Teresa i Piotr Maleccy o św. Janie Pawle II: Zamiast stawiać pomniki, warto przeczytać przynajmniej jedną Jego książkę
Przeczytać jego książkę i mieć ją przemyślaną. Gdyby każdy z nas miał w sobie taką cząstkę papieża, to byłby zaimpregnowany przed rozmaitymi głupstwami - mówi prof. Piotr Malecki, który razem z żoną prof. Teresą Malecką należy do Środowiska związanego z ks. Karolem Wojtyłą - św. Janem Pawłem II
Państwo ks. Karola Wojtyłę poznali niezależnie od siebie.
Prof. Piotr Malecki: Miałem 10 lat, gdy ciotka wysłała mnie do kościoła św. Floriana, żebym był ministrantem. Ona miała ideę „rodziny ministranckiej”. Żeby chłopcy nie tylko bili się o to, kto będzie do kadzidła, a kto do dzwonka, ale żeby wokół tego było coś jeszcze. Poza tym, że oczywiście graliśmy w piłkę, to przygotowywaliśmy tablice liturgiczne na bristolu z życiorysami świętych i tekstami biblijnymi po polsku [liturgia wówczas była po łacinie - przyp. red.]. Gdy kiedyś pojechaliśmy z ciotkami do Castel Gandolfo, to Jan Paweł II żartował: „Ciocia Morozowa wyprzedzała Sobór Watykański II”.
W 1949 r. wikarym w parafii św. Floriana został właśnie ks. Karol Wojtyła.
PM: Proboszczem wówczas był ks. Kurowski. To był autorytet. Kard. Sapieże zależało na takiej szkole dla młodych księży. Karol Wojtyła był tutaj dwa lata. Jak poszedł w naukę, to przeniósł się na Kanoniczą i formalnie nie był związany z żadną parafią.
Prof. Teresa Malecka: Chociaż szczególnie był związany z naszą parafią, gdzie jest m.in. jego konfesjonał [ks. Karol Wojtyła w latach 1952-58 regularnie spowiadał w kościele Mariackim - przyp. red.].
PM: Był bardzo aktywny. Głosił rekolekcje w różnych miejscach. Wszędzie go zapraszano. Gdy został papieżem, wszyscy się do niego przyznawali i myśleli, że są jedynymi, którzy go znają.
W 1949 r. ks. Wojtyła miał 29 lat, a pan - 10. Jak go pan zapamiętał?
PM: Ks. Wojtyła zajmował się wtedy ważniejszymi rzeczami niż te, na które zwracałem uwagę - już wówczas gromadził tam studentów z Politechniki Krakowskiej. Ale pamiętam, że zaczęły się msze recytowane, co było niespotykane przed soborową reformą liturgii. Częściej odbywały się też rekolekcje dla młodzieży. To pierwsze duszpasterstwo tworzyli ludzie dziesięć lat młodsi od ks. Wojtyły - m.in. Jurek Ciesielski. Ja byłem 19 lat młodszy. Związałem się z tą grupą dopiero po maturze.
Pani była jeszcze młodsza i z Karolem Wojtyłą poznała się przez siostrę.
TM: Dzięki mojej siostrze Marysi, starszej ode mnie o 6 lat. W tym domu, w którym rozmawiamy [przy ul. Mikołajskiej - przyp. red.] odbywały się potańcówki - tzw. fajfy po wycieczkach turystycznych. Karol Wojtyła przychodził zawsze na część takiej imprezy. Krążą różne legendy na temat tych spotkań - mogę powiedzieć, że Wujek nigdy nie tańczył. Ale śpiewał bardzo chętnie, bo zawsze była też gitara. Wówczas bardzo zbliżał się z naszymi rodzicami - tak było w każdym domu. Bardzo o to dbał. Piotra rodzice zmarli w trakcie wojny, ale takie posiadówki były w domu jego ciotek, w którym Karol Wojtyła także bywał.
