Tak, czuję się Ślązaczką. Cząstka Chorzowa żyje we mnie [POSŁUCHAJ i ZOBACZ]
Dużo rozmawiałąm z rodzicami o Chorzowie. O tej ulicy, o Wzgórzu Redena, o tym jak tramwajem ze mną jechali do Katowic - wspominała Hanna Schygulla spacerując po ulicy Wolności w Chorzowie.
O Hannie Schygulli mówi się różnie: gwiazda, antygwiazda, Marylin z przedmieścia, druga Marlena Dietrich, najwybitniejsza niemiecka aktorka drugiej połowy XX wieku. W latach 70 i 80 - muza takich reżyserów jak Volker Schlondorf, Wim Wanders, Jean Luc-Godard, Ettore Scola, Carlos Saura, Margarette von Trotta, Marco Ferreri, Andrzej Wajda, no i ten najważniejszy: Rainer Werner Fassbinder, który ją stworzył jako aktorkę i z którym, jak wyliczył filmoznawca prof. Andrzej Gwóźdź, nakręciła ponad 30 filmów. W ubiegłym tygodniu Schygulla odwiedziła Śląsk, i podczas tej wizyty usłyszała jeszcze dwa inne określenia: Ślązaczka i chorzowianka.
Schygulla, choć wychowana w Niemczech, a od ponad 30 lat mieszka w Paryżu, jest Ślązaczką. Miejsce urodzenia: Koenigshutte. Pierwszy adres: Schlageterestrasse 3B.
- Dziadek Hanny, Stanisław Mzyk, był wykształconym i majętnym człowiekiem. Pochodził z Chorzowa Starego. Przed wojną pracował jako urzędnik w chorzowskim magistracie. I był właścicielem kilku kamienic w mieście - mówi Andreas Scheitza (przed wyjazdem z Polski w końcu lat 70. ubiegłego wieku Andrzej Szajca). Wie dużo o rodzinie, bo jego żona Barbara, z domu Wiśniowska, to kuzynka Hanny Schygulli.
W jednej z tych kamienic, na obecnej ulicy Kasprowicza, pod numerem 3B/6 (w czasie wojny - Schlageterestrasse) zamieszkali młodzi Schygullowie, córka Mzyka Antonina Ursula i jej mąż Josef Franz, rodzice przyszłej gwiazdy kina. - Ojciec Hanny pochodził z Lipin, handlował drewnem, ale, wie pani, to nie był jakiś drobny handlarz, ale raczej przedsiębiorca, jakbyśmy dzisiaj powiedzieli - wyjaśnia Scheitza i tłumaczy, że Josef skupował drewno w Galicji i sprzedawał je kopalniom.
Antoninę Mzykówną poznał na kortach tenisowych na stadionie miejskim (to kompleks sportowy którzy współcześni chorzowianie kojarzyli przez wiele lat z AKS-em, obecnie znajduje się w tym miejscu centrum handlowe AKS, tuż przy parku i stadionie Śląskim - przyp. Red.). Rodzina Mzyków była od pokoleń zakorzeniona w Starym Chorzowie, na miejscowym cmentarzu jest wiele osób o tym nazwisku. - Hanna Schygulla ma wśród dalekich krewnych ze strony matki nawet świętego. Błogosławiony ksiądz Ludwik Mzyk, męczennik Kościoła, zamordowany przez Niemców podczas wojny pochodzi "z tych" Mzyków - dopowiada Jan F. Lewandowski, historyk kina, który śledzi losy rodziny Hanny Schygulli.
Hanna urodziła się w Boże Narodzenie 1943 roku. - Ja i moje pokolenie, choć nie mieliśmy nic wspólnego z nazizmem, byliśmy nim naznaczeni - mówi. W filmowym dokumencie (artystka nazywa go początkiem swojego fresku biograficznego), przypomina okoliczności swoich narodzin. - Była Wigilia, ale lekarz nie chciał sobie psuć świątecznej kolacji i podał mojej matce zastrzyk opóźniający poród. Urodziłam się dzień później - mówi. Tym lekarzem był dr Glaubert, asystent Josefa Mengele, osławionego lekarza z obozu w Auschwitz.
Wkrótce historia jeszcze mocniej wkroczy w życie rodziny - Josef Franz trafi w mundurze Wehrmachtu na front, a dwa lata później Antonina z córką wsiądzie do pociągu wysiedleńców. Z tych najwcześniejszych lat Hanna Schygulla wiele nie pamięta, ale...
- Miałam to szczęście, że długo opiekowałam się moimi rodzicami i kontaktowałam się z moją dalszą rodziną. Można powiedzieć, że miałam taką małą wyspę śląską w Bawarii - mówi. Ta śląska wyspa to miasteczko Stockdorf pod Monachium, gdzie osiedlili się i Schygullowie (ojciec dotarł do żony i córki w roku 1948, po tym, jak wrócił z amerykańskiej niewoli) i dalsza rodzina z Chorzowa, która opuszczała Polskę kolejno aż do końca lat 70. - Żałuję tylko, że choć moi bliscy mówili i po polsku i po niemiecku, ja nie byłam w stanie nauczyć się polskiego - wzdycha aktorka przyznając, że próbowała kiedyś nawet zapisać się na kurs polskiego na uniwersytecie, ale szybko zrezygnowała. Było za trudno. Pewnie zresztą wtedy miała już inne pomysły na siebie. Może to właśnie wtedy zapisała się na ten kurs aktorski, który zadecydował o całym jej życiu...
