Tęczowy kocyk ukoi ból po stracie dziecka
Tarnowianki same wykonują ubranka z włóczki i przekazują je do szpitali dla martwo urodzonych. Dzięki nim rodzice mogą godnie pożegnać swoje pociechy i zachować o nich dobre wspomnienia
Anna Kościółek z niecierpliwością wyczekiwała narodzin swojej córeczki. Ma już czterech synów, dlatego wiadomość o tym, że to będzie dziewczynka, napełniała ją jeszcze większą radością. Madzia - bo tak chciała dać jej na imię - nie doczekała jednak przyjścia na świat. Zmarła w 20 tygodniu ciąży.
- Położna przyniosła mi jej malutkie, kilkunastocentymetrowe ciałko. Jak trzymałam ją w dłoniach, to jej nóżki sięgały mi do przedramienia. Była owinięta jedynie w szpitalną chustę, ale przynajmniej dane było mi ją przytulić do siebie i pożegnać się z nią - mówi tarnowianka.
Wielu mamom, którym nie udało się donosić ciąży, nigdy nie było dane wziąć w ramiona swoich utraconych dzieci, bo albo w szpitalu o tym nie pomyślano, albo one same, przeżywając ból po ich stracie, nie zabiegały o to. Jeśli już, to martwe, nierzadko uszkodzone podczas porodu ciałka, pokazywano im jedynie w słoiku lub na zimnej, metalowej „nerce” szpitalnej.
- Ta mała istotka to też człowiek, z którym jej rodzice mają prawo godnie się pożegnać. Nawet jeśli widzą ją tylko przez chwilę, to bardzo ważne jest, aby wiązali z nią jak najlepsze wspomnienia - mówi Magdalena Rachwalska, koordynatorka akcji „Tęczowy kocyk” na Małopolskę.
W Tarnowie zaangażowanych jest w nią na razie kilka kobiet, które bezinteresownie poświęcając własny czas, energię i pieniądze, wykonują na szydełkach i drutach lub szyją: malutkie czapeczki, rożki i kolorowe kocyki. Przekazywane są one następnie do okolicznych oddziałów ginekologiczno-położniczych, aby wnieść odrobinę ciepła do surowych szpitalnych warunków i tym samym wspomóc rodziców, przeżywających stratę wyczekiwanego dziecka, w tych trudnych chwilach.
Co innego dostać do rąk dziecko w słoiku czy ligninie, a co innego w ciepłym ubranku.
- Co innego dostać do rąk dzieciątko ubrane w takie kolorowe ubranko, a co innego przyniesione w słoiku czy owinięte w ligninę. To ma kolosalne znaczenie w późniejszym godzeniu się z jego odejściem-mówi Anna Kościółek.
Sama wcześniej nie umiała szydełkować, ale przesłanie akcji tak bardzo się jej spodobało, że postanowiła się nauczyć. Niemal codziennie bierze włóczkę i wykonuje po kilka czapeczek i kocyków, myśląc przy okazji o swoim, utraconym dziecku.
- Te robótki mają dla mnie formę terapeutyczną i bardzo pomagają mi w przeżywaniu bólu pod odejściu Madzi - przyznaje.
Czapeczki i rożki są niewielkie, niejednokrotnie kilkucentymetrowe, o takich rozmiarach, których nie sposób kupić w sklepie. - Moje dzieci na początku myślały, że robię ubranka dla lalek, bo były takie maleńkie. Zależy nam bowiem na tym, aby mogły być w nie ubierane także dzieci, które zostały poronione w 12 tygodniu ciąży, a nawet młodsze- opowiada Magdalena Rachwalska.
W akcję „Tęczowy kocyk” może włączyć się każdy. Poszukiwane są osoby, które potrafią robić na drutach, szydełkować lub szyć, a także ci, którzy mają w swoich szafach włóczki i chętnie przekazaliby je na rożki, czapeczki i kocyki dla dzieci, które zmarły w łonie matki lub niedługo po urodzeniu. Można kontaktować się przez stronę teczowykocyk.pl.tl lub www.dzieciutraconetarnow.pl. Ubranka trafią m.in. do obu tarnowskich szpitali oraz Centrum Zdrowia Tuchów.