Tarnowskie bliźniaczki Aleksandra i Natalia Kałuckie. Historia o tym, że wszystko jest możliwe [ZDJĘCIA]

Czytaj dalej
Fot. Archiwum prywatne
Jerzy Filipiuk

Tarnowskie bliźniaczki Aleksandra i Natalia Kałuckie. Historia o tym, że wszystko jest możliwe [ZDJĘCIA]

Jerzy Filipiuk

Aleksandra Kałucka zdobyła brązowy medal igrzysk w Paryżu we wspinaczce sportowej na czas. Z tej okazji przypominamy nasz tekst o siostrach Kałuckich z października 2021 roku.

Tarnowskie bliźniaczki urodziły się za wcześnie. Lekarze podejrzewali, że nigdy nie będą widzieć i chodzić. Bardzo się pomylili, choć obie nie widzą na jedno oko. Nie przeszkadza im to jednak w uprawianiu wspinaczki sportowej.

Tarnowskie bliźniaczki urodziły się w siódmym miesiącu ciąży. Były w bardzo ciężkim stanie. Lekarze podejrzewali, że nie będą widzieć i chodzić. Dziś Kałuckie mają po 22 lata. Nie widzą, tak jak mama, na jedno oko. Natalia jest mistrzynią świata we wspinaczce na czas, Aleksandra w Monachium zdobyła srebrny medal Mistrzostw Europy 2022. Ponadto podczas tegorocznych igrzysk olimpijskich w Paryżu, Aleksandra zdobyła brązowy medal.

Tarnów i Lublin to dwa największe ośrodki wspinaczki na czas w Polsce. Z tego pierwszego miasta, mającego świetne warunki do treningu, uznaną kadrę szkoleniową i wieloletnie tradycje, wywodzą się tacy wielokrotni medaliści najpoważniejszych imprez jak: Edyta Ropek, Klaudia Buczek, Sylwia Buczek, Anna Brożek, Tomasz Oleksy i i Marcin Dzieński.

Do 16 września 2021 roku seniorskim tytułem mistrza świata we wspinaczce z Polaków mogli się pochwalić tylko Dzieński (2016) i lublinianka Aleksandra Mirosław (2018, 2019). Ta ostatnia na igrzyskach olimpijskich w Tokio (2021) na 15-metrowej ściance była czwarta w trójboju. Była jedną z faworytek MŚ w Moskwie, ale sensacyjnie po tytuł sięgnęła o 7 lat młodsza Natalia Kałucka.

Droga do złota

W eliminacjach Natalia była czwarta i w 1/8 finału MŚ trafiła na swą siostrę. We wcześniejszych międzynarodowych pojedynkach sióstr bilans był korzystniejszy dla Olki – cztery zwycięstwa, jedna porażka. W stolicy Rosji górą była jednak Natalia, która uzyskała czas 7,44 s (jej siostra 7,87 s).

– My często razem ze sobą rywalizujemy. Jesteśmy do tego przyzwyczajone. Dużo osób się temu dziwi, ale nam to nie przeszkadza. Stres jest wtedy mniejszy, bo gdy ja nie wygram, zyska na tym siostra, będzie wyżej w konkurencji – mówi Natalia.

- Gdy się przegrywa z siostrą, łatwiej się znosi porażkę niż z innymi zawodniczkami, bo ona na tym skorzysta – potwierdza Ola.

W ćwierćfinale Natalia (7,15 s) wygrała z wicemistrzynią Europy (2020), Rosjanką Jelizawetą Iwanową (7,30 s), a w półfinale ze wspomnianą Mirosław, uzyskując „życiówkę” 7,07 s.

– Przed biegiem z lublinianką byłam szczęśliwa i dumna, że jestem w pierwszej czwórce. Nie myślała, czy wygram czy przegram. Bardziej, żeby to był dobry bieg. Wiedziałam, że muszę cisnąć na maksa – opowiada Natalia, która cisnęła tak, że nawet nie zauważyła, że w 4 sekundzie jej rodaczka odpadła ze ścianki.

