To silniejsze od nas: oceniamy innych po wyglądzie. Ktoś ładny - myślimy - to też i mądry, i miły

Czytaj dalej
Fot. 123rf
Maria Mazurek

To silniejsze od nas: oceniamy innych po wyglądzie. Ktoś ładny - myślimy - to też i mądry, i miły

Maria Mazurek

Obsesyjnie myślimy o swojej urodzie. Odchudzamy się i ćwiczymy - nie dla zdrowia, a dla urody. To nasz kapitał. Bo atrakcyjni ludzie po prostu mają w życiu znacznie łatwiej. Rozmowa z dr. Grzegorzem Kubińskim, socjologiem z Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie, zajmującym się estetyką i kanonem piękna

Czy łatwiej być ładnym?

Tak. To smutna prawda o nas, ludziach: oceniamy innych po wyglądzie. Nasz mózg chce symetrii i piękna. Osobom ładnym, atrakcyjnym z góry przypisujemy dobre cechy - uczciwość, empatię, szczerość, intelekt. Piękni ludzie wzbudzają w nas większe zaufanie i sympatię. Osoby z jakimś defektem będziemy uważać za niegodne zaufania. I będziemy je stygmatyzować. Wiem z autopsji, że wystarczy być rudym, żeby traktowano nas odmiennie. Bo jak rudy, to kłamie i zdrajca. To kwestia kulturowa: Judasz, rudy lis, co dusił kury i tak dalej. Przykładów takich „defektów” jest znacznie więcej: żydowski nos, małe, blisko rozstawione oczy, łysina - to wystarczy, żeby mieć pod górkę. Atrakcyjność fizyczna na pewno jest więc kapitałem. Ci, którzy tego uroku, doskonałości cielesnej nie mają, muszą „nadrabiać” w inny sposób.

Grubym portfelem?

Niestety. To przede wszystkim odnosi się do mężczyzn. Ci niemieszczący się w kanonie piękna mogą „nadrobić” innym kapitałem - społecznym, zawodowym, intelektualnym.

Tylko co to w zasadzie znaczy: kanon piękna? Co znaczy: być ładnym człowiekiem?

No właśnie. Ten kanon przecież się zmieniał. Szczególnie w przypadku kobiet. Jak spojrzymy na Wenus z Wilendorfu, figurkę z okresu paleolitu, to ona przedstawia bardzo grubą kobietę: wielki brzuch, wielkie pośladki, dużo tłuszczu. Tak zwane kobiece kształty - widzimy to chociażby po malarstwie - były pożądane aż do XIX wieku. Kobiety bowiem, przepraszam za bezpośredniość, miały służyć przede wszystkim do rozrodu (a wielkie biodra, piersi, sporo tkanki tłuszczowej miały gwarantować pomyślną ciążę, poród, wykarmienie dziecka), względnie do pracy na roli. Definitywna zmiana tego kanonu, jak wszystko w naszej kulturze, wiąże się z XIX wiekiem. Do tej pory obfite kształty - również „szlacheckie brzuchy” u mężczyzn - były synonimem dobrobytu. A w XIX wieku stają się synonimem zaniedbania. Ludzie chcą być szczupli, kobiety chcą ukrywać pod gorsetami swoje kształty, dobrze do tego, żeby były blade, żeby wyglądały na chore. Później, od XX wieku, ten kanon zmienia się jeszcze kilkukrotnie (w latach sześćdziesiątych w modzie są bardzo chude chłopczyce, w latach osiemdziesiątych gwiazdy fitness, a teraz kobiety nieprzypakowane, ale rozciągnięte, najlepiej trenujące jogę), ale otyłość już nigdy nie wróciła do łask.

Bo też wiemy, że jest niezdrowa.

Zgadza się, chcemy być szczupli, bo chcemy być zdrowi, ale nie tylko dlatego. Nawet: nie przede wszystkim dlatego. Badania pokazują, że większość osób ćwiczących fizycznie czy przechodzących na dietę nie robi tego dla swojego zdrowia. Robią to dla urody. Ćwiczą, bo chcą ładnie wyglądać, a szczupła sylwetka jest teraz uważana za atrakcyjną.

No chociaż pojawiają się modelki plus size.

Sama nazwa jest patologiczna. Jeśli dopuszczamy do świata mody kobiety o wyższych rozmiarach, nie nazywajmy je „plus size”. I tak noszą rozmiar mniejszy niż statystyczna kobieta uchodząca za grubą. To po pierwsze. Po drugie - poza tym, że są trochę grubsze - to ich ciała są jędrne, gładkie, kolor skóry jednolity, świeży, a twarz - piękna. Nie prowadźmy hipokrytycznej narracji, że to „zwykłe” kobiety. Moda niby odczarowuje piękno, otwierając się na „zwykłe” kobiety z defektami, ale pod tym warunkiem, że wszystko pozostałe w tej osobie jest idealne. Weźmy popularną modelkę chorą na bielactwo, Winnie Harlow. Owszem, dziewczyna ma bielactwo, ale plamy na jej twarzy są symetryczne. Widziałem setki osób z bielactwem, ale ich plamy nie są symetryczne, a ich twarze tak piękne jak jej. Tak samo mam wątpliwości, czy otyłej kobiecie doda otuchy, jak zobaczy modelki „plus size”.

Tym bardziej że chyba nie zależy nam na tym, żeby promować grubszą sylwetkę? W naszej części świata to jednak otyłość, a nie niedożywienie, jest przyczyną większej liczby chorób.

I otyłość, i anoreksja to są choroby. Tyle że czasem mam wrażenie, że pierwsza jest „dobrą chorobą”, a druga „złą”. Dopuszczamy jedną jednostkę chorobową - otyłość - i nawet zaczynamy ją afirmować, a z drugą intensywnie walczymy. Niekonsekwencja.

Zmieni nam się ten kanon piękna tak, że w modzie będą grube sylwetki?

Na pewno nie za prędko. W ogóle to jest ciekawa sprawa z tym zmieniającym się kanonem piękna: ciągle czegoś szukamy, ale sami nie wiemy, czego. Nie potrafimy raz na zawsze zdefiniować piękna, powiedzieć, co jest atrakcyjne.

Czytaj więcej:

  • jacy panowie podobają się paniom, a jakie panie - panom?
  • dlaczego mężczyźni boją się pięknych kobiet? 
Pozostało jeszcze 59% treści.

Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.

Zaloguj się, by czytać artykuł w całości
  • Prenumerata cyfrowa

    Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.

    już od
    3,69
    /dzień
Maria Mazurek

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.