O tym, że Hanna Schygulla została aktorką, zadecydowało zrządzenie losu (tak utrzymuje i podkreśla od lat). Nie byłam specjalnie zadowolona ze swoich studiów filologicznych, podsunięto mi pomysł kursu aktorskiego. Poszłam, spróbowałam, ale to też nie za bardzo mi pasowało - opowiadała w ubiegłym tygodniu śląskim dziennikarzom. Odeszła, ale odnalazł ją kolega z kursu, Werner Fassbinder, młody wtedy i jeszcze nieznany reżyser.
Zobacz filmy z Hanną Schygullą na linii czasu. Klikaj w strzałki, aby przesuwać się na linii czasu
Zadebiutowała w jego filmie "Miłość jest zimniejsza niż smierć" w roku 1969, a potem zagrała w kolejnych kilkudziesięciu. - Bez niego nie zostałabym aktorką - mówi od lat w wywiadach i powtórzyła to także w Chorzowie podczas spotkania z dziennikarzami w ubiegłym tygodniu. Do Polski Schygulla przyjechała pierwszy raz w latach 60. - Miałam 22 lata, z mamą i ciotką odwiedziłyśmy krewnych. Potem ta rodzina też przeniosła się do Niemiec - wyjaśnia. Po raz drugi wróciła tu w roku 1998, już jako gwiazda Górnośląskiego Festiwalu Kameralistyki. Wystąpiła z koncertem na deskach Teatru Rozrywki w Chorzowie i odwiedziła swój dom rodzinny na Kasprowicza.
Jan F. Lewandowski mówi: - O tym, że Schygulla urodziła się w Chorzowie odkryłem zaledwie dwa lata wcześniej. We wszystkich jej biografiach była mowa o Katowicach. Ale w jednej z nich znalazłem wskazówkę, że może chodzić jednak o Chorzów. W urzędzie stanu cywilnego odnalazłemmetrykę. Potem też miałem dużo szczęścia - wspomina. Lewandowski poszedł pod adres z aktu urodzenia. - Patrzę, w oknie siedzi jakaś starsza pani, zaczepiłem.
Pytam, czy słyszała o Schygullach. "Wejdź pan tu" - ożywiła się. Lewandowski nawet teraz, kiedy to opowiada po latach, jest podekscytowany. Bo okazało się, że wtedy w oknie siedziała Urszula Skop, która jako dziesięcioletnia dziewczynka często opiekowała się maleńką Hanną Schygullą. "Jo ją woziła", powtarzała Lewandowskiemu. I tak kiedy dwa lata później Hanna Schygulla przyjechała do Chorzowa na koncert, dzięki temu odkryciu śląskiego filmoznawcy mogło dojść do spotkania obu pań. Urszula Skop i Hanna Schygulla spotkały się także w ostatnią niedzielę - przy świetle kamer i fleszy. - Hanna jak była mała, dużo gadała po polsku - mówiła dziennikarzom Urszula Skop. - Ja, mit dir. - dopowiedziała Schygulla. Teraz panie porozumiewały się przy pomocy tłumaczki.
Aktorka zajrzała także pietro niżej, gdzie kiedyś mieszkali Schygullowie. Mieszkanie Schygullów w latach 40. było całkiem spore. Miało sześć pokoi, a jeden z nich zachodził aż do sąsiedniego segmentu kamienicy, pod Kasprowicza 3 a.
Kiedy rodzice Zofii Gasz, obecnej lokatorki, wprowadzali się do niego w latach 40., mieszkanie w kamienicy było już podzielone. Teraz zamiast jednego dużego, są dwa mniejsze lokale. Państwo Gaszowie przez wiele lat nie wiedzieli, że kiedyś urodziła się tam dziewczynka, która kilkadziesiąt lat później została okrzyknięta legendą niemieckiego kina. Zorientowali się, kiedy Schygulla po raz pierwszy odwiedziła swoją dawną opiekunkę. - Miło wiedzieć, że ktoś taki tutaj urodził się - mówi córka Zofii Gasz, Mariola Gasz.
Wiele razy podczas ostatnich dni Schygulla była pytana, czy czuje się Ślazaczką. - Tak, przez historię mojej rodziny - odpowiedziała podczas niedzielnego spotkania z widzami przed projekcją biograficznego filmu dokumentalnego w Chorzowskim Centrum Kultury. A dzień wcześniej na konferencji prasowej dla dziennikarzy mówiła: Może przesadzone by było powiedzieć, że czuję się tutaj jak w domu, ale wiem że jakaś cząstka tego miasta żyje we mnie.
Hanna Schygulla w ubiegłym tygodniu przyjechała do Chorzowa na specjalne zaproszenie tutejszych władz. Z rąk prezydenta odebrała nagrodę specjalną za zasługi w dziedzinie kultury, spotkała się z widzami na deskach Teatru Rozrywki i Chorzowskiego Centrum Kultury, otworzyła przegląd filmowy i odwiedziłą swój dom rodzinny.