania w rolnictwie miały zapoczątkować niepokoje Wiosny Ludów. Były też pozytywne skutki uboczne grzybowej choroby. Poszukiwanie środków ochrony roślin było jednym z ważnych impulsów do rozwoju nowoczesnej chemii.
Pięć wieków po śmierci ostatniego władcy Inków świat stoi ziemniakiem. Na głowę statystycznego mieszkańca ma przypadać blisko czterdzieści kilogramów ziemniaków. Frytki, placki, purée. I spirytualia, czyli alkohol pędzony ze specjalnych odmian ziemniaka. Francisco Pizzaro został zapamiętany jako morderca i rabuś. Prawdziwa wielkość przeszła mu koło nosa.