Tabloidy sprawiły, że zaczęła poważnie myśleć o zmianie zawodu
Początkowo chciała zrezygnować z marzeń, aby być blisko mamy i babci. Aktorstwo okazało się jednak dla niej zbyt ważne.
Nie oglądaliśmy jej na dużym i małym ekranie od ponad dwóch lat. Ale wreszcie Magdalena Różczka wróciła - w nowej komedii romantycznej, która zaraz po premierze zaczęła przyciągać tłumy widzów do kin.
„Po prostu przyjaźń” opowiada o tym, co dla każdego z nas jest najważniejsze: potrzebie bliskości drugiego człowieka.
- Przyjaźni trzeba szukać przede wszystkim wśród najbliższych. Znaleźć przyjaciół w rodzinie, mamie, córce, kuzynie, to coś pięknego. Ja mam na przykład siedem kuzynek, z którymi znamy się mniej więcej trzydzieści osiem lat.
W dzieciństwie spędzałyśmy razem bardzo dużo czasu. Później każda poszła na inną uczelnię, założyła swoją rodzinę, ale kiedy nawet nie spotykamy się przez rok, jak się już widzimy, to nam się zdaje, że minęło zaledwie kilka dni.
Taka łączy nas bliskość - opowiada aktorka w Onecie.
Praca w drogerii
Wychowywała się wśród samych kobiet - a z nich najważniejsza były babcia i mama. Pod ich czujnymi spojrzeniami wyrastała na grzeczną dziewczynkę i wzorową uczennicę.
- Miałam mamę przyjaciółkę, nie było więc przeciwko czemu i komu się buntować. Ona uważała, że jestem dorosła, rozsądna, roztropna. Dokądkolwiek chciałam wyjść, zawsze pozwalała.
A ja? Wracałam na czas, choćby się waliło i paliło, potrafiłam biec do domu i zadzwonić domofonem tylko po to, żeby zapytać: „Mamo, mogę dłużej?”. „Możesz!” - wspomina w „Zwierciadle”.
Początkowo chciała być fryzjerką. I pierwsze strzyżenie zafundowała dziadkowi. O dziwo - udało się, dzięki czemu następne w kolejce były kuzynki.
W pewnym momencie doszła do takiej wprawy, że sama dbała o swoją fryzurę. Potem sprzedawała ciuchy na miejscowym bazarze. Zarabiała w ten sposób na wakacje - a jako bonus dostawała skarpetki. Najcieplej jednak wspomina pracę w sklepie z kosmetykami.
- W drogerii dostałam robotę po znajomości, bo jej szefową była koleżanka mojej mamy. Czułam się tam jak w prawdziwym królestwie.
„Moje” zaplecze, własny kubek - poważna sprawa. Wszystko, co zarobiłam, wydawałam na kosmetyki. Dla mamy perfumy, dla mnie szampon, dla babci krem - opowiada w „Playboyu”.
Spotkanie na dworcu
Już jako mała dziewczynka wyobrażała sobie, że będzie pracować w telewizji jako prezenterka. Dlatego, kiedy, mając szesnaście lat, dowiedziała się, że w rodzinnej Nowej Soli jest amatorski teatr, od razu została jego aktorką.
- Od dzieciństwa chciałam grać - naśladowałam dzieci widziane w filmach i myślałam: „Kurczę, chyba też bym tak umiała”. Jednak byłam przekonana, że aktorem człowiek się rodzi. Słowo! (śmiech)
Wiadomo, że był Gajos, ale Gajos to Gajos, a Janda to Janda. Nie sądziłam, że ja mogę pójść do szkoły i nauczyć się tego zawodu? Niemożliwe - śmieje się w „Zwierciadle”.
Ponieważ chciała być podporą dla mamy i babci, wybrała się na studia do pobliskiej Zielonej Góry. Informatyka okazała się jednak dla niej zbyt nudna. Dlatego wróciła do Nowej Soli i zaczęła pracować jako sądowa protokolantka.
Marzenia o aktorstwie nie chciały jednak ustąpić. Pojechała więc do Warszawy, aby spróbować sił w telewizyjnym castingu. Nie dostała się do reklamy „Frugo”, ale dowiedziała się, że w stolicy jest profesjonalna szkoła aktorska. Los chciał, że spotkała na dworcu... Michała Żebrowskiego.
- Był wtedy u szczytu popularności. Podeszłam i mówię, że chcę być aktorką i co w związku z tym mam robić? Potraktował mnie życzliwie. Dał numer telefonu do pani Ewy Różbickiej. „Powie ci, czy się nadajesz, bo jest do bólu szczera” - uprzedził mnie - wyznaje w „Twoim Stylu”.