Finałową rywalką Natalii była wicemistrzyni globu (2012) oraz wicemistrzyni (2015) i mistrzyni Europy (2017), wielokrotna rekordzistka globu, o 8 lat starsza Rosjanka Julija Kaplina. Tarnowianka nie dała żadnych szans zawodniczce z Tiumienia, która popełniła błąd w pierwszej części finału i została z tyłu. Natalia tego nie widziała, ale... czuła po reakcji miejscowych kibiców. Uzyskała czas 7,18 s, a Rosjanka 8,94 s.

– Nie byłam faworytką biegu, jednak to mi pomogło. Dużo osób mówiło, że Kaplina była zestresowana. Ja nie byłam. Rosjanka miała trudniejsze mentalnie zadanie. Jest jednak doświadczoną zawodniczką, powinna być bardziej odporna na stres. Ale taki jest sport – podkreśla Natalia.

Bez oczekiwań

Zwycięstwo w MŚ była dla niej – i innych, postronnych obserwatorów moskiewskich zmagań – ogromnym zaskoczeniem. Jak tłumaczy tak wielki sukces, odniesiony w formalnie pierwszym roku startu jako seniorka?

– Startowałam kompletnie bez większych oczekiwań. Na zasadzie: co będzie, to będzie, że być może będę mieć szczęście. Traktowałam te zawody jako nagrodę za ciężką pracę, cieszyłam się swoim występem. Wcześniej często nie dawałam sobie rady pod względem mentalnym – błąd i koniec rywalizacji. Przed startem w Moskwie miałam dwa jego scenariusze – negatywny i pozytywny. Najpierw wył duży stres, ale potem uspokoiłam się. Postawiłam wszystko na jedną kartę – albo ucieszę się z sukcesu, albo wrócę z niczym – tłumaczy Natalia.

Dla niej ostatni start w Moskwie był najbardziej udanym występem w karierze, a dla jej siostry… najmniej udanym, jeśli chodzi o międzynarodową rywalizację w gronie seniorek.

– Dziesiąte miejsce to moje najgorsze w rywalizacji wśród seniorek. Nigdy nie byłam niżej. Ale to jednocześnie mój duży sukces, bo siedem miesięcy wcześniej podczas zgrupowania w Słowenii doznałam otwartego złamania dwóch kości lewego podudzia - wyjaśnia Aleksandra.

Krew, ból i łzy

Do dramatycznego zdarzenia – upadku z czterech-pięciu metrów na materac doszło w lutym w ostatnim dniu obozu w trakcie treningu z kadrą słoweńską. Było dużo krwi, kość na wierzchu, ogromny ból… I płacz Natalii, gdy zorientowała się, co się stało. Ta ostatnia lubi sobie popłakać, kiedyś coś jej nie wychodzi na treningach, ale tym razem zalała się łzami z powodu fatalnego wypadku siostry.

– To się stało po 20 minutach zajęć. Nie utrzymałam uchwytu. Bałam się, że spadnę na głowę, instynktownie się obróciłam. Wylądowałam na lewej nodze. Przyjechały… dwie karetki, bo w pierwszej nie było lekarza. Spędziłam dwie godziny na tamtejszym SOR-ze, przeszłam operację, w szpitalu w Lublanie leżałam pięć dni – opowiada Aleksandra.

Kiedy i jak wrócił do wspinaczki? – Po powrocie do kraju nie przestałam trenować, choć mogłam ćwiczyć tylko górną partię ciała. Zajęcia wznowiłam po ośmiu tygodniach. Nadal jednak nie mogę obciążać nogi, która jeszcze mnie boli: skakać, robić przysiadów. Dopiero cztery tygodnie temu zaczęłam truchtać. Na treningu mogę wykonać tylko kilka biegów na maksa. Koleżanki z kadry mówiły mi, że lepiej się wspinam niż chodzę. Mój start w Moskwie nie był jednak pewny – tłumaczy Aleksandra.