PM: Mężowie obu ciotek zginęli w Katyniu…
TM: Także z tego powodu miał szczególne podejście do tej rodziny. W czasie tych spotkań miał okazję poznawać naszych rodziców. Muszę powiedzieć, że z moim ojcem był bardzo blisko. Do tego stopnia, że niektórych rzeczy bardzo osobistych o moim ojcu dowiedzieliśmy się właśnie od niego.
Co się śpiewało na fajfach?
TM: Pieśni nie tylko religijne, ale różne - patriotyczne, ludowe, ballady… Jedna była zarezerwowana tylko dla niego. W 2002 r. byliśmy w Castel Gandolfo z naszym najmłodszym synem i wnuczką. Po kolacji zaczęły się śpiewy. Ks. Dziwisz był już do nich przyzwyczajony, a ks. Mieciu [abp Mieczysław Mokrzycki - przyp. red.] chłonął to wszystko z zadziwieniem.
PM: To była Bokserska ballada o pojedynku Maxa Schmelinga z Joe Louisem. Kończył to słowami: „u nas we Lwowie też w mordę biją, tylko nikt za to nie płaci” (śmiech).
TM: Przeszliśmy do ostatnich lat, a pytał pan o początki… Ks. Karola Wojtyłę poznałam w roku 1960 w tym domu. Miałam 16 lat. Pozwolono mi wówczas pierwszy raz pójść w Bieszczady z grupą studentów z jego duszpasterstwa, do którego należała moja siostra. Jak raz poszło się na wycieczkę, to już się zostawało.
PM: Trzeba pamiętać, że te górskie czy kajakowe wyprawy odbywały się w wakacje. A przez cały rok dla tej grupy, którą my nazywaliśmy „paczką”, a Jan Paweł II nazwał „środowiskiem” były dni skupienia, rekolekcje i wiele okazji do spotkań i rozmów indywidualnych na Kanoniczej.
TM: To był kontakt rodzinny. Myśmy to sobie kiedyś uzmysłowili, że po ciotkach Piotra i moich rodzicach to był najbliższy dla nas człowiek. O wszystkim wiedział. We wszystkim brał udział. Udzielał ślubów, chrzcił dzieci. W tym pokoju odprawiał mszę św. w Boże Narodzenie, gdy moja mama była bardzo poważnie chora. Miał tysiące spraw na głowie, ale miał poczucie, że trzeba być z ludźmi.
Piotr miał obronę doktoratu. Wujek się o tym dowiedział i mówi: „To spotkanie po doktoracie zrób na następny dzień, bo w tym ja nie mogę”.
Rozumiem, że i dla niego i dla państwa jego obecność przy takich okazjach była czymś naturalnym.
TM: Bardzo to sobie ceniliśmy. To było wprawdzie naturalne, ale towarzyszyło nam poczucie zażenowania, że pamiętał np. o naszych rocznicach ślubu i zapowiadał, że odprawi za nas mszę.
PM: Gdy zamieszkał już w pałacu arcybiskupim odbywały się tam przecież kinderbale. Siostry to dzielnie znosiły…
Gdy zaczęli państwo rozważać małżeństwo, to żywo się tym zainteresował. Kontaktował się m.in. z pana ciotkami, które pana wychowały. To było poczucie odpowiedzialności duszpasterza?
PM: Wychowywałem się w domu, gdzie było 8 kobiet. Dwie moje babcie, dwie moje ciotki i cztery siostry. Zdawał sobie sprawę, że potrzebuję jakiegoś męskiego opiekuna. W tym sensie czuł swoją odpowiedzialność, jaką miałby ojciec czy wujek.
TM: Dostaliśmy taką karteczkę od cioci Heli, na której napisał do niej: „ciociu, musimy się spotkać i poważnie porozmawiać o planach Teresy i Piotra”. Spotkał się z nami. Zwracał uwagę, że jestem młoda, dopiero zaczęłam studia. Pytał, czy sobie poradzimy. Przekonaliśmy go.
Ślub był w kaplicy Stefana Batorego na Wawelu.
TM: Byliśmy dość wcześnie, ale i tak był przed nami i się modlił. Gdy przechodził do zakrystii, złapał mnie za rękę i mówi: „nic się nie bój, bo ja sam w strachu”.
Jak zapamiętali państwo 16 października 1978 r.?
