Tarnów, Liverpool. Marian Wodziński z Tarnowa jako jeden z pierwszych poznał prawdę o Katyniu
Marian Wodziński to jeden z najbardziej zapomnianych tarnowian, choć jego sylwetka była znana w Stanach Zjednoczonych czy Anglii. Na dźwięk jego nazwiska w furię wpadali Beria i Stalin. Bo Wodziński był jednym z pierwszych, którzy uczestniczyli w ekshumacji ciał polskich oficerów zamordowanych w Katyniu.
Marian Wodziński urodził się 8 maja 1911 roku w Tarnowie. Jego ojciec - Władysław Emilian - pracował między innymi jako naczelnik I Kasy Skarbowej w Krakowie, matka - Rozalia, zajmowała się domem i wychowywaniem Mariana i jego brata Stanisława.
Rodzina miała korzenie arystokratyczne. Pieczętowali się herbem Jastrzębiec. Co ciekawe, taki sam klejnot rodowy miał zmarły przed kilkoma laty ks. prałat Zdzisław Peszkowski, więzień Kozielska, także związany z Tarnowem, który całe swoje kapłańskie życie poświęcił kultywowaniu pamięci o pomordowanych w Katyniu.
- Dom rodzinny państwa Wodzińskich znajdował się na ówczesnych peryferiach Tarnowa, w okolicach dzisiejszej ulicy Widok. Później kupili sobie kamienicę bliżej centrum. Ale wydaje mi się, że było to w czasach, kiedy Marian wyjechał już od nas - mówi Grzegorz Szczerba, autor kilku artykułów poświęconych naszemu bohaterowi.
Marian Wodziński kończy I Gimnazjum im. Kazimierza Brodzińskiego w Tarnowie i rozpoczyna studia medyczne na Uniwersytecie Jagiellońskim. Specjalizuje się w patomorfologii, zaczyna robić karierę naukową - w 1937 roku broni doktorat. Habilitować się miał późną jesienią 1939 roku. Te plany zniweczył jednak wybuch wojny. Tym niemniej udało mu się uzyskać nominację na biegłego sądowego, co później zaważyło na jego życiu.
W marcu 1940 Wodziński złożył ślubowanie w Związku Walki Zbrojnej, które w 1943 roku zostało przekształcone w Armię Krajową
Kierunek Katyń
W kwietniu 1943 roku Niemcy odkrywają w Lesie Katyńskim masowe groby polskich oficerów. Wodziński - jako jeden z nielicznych cenionych patomorfologów w Krakowie - został wezwany do kierownika miejscowego oddziału PCK. Otrzymał od niego propozycję wyjazdu do Katynia w charakterze biegłego. Wcześniej na miejscu kaźni był inny krakowski uczony, doktor Tadeusz Pragłowski. Na wyjazd Wodzińskiego zgodzili się też jego niemieccy przełożeni.
Tarnowianin wyruszył do Związku Sowieckiego 29 kwietnia. W Katyniu przebywał do 3 czerwca. Współpracował tam z Europejską Komisją Ekspertów Sądowych, którą powołali Niemcy. W jej skład wchodzili między innymi naukowcy z Chorwacji, Bułgarii, Holandii czy Szwajcarii. Nasz krajan trzemał się najbliżej dwóch specjalistów - Czecha i Węgra.
Raport z miejsca zbrodni
Wodziński zidentyfikował 2800 ciał. W raporcie stwierdził, że ofiary były mordowane strzałem w tył głowy z uzbrojenia i nabojów niemieckich kaliber 7,65, co później wielokrotnie podnosiła sowiecka propaganda jako argument, że za zbrodnią stoją hitlerowcy. Wiadomo jednak było, że identyczna broń - ze względu na swoją niezawodność była także używana w ZSRR.
