W 1942 r. w Wielkiej Brytanii powstała Kompania X. Służyli w niej żydowscy uciekinierzy z okupowanej Europy. Okazali się świetnymi żołnierzami.
Po upadku Francji siły angielskie wycofały się z kontynentu i skupiły na przygotowaniach do obrony Wysp przed inwazją. Jednak premier brytyjskiego rządu Winston Churchill nie byłby sobą, gdyby łatwo zrezygnował z działań zaczepnych. Jeszcze w czerwcu 1940 r. (a więc gdy trwała kampania francuska) zaproponował szefowi Sztabu Generalnego stworzenie niewielkich oddziałów dywersyjnych, które dokonywałyby wypadów na kontynent i nękały niemieckie oddziały okupacyjne.
Komandosi Churchilla
Życzenie premiera było rozkazem i w Sztabie czym prędzej opracowano projekt takich właśnie oddziałów specjalnych: niedużych liczebnie, świetnie wyszkolonych i mobilnych. Nazwano je „commando” na wzór partyzanckich jednostek tworzonych przeciw Anglikom przez Burów podczas II wojny burskiej w Afryce. Działaniami komandosów kierowało Dowództwo Operacji Połączonych, a podległe mu oddziały dokonały pierwszych rajdów we Francji już w czerwcu i lipcu 1940 r.
Pomysł się sprawdził. Komandosi dokonywali kolejnych wypadów na okupowane przez Niemców terytoria Norwegii i Francji, działali także na Krecie, w Libanie i w Etiopii. Ich akcje - niespodziewane, szybkie, niszczące - brytyjska propaganda wojenna mogła przedstawiać jako sukcesy i ciosy zadane Niemcom. O uciążliwości tych ataków może świadczyć fakt, że w październiku 1942 r. Hitler wydał tzw. rozkaz o komandosach, nakazujący rozstrzeliwanie każdego schwytanego komandosa i spadochroniarza.
27 października 1941 r. dowódcą operacji połączonych został lord Louis Mountbatten, barwna postać, marynarz, arystokrata i krewny rodziny królewskiej. Podczas jednego ze spotkań Mountbatten zaproponował Churchillowi, by stworzyć jeszcze jedną jednostkę komandosów, tyle że nieco inną od pozostałych. Mieli do niej wejść przedstawiciele okupowanych narodów: Francuzi, Norwegowie, Polacy, Holendrzy… Oddziały te miały wykonywać akcje dywersyjne na terenie swoich krajów, a po inwazji na kontynent być szpicą alianckich sił. Premier z entuzjazmem przyjął pomysł.
W ten sposób 2 lipca 1942 r. powstało 10. (Międzyalianckie) Commando mające składać się z narodowych kompanii: 1. francuskiej, 2. holenderskiej, 4. belgijskiej, 5. norweskiej, 6. polskiej i 7. jugosłowiańskiej. Kompania 3. miała być brytyjska, ale tylko z nazwy. Trafić do niej mieli mówiący po niemiecku żydowscy uchodźcy z okupowanej Europy. Jej niezwykłą i mało znaną historię opisała amerykańska badaczka Leah Garret w wydanej właśnie w Polsce książce „Kompania X. Tajna jednostka żydowskich komandosów”.
Brytyjskie obozy
Po wybuchu wojny okazało się, że na terenie Wielkiej Brytanii przebywa około 55 tys. żydowskich uchodźców z Niemiec, Austrii i Węgier. Anglicy przyznali im kategorię C oznaczającą „przyjaznych obywateli obcego państwa”. Mogli oni nadal swobodnie mieszkać i pracować. Zmieniło się to latem 1940 r., gdy nowy premier Winston Churchill wydał decyzję o ich internowaniu. Zaczął się jeden z „najmroczniejszych fragmentów nowożytnej historii Wielkiej Brytanii”, jak pisze o tym autorka „Kompanii X”.
Oto żydowskich uchodźców aresztowano, a następnie umieszczono w obozach internowania urządzonych w halach fabrycznych, koszarach i barakach. Wegetowali tam wśród brudu, wilgoci, zimna i szczurów. I tak mieli szczęście, bo część z nich załadowano na statki i wysłano do obozów w Kanadzie i Australii. Załogi statków znęcały się nad internowanymi. Wiezieni tymi samymi statkami jeńcy niemieccy i włoscy zajmowali kabiny, a żydowskich uchodźców stłoczono w ładowniach.
Po przybyciu na miejsce warunki pobytu w otoczonych drutem kolczastym obozach okazały się bardzo ciężkie. A przecież wśród żydowskich uciekinierów nie było nikogo, kto sprzyjałby Niemcom i Hitlerowi. Wszyscy oni doznali w swoich rodzinnych krajach mniejszych lub większych prześladowań ze strony nazistów. Nieraz cudem udało im się wyjechać. A ich krewni, którzy nie mieli tyle szczęścia, trafili do gett lub obozów zagłady…
Sytuacja w obozach była bardzo ciężka. Wreszcie po rozmaitych interwencjach dziennikarzy i polityków brytyjski rząd w grudniu 1941 r. podjął decyzję o uwolnieniu internowanych. Wielu żydowskich uchodźców chciało walczyć z Niemcami i zgłosiło się do wojska. Armia odmawiała jednak przyjęcia ich do jednostek liniowych, oferując w zamian wstąpienie do Korpusu Pionierów. Była to formacja robocza zajmująca się budową mostów, kopaniem rowów, wznoszeniem budynków i utrzymaniem dróg. Miała kiepską opinię, bo kierowano do niej osoby będące na bakier z prawem, a także nienadające się do normalnej służby. Mimo to wielu uchodźców zdecydowało się na wstąpienie w jej szeregi, licząc że uda się stamtąd przenieść do formacji bojowych.