TM: Dostaliśmy informację od koleżanki, która nasłuchiwała Radia Watykańskiego. Pierwsza moja reakcja to żal. Że go nie będzie w Krakowie. Ponoć byli ludzie, którzy spodziewali się tego wyboru. Myśmy absolutnie się nie spodziewali.
PM: Kraków wówczas reagował. Szło się do kościołów na msze i na Franciszkańską.
TM: Poruszenie było niesamowite. Wielkość tego, co się wtedy wydarzyło, docierała do nas powoli.
Ale sam zapewnił Środowisko, że „Wujek zawsze zostanie Wujkiem”.
TM: Napisał to w liście do Środowiska. Ale wcześniej zapewnił nas o tym, gdy został biskupem.
PM: W naszych relacjach nic się nie zmieniało. Poza kościołami, w których np. chrzcił nasze dzieci. Gdy mieszkał na Kanoniczej, to była to katedra. Gdy przeniósł się na Franciszkańską - kaplica w pałacu arcybiskupim.
Ale dość tych anegdotek. Dobrze byłoby zacząć mówić o tym, czy ktoś czyta to, co napisał.
Zapytam jeszcze jedną anegdotę, która pokazuje też wielkość Karola Wojtyły. Pani jest muzykologiem, a pan fizykiem. Zdarzało się, że zawozili państwo papieżowi swoje prace naukowe. On zabierał je do sypialni, a następnego dnia potrafił na ich temat merytorycznie rozmawiać.
TM: Mąż przywoził np. raporty Instytutu Fizyki Jądrowej z eksperymentów, w których brał udział. A Karol Wojtyła znał bardzo wielu fizyków.
PM: Szerokie kontakty z ludźmi nauki nawiązał już w Krakowie. Problem relacji nauka-wiara był dla niego zawsze ważny. Słynne spotkania ze światem nauki w Castel Gandolfo to było przedłużenie spotkań, które odbywały się w Krakowie.
TM: Ja zawiozłam moją książkę habilitacyjną o twórczości rosyjskiego kompozytora Musorgskiego. Rzeczywiście pytał później o wątki związane z filozofią Bierdiajewa, o których wspominałam w tej pracy. To było rzeczywiście niesamowite. Innym razem zawiozłam mu pracę mojej magistrantki, która dotyczyła muzyki powstałej z inspiracji Janem Pawłem II. Napisał do niej list, dziękując za tę pracę. Żywo się tym interesował. Piotra też często pytał, czym aktualnie zajmują się w swoim instytucie.
PM: Był fantastycznie wyposażony przez Ducha Świętego. Podczas odpisywania na listy czy lektury siostra czytała mu na głos drugą książkę.
Mówiliśmy o tym, co czytał Jan Paweł II, a co z jego twórczości państwo czytają? Środowisko spotykało się w tzw. zespołach synodalnych i rozważało jego kolejne dzieła.
PM: Spotykaliśmy się raz w miesiącu. Nawet gdy nie było w naszym gronie żadnego specjalisty, to każdy spoglądał na te teksty z innej perspektywy, dorzucał coś w dyskusji. To było bardzo wartościowe.
TM: Przeczytaliśmy praktycznie wszystkie teksty Jana Pawła II - encykliki, adhortacje, rozważaliśmy kolejne cykle katechez środowych.
PM: To nie były łatwe teksty. Gdy zaczęliśmy czytać poezje Karola Wojtyły, to miałem wrażenie, że poznaliśmy jeszcze innego człowieka. Żałowałem, że czytaliśmy je w większości po jego śmierci i nie mogliśmy już o pewne rzeczy zapytać. W niektórych wierszach było widać obrazy. Gdyby miał więcej czasu, to pewnie by też malował…
Wydane pięć lat temu „Kazanie na Areopagu” z niepublikowanych wcześniej katechez, które powstały w czasie pielgrzymki do Grecji po drugiej sesji Soboru Watykańskiego II - to jest fenomenalna katecheza dla współczesnego człowieka.
TM: Ale to jest trudne, bo to wczesny okres - czas soboru.