Nauczycielka aktorstwa tak ją przygotowała do egzaminów na wydział aktorski, że bez trudu dostała się na kilka uczelni w Polsce. Wybrała jednak Warszawę - choć z Nowej Soli było do stolicy aż 500 kilometrów.
Na skraju załamania
Rozłąka z mamą i babcią nie była dla niej łatwa. Dlatego co weekend podróżowała do domu, aby naładować emocjonalne akumulatory.
Pierwszy rok był najgorszy - o mało nie została skreślona z listy studentów przez problemy z rytmiką i logopedią. Kiedy jednak trafiła na plan „Quo Vadis” jako statystka, poczuła, że dokonała właściwego wyboru. Pierwszy wielki sukces przyniosła jej komedia „Lejdis”.
- Początkowo chciałam odmówić. Trochę mi było przykro, że do obsady dołączyłam z ławki rezerwowych. Poza tym myślałam, że przez gardło mi nie przejdzie tyle przekleństw.
Naprawdę trudno jest grać, mówiąc co dwa zdania: „kurwa, kurwa...”. I żeby to jeszcze wyszło naturalnie. Edyta Olszówka chciała się ze mną zamienić, ale reżyser powiedział: „nie” - śmieje się w „Gali”.
Potem przyszły sukcesy w telewizyjnych serialach - i życie rodzinne. Aktorka wyszła za mąż za scenarzystę - Michała Marca. Owocem związku jest córka Wanda. Niestety, małżeństwo przetrwało tylko sześć lat. Kiedy para się rozstawała, tabloidy dały gwieździe w kość.
- Dwa lata temu postanowiłam rzucić swój zawód. Potwornie zraniły mnie brukowce. Mnie i moich bliskich. Chciałam się wycofać. Kiedy rozstawałam się z mężem, przyczepili się do mnie paparazzi.
Czatowali na ulicy, przed wejściem do domu, w garażu. Chcieli przekupić ochronę, wypytywali sąsiadów, gonili mój samochód - wyznaje w „Twoim Stylu”.
Spokój w życie aktorki wprowadził dopiero nowy partner - reżyser, Jan Holoubek, syn słynnego Gustawa. Para doczekała się już dziecka - to druga córka aktorki o imieniu Helena.
Alfabet Magdaleny Różczki
- R jak roztargniona
Magda przyznaje, że jej największą wadą jest roztargnienie. Już od dziecka z upodobaniem gubi różne przedmioty. Najczęściej dowód lub klucze - ale kilka razy zdarzyło się jej już zapomnieć o rowerze, swoim lub dziecka. - Taki już mój urok - mówi. - Ó jak okrzyk
Kiedy aktorka urodziła córkę, jej mama najpierw wydała okrzyk radości, a następnie przeprowadziła się do Warszawy, aby pomóc w opiece nad dzieckiem. - Bliscy są dla mnie ważni. Zrobiłam mamie niespodziankę na urodziny - zlot rodzinny - uśmiecha się. - Ż jak żywienie
Aktorka od swego pierwszego męża przejęła zdrowe nawyki żywieniowe i została wegetarianką. - Nie jem mięsa już od wielu lat. Jednak dopiero teraz, gdy je widzę, wydaje mi się, że to jest kawałek ciała, niemalże człowieka - wyjaśnia swoje nastawienie. - C jak całe dobro
Magda wyznaje zasadę, że całe dobro zawsze do nas wraca. Dlatego angażuje się w wiele działań charytatywnych. Jest ambasadorką UNICEF-u oraz Fundacji Spełnionych Marzeń. W ramach działań tej ostatniej organizacji odwiedza dzieci chore onkologicznie. - Z jak zakaz
Żarty się skończyły - pomyślała aktorka, kiedy paparazzi tropili ją dzień w dzień. Złożyła aż trzy sprawy do sądu o zakaz ingerowania w jej życie prywatne i wygrała je w pierwszej instancji. Wyroki sądu dodały jej sił, aby po latach wrócić do aktorstwa. - K jak kompleksy
Magda w młodości miała sporo kompleksów na punkcie swojego wyglądu.
- Zawsze ubierałam się tak, żeby nikt na mnie nie zwracał uwagi. Właściwie jedyne, czego się nigdy nie czepiałam, to moje usta - przyznaje. Dziś ma większy dystans do siebie. - A jak „Ania”
Jestem marzycielką, od kiedy przeczytałam „Anię z Zielonego Wzgórza”. I to mi zostało. Często chodzę z głową w chmurach, na trochę wyłączam się z normalnego funkcjonowania - wyznajegwiazda.