Szybka rehabilitacja i powrót do wspinaczki tarnowianki były możliwe dzięki jej ogromnej determinacji i świetnej opiece lekarskiej.

„Jeszcze żyją”...

Bliźniaczki urodziły się 25 grudnia 2001 roku (Aleksandra zdradza, że jest starsza o dwie minuty). Były wcześniakami, ich mama Sylwia była na początku siódmego miesiącu ciąży. Stan bliźniaczek był bardzo ciężki. Po porodzie pielęgniarki na pytanie mamy o dzieci, odpowiedziały, że jeszcze żyją. Lekarze nie dawali jednak siostrom większych szans na to, że będą normalnie funkcjonować, że będą sprawne fizycznie. Podejrzewali, że nie będą widzieć i chodzić, że mogą zostać „warzywkami”. U Natalii wykryto niedotlenienie mózgu.

Rodzice – Sylwia i Dariusz – robili wszystko, by ratować zdrowie córeczek (wychowywali jeszcze o dwa lata starszego syna Jakuba). Mama nie pracowała zawodowo, by skupić się na zajmowaniu się dziećmi. Dwa razy w tygodniu chodziła z córkami do szpitala na rehabilitację. Ta ostatnia była bardzo żmudna zwłaszcza przez pierwsze trzy lata. Tata musiał zadbać również o finanse.

Oboje dzięki ogromnej miłości i zaangażowaniu sprawili, że bliźniaczki wyrosły na zdrowe dziewczyny, choć – tak jak mama – nie widzą na jedno oko: Natalia na lewe, Aleksandra na prawe (drugie mają sprawne w tylko 10 procentach). Ta pierwsza jest leworęczna, ta druga praworęczna.

Wada wzroku bez zmian

Duży wysiłek fizyczny jest szkodliwy dla oczu, ale siostry są pod stałą kontrolą lekarską i nie mają przeciwwskazań do uprawiania sportu, tym bardziej, że od kiedy trenują, czyli od 13 lat, ich wada wzroku się nie powiększa.

– Nie wiemy, jak to jest widzieć normalnie, bo od zawsze widzimy tylko jednym okiem. Nie nosimy okularów. W sporcie to nam nie przeszkadza, gdyż chwyty są blisko, więc je widzę, rywalki też, wystarczy odwrócić głowę – wyjaśnia Natalia.

– To, że nie widzę drugim okiem, w niczym mi nie przeszkadza. Może mam tylko mniejszy kat widzenia. Mogę jednak na przykład prowadzić samochód - dodaje Aleksandra.

Bliźniaczki, które – według lekarzy - mogły nie chodzić, w dzieciństwie… biegały jak szalone. Ciągle były w ruchu. W domu były obniżone sufity, rodzice zainstalowali córkom ściankę i drążek do wspinaczki.

– Biegałyśmy wszędzie: w domu, na podwórku, boisku, placu zabaw, bawiłyśmy się na trzepaku, chodziłyśmy po drzewach i meblach – wspomina Natalia.

– Babcia Anna mówiła mi: „Ola, nie biegaj, tylko chodź”. Bo my tylko biegałyśmy – śmieje się Aleksandra.

Od pierwszego wejrzenia

Gdy miały osiem lat, za namową brata, spróbowały swych sił we wspinaczce (choć Natalia wspominała rodzicom o niej już dużo wcześniej). Trafiły na wakacyjną akcję z darmowymi zajęciami – Aleksandra o jedne zajęcia wcześniej – w Tarnovii, gdzie ich pierwszym trenerem został wspomniany Oleksy. Pokochały wspinaczkę od pierwszego wejrzenia, choć Aleksandra potem przez dwa miesiące trenowała jednocześnie… karate tradycyjne, czyli bezkontaktowe (z rywalkami). – W życiu trzeba próbować różnych rzeczy – tłumaczy.