PM: Pan Bóg nie jest łatwy. Trzeba się z tym oswajać na różne sposoby. Mnie się wydaje, że całe te kryzysy biorą się trochę z tego, że mamy strasznie mało przeczytanego Wujka… Zamiast stawiać pomniki, warto przeczytać przynajmniej jedną jego książkę i mieć ją przemyślaną. Gdyby każdy z nas miał w sobie taką cząstkę papieża, to byłby zaimpregnowany przed tymi rozmaitymi głupstwami.
Co z Karola Wojtyły jest dzisiaj aktualne?
TM: Dzisiaj bardzo aktualne są wszystkie sprawy związane z Ukrainą i Kościołem greckokatolickim. Wizyta Jana Pawła II na Ukrainie w 2001 r. była ewenementem. To był pierwszy człowiek, który na Ukrainie mówił do Ukraińców po ukraińsku. Ówczesny prezydent Kuczma nie mówił wówczas po ukraińsku…
PM: Myślę, że niezależnie, co się weźmie do ręki i zacznie rozważać, to będzie wartościowe. Sam bym polecał tych 13 katechez na Areopagu.
TM: Dodałabym jeszcze encyklikę o Bożym miłosierdziu - Dives in misericordia. Z kolei w czasie zbliżających się Dni Jana Pawła II, które organizują uczelnie krakowskie, hasłem przewodnim będą słowa z innej encykliki Fides et ratio. Problem nauka-wiara jest ciągle aktualny.
PM: Bogactwo tekstów Jana Pawła II jest tak wielkie, że każdy może znaleźć coś dla siebie. Mimo że są to teksty trudne.
TM: Bardzo proste do zrozumienia są homilie wygłaszane w Polsce. To z jednej strony ujawnianie pewnych prawd, a z drugiej arcydzieła sztuki aktorskiej.
PM: Ostatnio wybraliśmy się na spacer po Plantach i na wysokości Muzeum Archeologicznego była wystawa prezentująca poezję Karola Wojtyły. Byliśmy chyba jedynymi, którzy zatrzymywali się przed tymi planszami.
TM: Było nam bardzo przykro. Mamy też nowe krytyczne wydanie wszystkich - wcześniej też nieznanych - poezji Karola Wojtyły, opracowanych przez zespół pod kierunkiem prof. Jacka Popiela, rektora UJ.
PM: Jakby część odważnych Polaków zdecydowała się mieć taką książkę, to może od czasu do czasu zajrzeliby do środka. To byłoby najprawdopodobniej najlepsze uczczenie Jana Pawła II. Nie mamy wielu takich postaci w historii Polski. A takich, które dokonałaby takich rzeczy jak Ojciec Święty, to trudno wskazać. Jak można było zgubić tę skalę, tę wielkość? Wolność pisania bzdur jest przerażająca.
Gdzie państwo szukają przyczyn wzmożenia ataków na Jana Pawła II, które zaczęły się w ubiegłym roku?
PM: W głupocie. Rzeczy złe i głupie mają niezwykłą łatwość w opanowywaniu ludzkich umysłów. Dużo ludzi daje się na to nabrać. Niestety, nie wyłączając profesorów…
Stowarzyszenie Środowisko Ks. Karola Wojtyły - Jana Pawła II, do którego państwo należą, w grudniu ubiegłego roku wydało bardzo esencjonalne oświadczenie: „Ksiądz Karol Wojtyła - papież Jan Paweł II był Polakiem o największym autorytecie w historii. Jego wielkość budowana była na fundamencie świętości. Kochał Boga, kochał ludzi, kochał świat. Przypominał światu wartości fundamentalne: prawdę, dobro i piękno, a także pokój i dialog. Nasze Stowarzyszenie pragnie o tym świadczyć”.
TM: Zastanawialiśmy się, jak reagować na te idiotyczne akcje. Stwierdziliśmy, że nie będzie nic lepszego od podkreślenia absolutnej czystości, świętości, mądrości, wielkości Jana Pawła II. Poza bezczelnością i niemoralnością całej tej historii dziwi to, że można przyjąć strategię niszczenia tego, co najwartościowsze w tym kraju.