Tajemnicza śmierć we wsi Stryjów

Czytaj dalej
Fot. Justyna Pietrzyk
Justyna Pietrzyk

Tajemnicza śmierć we wsi Stryjów

Justyna Pietrzyk

Zwłoki leżały w pobliżu silnika spalinowego, ale wstępna ekspertyza wyklucza zatrucie.

Ściany w mieszkaniu pomalowane na czarno, w jednym pomieszczeniu lada chłodnicza i silnik spalinowy, a w drugim martwy mężczyzna ubrany w białą albę - taki widok zastali policjanci, którzy w listopadzie ubiegłego roku powiadomieni przez rodzinę weszli do jednego z domów we wsi Stryjów w gminie Izbica.

Sprawę bada prokuratura, jednak na chwilę obecną śledztwo jest zawieszone.

We wsi prawie nikt go nie znał

66-letni Jacek G. przyjechał do Stryjowa spod Warszawy. Mieszkańcy wsi niewiele o nim wiedzą, ponieważ rzadko przebywał w ponad stuletnim domu, który kupił. Nieruchomość nabył ponad rok temu.

- Ten pan nie utrzymywał zbytnio kontaktu z ludźmi, dlatego nikt tu na jego temat nic nie wie. Do Stryjowa przyjeżdżał rzadko, jedynie ogrodził posesję, a latem pomalował w domu ściany. W malowaniu pomagali mu nie tutejsi ludzie, ale dwóch obcych mężczyzn - mówi Zofia Mazurek, sołtys Stryjowa.

Mimo że Jacek G. nie przyjeżdżał często do domu i raczej unikał kontaktu z okolicznymi mieszkańcami, niektórzy mieli okazję zamienić z nim parę słów. Ci, którzy z nim rozmawiali, uważają, że był miłym i sympatycznym człowiekiem.

- Przyjechał do Stryjowa może ze trzy razy tylko, ale jak przyjechał to do mnie zawsze wstąpił - mówi pani Maria, ekspedientka w pobliskim sklepie. - Mówił mi, że jest z wykształcenia inżynierem hydraulikiem, słyszałam też, że był milionerem, ale na milionera nie wyglądał. Był ubrany raczej skromnie, był sympatycznym człowiekiem.

Na początku listopada ubiegłego roku Jacek G. odwiedził swoją posiadłość i zajrzał też do sklepu.

- Powiedziałam mu, że niedawno zapalił się dom jego sąsiadki i niewiele brakowało, żeby i jego dom zajął ogień. Odpowiedział mi, że będzie musiał go ubezpieczyć - opowiada pani Maria. - Jakiś czas po tym zauważyłam, że pod jego domem kręcą się jacyś ludzie, potem przyjechała policja, a następnie karawan.

Jak wynika z ustaleń śledczych, Jacek G. zataił przed rodziną fakt, że wyjeżdża na Lubelszczyznę. O miejscu jego pobytu krewni mieli dowiedzieć się z listu, który do nich wysłał. Jak się okazało, był to list pożegnalny.

- Mężczyzna w liście zapowiedział, że popełni samobójstwo, przy czym wskazał, że żadna osoba nie jest w to zamieszana i że jest to jego świadoma decyzja. Napisał też, że skończy ze sobą albo poprzez zatrucie spalinami samochodowymi, zatrucie znaczną ilością leków, albo z wyziębienia - powiedział nam zaraz po zdarzeniu prokurator Bartosz Wójcik z Prokuratury Okręgowej w Zamościu.

Zaniepokojona treścią listu rodzina przyjechała do Stryjowa 16 listopada i odwiedziła też pobliski sklep.

- Ci ludzie pytali mnie, kiedy on kupił ten dom - dodaje pani Maria. - Pytali też, kiedy ostatnio widziałam sąsiada, a na koniec stwierdzili, że już więcej go nie zobaczę.

Tego dnia, na prośbę rodziny, policjanci weszli do budynku i zastali makabryczny widok - martwy 66-latek leżał na podłodze w jednym z pomieszczeń. Na miejsce przybyli także lekarz sądowy oraz prokurator.

Jak wynika z relacji śledczych, mężczyzna ubrany był w białą szatę, która przypominała albę, okna były zasłonięte, a ściany pomalowane na kolor czarny.

W pomieszczeniu obok znajdowały się lada chłodnicza oraz silnik spalinowy z wyprowadzonym wężem do pomieszczenia, w którym leżał mężczyzna.

- Z oględzin miejsca zdarzenia można stwierdzić, że żadna z osób trzecich nie była w to zamieszana - dodaje Wójcik.

Prokurator czeka na ekspertyzę

Śledczy pobrali do badań wycinek ciała oraz krew, przeprowadzona została także sekcja zwłok.

Wszystko wskazywało na to, że mężczyzna popełnił samobójstwo poprzez zatrucie spalinami, jednak wyniki sekcji na to nie wskazują.

Co było przyczyną zgonu Jacka G.? Nie wiadomo. Na dzień dzisiejszy postępowanie zostało zawieszone.

- Z opinii biegłych wynika, że nie było to zatrucie spalinami, ponieważ we krwi nie znaleziono podwyższonej dawki hemoglobiny, co się zwykle znajduje w takich wypadkach - wyjaśnia prokurator Bartosz Wójcik. - Po sekcji zabezpieczyliśmy szereg preparatów do dalszych badań, m.in. krew.

Prokuratura wysłała próbki krwi do krakowskiego Instytutu Ekspertyz Sądowych, celem zbadania jej pod kątem wszelkich możliwych trucizn czy leków. Z uwagi na to, że śledczy podali do zbadania długą listę możliwych trucizn, w odpowiedzi otrzymali informację, iż badania będą trwały najprawdopodobniej do lipca.

- Prokurator zdecydował o zawieszeniu postępowania do chwili wydania opinii sporządzonej przez biegłych z Krakowa - tłumaczy Wójcik.

Justyna Pietrzyk

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.