Na jednym z filmów dokumentalnych nakręconych przez Niemców w Katyniu widzimy Mariana Wodzińskiego ubranego w biały kitel lekarski i trzymającego w dłoniach przestrzeloną czaszkę. Pełny raport z tego, czego był świadkiem, lekarz złożył dopiero w 1947 roku, gdy był już na emigracji, na ręce Archiwum Polskich Sił Zbrojnych w Londynie.
Szukać żywego lub martwego
We wrześniu 1943 roku Rosjanie odbijają okolice Smoleńska z rąk Niemców. Niemal natychmiast powołują własną komisję katyńską, która stwierdza, że za zbrodnią stoją Niemcy.
- W tym samym czasie, czyli mniej więcej w październiku 1943 roku, rozpoczęły się poszukiwania Wodzińskiego, dla którego zaczął się bardzo trudny okres w życiu. Wyrok śmierci wydała na niego Polska Partia Robotnicza - opowiada Grzegorz Szczerba.
Kolejne problemy pojawiły się po wkroczeniu Rosjan do Krakowa. W marcu Marian Wodziński zostaje aresztowany przez NKWD. Z więzienia wychodzi dzięki wstawiennictwu rektora Uniwersytetu Jagiellońskiego, prof. Tadeusza Lehra- Spławińskiego i dziekana Wydziału Lekarskiego. Nasz bohater zaczyna się ukrywać. W lipcu wydany zostaje za nim list gończy. Zarzucano mu to, że „w okresie okupacji niemieckiej, idąc na rękę władzy okupacyjnej, dopuścił się działania na szkodę Państwa Polskiego”. Podejrzewano, że tarnowski lekarz może przebywać w jednej z miejscowości uzdrowiskowych.
Skok przez zieloną granicę
Jesienią 1945 roku Wodziński był widziany w Tarnowie, w grudniu spacerował już po londyńskich ulicach. Trasa jego ucieczki wiodła przez Rumunię Turcję i Włochy. Z czasem osiadł w Liverpoolu. Pracował tam na miejscowej uczelni oraz prowadził prywatną praktykę lekarską. Ożenił się z koleżanką po fachu - Janiną Wójcik. Wychowali dwoje dzieci: syna Marka i córkę Hanię. Bardzo pragnął odwiedzić Polskę, na co jednak nie chciała zgodzić się jego żona.
Nie wiedział też, że osobą, która informowała o wszystkim na jego temat bezpiekę był rodzony brat Stanisław. Ten podpisał lojalkę w zamian za ukrycie jego malwersacji finansowych, których dopuścił się jako dyrektor jednego z zakładów. Cierpiała też z tego powodu jego matka, która po każdym liście otrzymanym od syna z Anglii musiała tłumaczyć się Służbie Bezpieczeństwa.
Cichy pogrzeb
Marian Wodziński zmarł 21 lipca 1986 roku w swym domu, który znajdował się w Borough of Setton. Rok później jego córka sprowadziła prochy ojca do Tarnowa. Uroczystości pogrzebowe odbyły się na Starym Cmentarzu. W ceremonii wzięło udział kilkadziesiąt osób. Urnę złożono w rodzinnej mogile, która znajduje się przy centralnej alei najstarszej tarnowskiej nekropolii. Grobowiec tarnowskiego lekarza sąsiaduje z pomnikami najwybitniejszych obywateli Tarnowa z przełomu XIX i XX wieku.
Tarnów (nie zawsze) pamiętał
Marian Wodziński był przez lata zapomnianą postacią w swym rodzinnym mieście. Na tyle zapomnianą, że autorzy „Encyklopedii Tarnowa” nie umieścili w wydawnictwie nawet skromnego biogramiku.
W tym roku przy alei, przy której nasadzano dęby katyńskie, pojawiła się przynajmniej tabliczka poświęcona naszemu lekarzowi.
Natomiast Stowarzyszenie Rodzin Katyńskich stara się usilnie, by Wodziński był patronem jednej z ulic w Tarnowie.