Wyborowa jednostka
Jak pisze Leah Garret, wojsko konsekwentnie odmawiało, a żydowscy uchodźcy, wśród których byli prawnicy, inżynierowie, nauczyciele, naukowcy i pisarze, zajmowali się rozładowywaniem wagonów i stawianiem baraków. Sytuacja zmieniła się wraz ze wspomnianą decyzją o utworzeniu 10. Komanda i jego 3. Kompanii. W Korpusie Pionierów rozpoczęto dyskretny nabór emigrantów chętnych do nowej służby. Poddano ich rygorystycznej selekcji i z 350 chętnych wybrano zaledwie 87. „Tak niski odsetek przyjęć czynił z Kompanii X jedną z najbardziej wyborowych jednostek ówczesnych brytyjskich wojsk lądowych”, pisze autorka.
Żydowscy ochotnicy musieli zrezygnować ze swoich prawdziwych nazwisk i przybrać angielskobrzmiące. Claus Ascher stał się Colinem Ansonem, Peter Arany – Peterem Mastersem, Manfred Gans – Ronem Gilbertem, a György Lanyi – George’m Lanem. Wymyślono im też fałszywe życiorysy i nieprawdziwe przydziały do brytyjskich pułków. Dowódcą Kompanii X został Bryan Hilton-Jones, energiczny walijski oficer, który zamierzył sobie, że zrobi ze swojego oddziału najlepszą jednostkę w 10. Commando. Żołnierzy umieszczono w niewielkim miasteczku w Aberdovey w Walii i poddano morderczemu treningowi.
Codziennie biegali kilkadziesiąt kilometrów w oporządzeniu ważącym 20 kg. Poznawali różne rodzaje broni, uczyli się używać materiałów wybuchowych, walczyć wręcz, skakać ze spadochronem. Hilton-Jones wyznaczał im trudne zadania: dwa tygodnie ukrywać się w lesie bez prowiantu, a następnie w ciągu 24 godzin bez pieniędzy i dokumentów przedostać się do wskazanego miasta.
Na różnych frontach
Szybko okazało się, że żydowscy komandosi przodują w wyszkoleniu, umiejętnościach i motywacji. Na zawodach i ćwiczeniach organizowanych w 10. Commando zawsze zajmowali pierwsze miejsca. Ich dowódca uznał, że są na tyle wyszkoleni, że można wysłać ich do prawdziwej walki. Latem 1943 r. czterech z nich przydzielono do oddziałów komandosów piechoty morskiej, którzy wzięli udział w desancie na Sycylie.
Był to chrzest bojowy żołnierzy Kompanii. Ze względu na biegłą znajomość niemieckiego ich zadaniem było przesłuchiwanie jeńców na polu walki i ocenianie wagi zdobytych dokumentów. Sprawdzili się w tym świetnie. Po Sycylii ludzi Hiltona-Jonesa wysłano do jednostek pomagających partyzantom Josipa Broz Tity. Brytyjskie oddziały specjalne miały dokonać pozorowanego desantu na wyspę Brač, by przekonać Niemców, że to właśnie wybrzeże jugosłowiańskie będzie celem kolejnej inwazji. W poważnych walkach komandosi i partyzanci ponieśli tam duże straty, ale podstęp się udał – Niemcy przerzucili na wyspę 3 tys. żołnierzy.
Przed lądowaniem w Normandii 10. Commando otrzymało zadanie rozpoznania umocnień na francuskim wybrzeżu i pozyskania którejś z założonych tam przez Niemców min. Brytyjskie dowództwo podejrzewało bowiem, że jest to jakoś nowy, wyjątkowo skuteczny model, a to stawiało pod znakiem zapytania bliski termin inwazji. W ramach operacji „Tarbrush”, którą dowodził Hilton-Jones, wykonano osiem rajdów na wybrzeże i zdobyto minę. Okazała się zupełnie zwykła, więc nie było potrzeby przesuwania terminu.
Zapomniany oddział
Desant 6 czerwca 1944 r. stał się prawdziwą próbą dla komandosów Hiltona-Jonesa. Przydzielono ich do poszczególnych oddziałów. „Żołnierze byli rozchwytywani przez inne kompanie”, pisze autorka. Żydowscy komandosi wzięli udział w desancie na plaże, a potem w walkach o kolejne miejscowości i w dalszych działaniach aż do przełamania w Normandii.
Potem ludzie Hiltona-Jonesa zdobywali holenderską wyspę Walcheren, walczyli w Ardenach i operowali na terenie Niemiec. Dwóch dotarło nawet do obozu koncentracyjnego w Terezinie. Po zakończeniu wojny uczestniczyli w poszukiwaniu i stawianiu przed sądem nazistów.
Po wojnie informacje o Kompanii X pozostały utajnione. Jej żołnierze często pozostali przy swoich nowych nazwiskach i zamieszkali na Zachodzie. Szerzej dowiedziano się o niej dopiero w 1999 r., gdy grupa żyjących weteranów wzniosła w Aberdovey pomnik oddziału. Reszty dokonała Leah Garret pisząc swoją książkę. Miała jeszcze okazję porozmawiać z dwoma żyjącymi żołnierzami Kompanii X.