W rodzinie Kałuckich tylko mama nie miała więc nic wspólnego ze sportem – poza rzecz jasna kibicowaniem córkom, choć nie lubi oglądać ich występów, zwłaszcza pojedynków ze sobą. Pan Dariusz grał bowiem wcześniej w piłkę ręczną, a Jakub także był aktywny fizycznie. - Kuba próbował w sporcie wszystkiego po trochu – dodaje Aleksandra.

Bliźniaczki szybko połknęły sportowego bakcyla. I czyniły postępy, najpierw jako zawodniczki Tarnovii, a od 2017 roku – Klubu Uczelnianego AZS PWSZ Tarnów, w którym ich trenerem jest Tomasz Mazur, jednocześnie szkoleniowiec reprezentacji Polski.

Wbiegały na podium

W 2012 roku w Jaworznie w I edycji Pucharu Polski Młodzików i Dzieci w zawodach na trudność Aleksandra była druga, a Natalia trzecia. Ta ostatnia wcześniej w Turnieju Czterech Ścianek aż czterokrotnie była czwarta, kończąc cykl zawodów także tuż za podium. W końcu jednak stanęła na nim. I nie miała zamiaru schodzić z niego, przynajmniej w krajowych imprezach...

Na arenie międzynarodowej początkowo lepiej spisywała się Aleksandra. W 2016 roku zwyciężyła w Pucharze Europy w Imst (Austria), a w następnym w Innsbrucku została mistrzynią świata juniorek. Natalia w tych zawodach zajęła odpowiednio 12. i 11. lokatę, w I rundzie fazy pucharowej MŚ przegrała z siostrą.

W 2018 roku w Moskwie Natalia zdobyła tytuł mistrzyni globu juniorek, a Aleksandra zdobyła brąz. Tak samo był w ME juniorek w Imst. Z kolei w Insbrucku w MŚ seniorek Aleksandra była czwarta, a Natalia dziesiąta – też w zawodach na czas. W Buenos Aires podczas Letnich Igrzysk Olimpijskich Młodzieży Aleksandra uplasowała się na siódmej, a Natalia na ósmej pozycji we wspinacze łączonej.

W 2019 roku – ostatnim przed pandemią koronawirusa – w MŚ seniorek w Hachioji (Japonia) Aleksandra była piąta, a Natalia dziesiąta, natomiast w ME seniorek w Edynburgu zajęły odpowiednio czwarte i trzynaste miejsce. W MŚ juniorek w Arco (Włochy) Aleksandra była trzecia, a Natalia siódma (wszystko w konkurencji na czas).

Tarnowianki w ostatnich latach sięgały też oczywiście po medale w mistrzostwach Polski, stawały na podium Pucharu Europy. Są jednymi z nielicznych zawodniczek w kraju, które uprawiają wszystkie trzy konkurencje wspinaczkowe – na czas, prowadzenie (wspinanie z liną) i bouldering (pokonywanie wolnostojących bloków skalnych bez liny).

Zamiana w szkole

Obie siostry oprócz wspinania się po ściankach biegają, jeżdżą na rowerze i na nartach, ćwiczą na siłowni. A czym się różnią? I czy w ogóle się różnią… fizycznie?

– Im jesteśmy starsze, tym bardziej inaczej wyglądamy, choć to pojęcie względne. W gimnazjum, gdzie chodziłyśmy do różnych klas, często zdarzało się, że się zamieniałyśmy miejscami i mająca lepsze oceny Ola pisała za mnie sprawdziany. Kiedyś odkryła to nauczycielka fizyki, kazała jej wrócić do swojej klasy, nie poniosłyśmy jednak konsekwencji – opowiada Natalia.

– Ja mam krótsze włosy, do ramion. I farbowane. Przez pół roku miałam różowe. To był taki mój spontaniczny pomysł. A Natalia ma włosy do końca pleców – wyjaśnia Aleksandra.

Z cech fizycznych różni ich też… głos i jego tonacja. Natalia mówi spokojniej, jakby z pewnym dystansem do drugiej osoby, choć wyrażą się równie precyzyjnie co siostra. Ta zaś mówi żwawiej, z większą radością w głosie, częściej się śmiejąc.

