Tajemnice krakowskiego LAJKONIKA

Czytaj dalej
Fot. Anna Kaczmarz/Dziennik Polski/Polskapresse
Paulina Piotrowska

Tajemnice krakowskiego LAJKONIKA

Paulina Piotrowska

Rozmawiamy ze Zbigniewem Glonkiem, który od trzech dekad występuje w roli Lajkonika. Tegoroczny pochód Lajkonika 2017 odbędzie się w czwartek 22 czerwca na trasie od ul. Senatorskiej, przez ulice Kościuszki, Zwierzyniecką, Franciszkańską, do Rynku Głównego. Początek o godz.12.15

W tym roku już po raz 30. wystąpi pan na krakowskim Rynku Głównym w stroju Lajkonika. Pamięta pan ten swój pierwszy raz?

Tak! Mimo tego, że miałem możliwość podglądania poprzedników i przygotowywania się na zapleczu Muzeum Historycznego Miasta Krakowa, to bardzo się wtedy stresowałem. To nie jest łatwe zadanie. A zdecydowałem się wystąpić dopiero po wielu namowach. To nie zrodziło się ot tak, spontanicznie. Wcześniej, przez siedemnaście lat uczestniczyłem w orszaku tego pięknego obrzędu jako włóczek. Wcielałem się w tę rolę bardzo ochoczo. Kiedy przyszedłem do pracy do Miejskiego Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji w Krakowie, to okazało się, że wiele osób jest tutaj związanych z tym pochodem. Przyglądałem się temu, aż wreszcie postanowiłem, że się zdecyduje. Okoliczności nie były co prawa szczęśliwe, poprzedni Lajkonik, Jan Jelonek, zmarł, i trzeba było wybrać jego następcę.

Po tylu latach nadal się Pan stresuje?

Oczywiście, w końcu tylu ludzi na mnie patrzy, a ja chcę zawsze robić to jak najpiękniej. Chociaż nie zawsze to wychodzi, jest przecież ogromna ilość osób, które przychodzą zobaczyć Lajkonika. To nie zawsze pozwala mi rozwinąć skrzydła. Jednak gdy przechodzę ul. Grodzką i jestem już na estradzie na Rynku Głównym, gdy z prezydentem wznosimy toast za za pomyślność mieszkańców i turystów i za wspaniały Kraków - stresu już nie ma.Wiele zależy też od pogody, oczywiście najprzyjemniej idzie się w pochodzie gdy świeci słońce, ale gdy pada i jest pochmurno to też idziemy. Ta impreza musi się odbyć co roku.

Chyba lubi Pan być w centrum uwagi.

Gdybym tego nie lubił, to bym zrezygnował. Wytrzymałem 29 lat jako Lajkonik. Dzięki Bogu zdrowie pozwala mi na to, żebym pojawił się w tym pięknym stroju i w tym roku.

Skoro już o stroju mowa. Od tylu lat zawsze pasuje na Pana?

Jak widać staram się dbać o linię, dlatego pasuje! Nie mogę być na bakier z kondycją - biegam, pływam, jeżdżę na rowerze, wszystko jest podporządkowane Lajkonikowi, żeby nie było problemów z dopięciem tego pięknego stroju. Jest on bogaty w ozdobne elementy, nie dałoby się w nim na szybko nanosić poprawek. Na szczęście ja się wiele nie zmieniam.

Czeka Pan na ten dzień przez cały rok?

Tak, wciąż mi to nie spowszedniało. Czekam na występ cały rok. Odliczam czas od jednego Lajkonika do następnego.

A w razie choroby czy złamanej nogi ma Pan jakieś zastępstwo?

Nie ma takiej osoby, jednak ktoś na pewno musiałby mnie zastąpić. Chciałbym, żeby to był mój syn Mariusz. On też chodzi w orszaku Lajkonika, jest w straży przybocznej, blisko mnie. Myślę, że to on mógłby wcielić się w tę rolę. Jest fantastycznym mężczyzną. Też pracuje w wodociągach, wszystkim nam marzy się, żeby następnym Lajkonikiem był ktoś z naszego kręgu. Zresztą tradycja jest taka, że przechodzi to z ojca na syna. W moim przypadku co prawda tak nie było, ale miło byłoby gdyby to był właśnie mój syn.

Po to szczęście od Lajkonika przychodzą rodzice z dziećmi, emeryci, studenci, a także zakochane pary

Myślał Pan czasem o tym, żeby zrezygnować z tej roli?

Nie. Choć przychodzą takie myśli, żeby odejść w blasku sławy. Lepiej być zapamiętanym takim jakim było się w tych najlepszych momentach. Na pewno, jeśli zdrowie nie będzie mi już pozwalało na występy, to z nich zrezygnuję. Kiedy zabraknie mi już sił. Chcę się wcielać w tę rolę z godnością, przekazywać ludziom to szczęście, żeby trwało przy nich przez cały rok.

Bo, przypomnijmy, głównym zadaniem Lajkonika, który jest jednym z nieoficjalnych symboli Krakowa, jest przekazanie innym radości i szczęścia.

Czyli uderzanie buławą wszystkich tych, którzy na to oczekują. Po to szczęście płynące od Lajkonika przychodzą rodzice z dziećmi, emeryci, studenci, którzy przygotowują się do egzaminów, czy zakochane pary. Uderzam z myślą: niech im to szczęście sprzyja cały czas, niech się kochają.

Andrzej Banas / Polska Press Zbigniew Glonek, czyli lajkonik, tatarzyn lub, jak chcą inni, konik zwierzyniecki

Pana rodzina też przychodzi?

Tak, w ubiegłym roku był mój 6-letni wnuczek Mikołaj. Ależ to byłoby wspaniałe, gdyby i on kiedyś został Lajkonikiem! Marzenie!

Jest pan krakusem, od pięćdziesięciu lat pracuje Pan w miejskich wodociągach. To wiemy. A zzego o Lajkoniku jeszcze nie wiemy?

Przez lata interesowałem się ptakami, hodowałem nawet papugi. Kocham bardzo Grecję, trochę tam przebywałem i pracowałem, pracowała tam również moja żona. Lubię przygodę, turystykę, a w niej to co inne, nietypowe. Niedawno po raz drugi zostałem dziadkiem - tym razem to dziewczynka, będzie miała na imię Zuzia.

Jak zachęciłby Pan krakowian i turystów do tego by przyszli zobaczyć orszak i w tym roku?

Warto przyjść i zobaczyć tę piękną tradycję, żeby nie została po niej pustka. Warto ją podtrzymać i nie bać się, bo szczęście musi trwać cały rok. Każdy kto przyjdzie musi przekazywać to szczęście dalej.

Paulina Piotrowska

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.