Odmienne charaktery

Jeszcze bardziej różnią się charakterem, są kompletnie inne, co obustronnie akcentują, choć podkreślają, że obie są pracowite i ambitne, co oczywiście ma też przełożenie na ich wyniki w sporcie, bo jest kluczem do sukcesu. W domu mieszkają w jednym pokoju, na obozach i zawodach zwykle osobno. Bywa, że się kłócą, ale na treningach wzajemnie sobie pomagają i rywalizują ze sobą, a przegrana często… sprząta pokój. Mają wspólny rytuał, czyli całowanie na szczęście butów, które zawsze im czyści... trener.

– Ja jestem spokojna, uporządkowana, wszystko muszę mieć zrobione wcześniej. Nie lubię być w centrum uwagi. Jestem humanistką, a Ola to umysł ścisły i chodzący chaos. Wolę przedmioty humanistyczne, natomiast siostra matematykę, geografię, angielski. Lubię czytać książki o fantastyce. Mam dwa koty. Zenuś ma półtora roku, a Baby trzy miesiące. To moje „dzieci”. Kocham je. Zawsze staram się mieć serce na dłoni – mówi Natalia.

- Jestem bardziej towarzyska, otwarta, spontaniczna. Taki ze mnie śmieszek. Lubię pójść na miasto, oglądać seriale. Podczas wyjazdów zbieram, razem z trenerem Mazurem, pisaki i długopisy. Razem z siostrą kupujemy także bluzy. W szkole lepiej sobie radze z przedmiotami ścisłymi. Matematyki nauczyłam się sama, gorzej mi szło z językiem polskim i historią – przyznaje Aleksandra.

Razem czy osobno?

Obie w liceum uczyły się – z powodu pandemii koronawirusa – zdalnie. Miały dzięki temu więcej czasu na treningi (a te zajmują im po 6-8 godzin dziennie), ale brakowało im bezpośredniego kontaktu z koleżankami i kolegami, nie miały też studniówki (została odwołana). A nie były na balu ani w gimnazjum, ani w liceum. Koronawirus spowodował przerwę także w treningach w klubie. Wznowiły je w czerwcu 2020 roku (wcześniej trenowały w domu). Przed wejściem na halę robiły sobie testy. Od października będą studiować w Państwowej Wyższej Szkole Zawodowej w Tarnowie: Natalia - wychowanie fizyczne, Aleksandra – matematykę.

Do pewnego momentu finansowo mocno ich wspierali rodzice. Dziś, dzięki m.in. pomocy programu Team 100, mają środki na przygotowania i starty. Natalia za zdobycie mistrzostwa świata seniorek Natalia otrzymała 4 tys. euro. Jak je chce spożytkować?

- Nie przywiązuje uwagę do cyferek, bo wszystko jest ulotne. Chciałabym jednak otrzymane pieniądze przeznaczyć na rozwój sportowy. W przyszłym roku chcę też się usamodzielnić, zamieszkać we własnym domu, bo na razie mieszkamy razem całą rodziną – zdradza Natalia.

- Na razie nie wiem, czy zamieszkam z siostrą – mówi Aleksandra.

Siostry Aleksandra i Natalia Kałuckie

Urodzone 25.12.2001, Tarnów. Sportsmenki uprawiające wspinaczkę sportową, specjalizujące się w konkurencji na czas (na szybkość). Zawodniczki KU AZS PWSZ Tarnów. Studentki Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Tarnowie. Najważniejsze sukcesy (wszystkie we wspinaczce na czas): Aleksandra: mistrzyni świata juniorek (Innsbruck 2017), brązowa medalistka MŚ juniorek (2018 Moskwa i 2019 Arco, Włochy) oraz ME juniorek (Imst 2018); Natalia – mistrzyni świata seniorek (Moskwa 2021), mistrzyni świata juniorek (Moskwa 2018) i mistrzyni Europy juniorek (Imst 2018).

Jerzy Filipiuk

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.