Tomek Brzeski i jego najważniejsze zawody w życiu - bieg po zdrowie!
Podczas zawodów w Zakopanem uderzył głową w skałę. Cudem uniknął śmierci. Ma ubytek mózgu. Teraz żmudnie walczy o powrót do zdrowia. Rodzina zbiera na operację. Potrzeba 120 tys. zł.
- Tego co się stało nigdy nie nazwałyśmy tragedią, ani nieszczęściem - podkreśla 19-letnia Ewa Brzeska, córka Tomasza. - Nie złamała nas ta sytuacja, bo tata nas nauczył jak być silnym - dodaje. Nauka nie poszła w las, patrząc na pogodę ducha z jaką pani Agnieszka z córkami opiekują się mężem i tatą, ma się wrażenie, że to kobiety, silniejsze od skały na Zawracie.
Sto dni po wypadku
- Tomek, wstań, pojedziemy na spacer, pomogę ci przesiąść się na wózek - mówi Agnieszka do męża.
- Nie, ja sam, poradzę sobie - odpowiada stanowczo mężczyzna.
- Trudno mu się pogodzić z tym, że potrzebuje pomocy. Pomoc lekarzy i rehabilitantek przyjmuje, ale mi próbuje za wszelką cenę udowodnić, że da radę. Udaje twardziela - szepce kobieta uśmiechając się łagodnie do męża.
W przytulnym parku za „RehStabem” w Limanowej, czeka już na nich ulubiona ławeczka.
Na wspomnienie wypadku Agnieszce Brzeskiej wilgotnieją oczy, nic dziwnego, że nie chce wracać do wspomnień.
- Rokowania były tak złe, że jadąc do szpitala modliłam się tylko, by zdążyć się z nim pożegnać - ociera dłonią łzy.
Potem była walka o każdy dzień, radość, kiedy po dwóch miesiącach po raz pierwszy otworzył oczy, niezdarnie kreśląc na kartce słowo: kocham.
Najtrudniejsze chwile są już za nimi. Tomek nie odpuszcza. Trzy razy dziennie ćwiczy, potem ma zajęcia z neurologopedą, psychologiem, później masaż.
- Mąż jest psychicznie silnym człowiekiem, wiemy, że jeśli tylko organizm pozwoli, będzie parł do przodu - mówi żona.
- Zmęczony? - pyta Ewa.
- Trochę, ale ćwiczymy dalej - odpowiada 45-latek.
- Typowy tata - dziewczyna komentuje z uśmiechem.
Dwa tygodnie temu jej ojciec miał tomografię. Na zdjęciach widać zmiany w prawym, uszkodzonym płacie czołowym. Zdaniem lekarzy to jest nieodwracalne.
- Przyjmuję to do wiadomości, ale wierzę w inny scenariusz, już nie przez człowieka wymyślony - mówi z przekonaniem Agnieszka.
Wiara w Boga i modlitwa to dwa filary, dzięki którym nie straciła nadziei.
Dziewiątego lipca minęło sto dni od wypadku. Tomasz Brzeski po raz pierwszy dostał przepustkę do domu. Pojechał do Rytra. Cieszył się jak dziecko.
- Po obiedzie oglądaliśmy zdjęcia, rozpoznawał kolegów i rodzinę. Później zasnął jak dziecko. Przyglądałam mu się tak, jak 20 lat temu, gdy zaczynaliśmy wspólne życie i tak samo cieszyłam się z jego obecności - rozczula się Agnieszka.
a
Miłość od podstawówki
Poznali się, kiedy Agnieszka była w czwartej klasie podstawówki, a Tomek w pierwszej klasie technikum. Trenowali w jednym klubie.
- Tomek się mnie trochę wstydził. Choć młodsza, byłam zdecydowana, z silną osobowością, sport był dla mnie na pierwszym miejscu. Nie myślałam o chłopakach, to on był bardziej zainteresowany mną, niż ja nim - uśmiecha się.
Zamknięty w sobie, cichy, skromny, prosty… Chyba tą prostotą w końcu zdobył serce Agnieszki. Zdecydowali, że razem pójdą na studia. Potem byli już jak papużki nierozłączki. Oświadczył się jej w górach. Kiedy pojawiła się ich pierwsza córka Ewa, to było takie przypieczętowanie miłości.
- Nie zmieniłabym niczego, co zdarzyło się w moim życiu, nigdy. Tego wypadku też bym nie odwróciła, bo uważam, że w tym jest jakiś Boży plan - mówi Agnieszka.
Wróci tamten Tomek...
Nie ma żalu do organizatorów zawodów w skialpinizmie, podczas których zdarzył się wypadek Tomka. Uważa jednak, że trasa nie była przez nich odpowiednio zabezpieczona. Nie została nawet zamknięta dla turystów. - Nie mnie osądzać, kto zawinił, wybaczyłam - kwituje.
Teraz, kiedy odzyskuje Tomka po strasznym wypadku, czuje, jakby los podarował go jej po raz drugi.
- Ciepły, rodzinny, troskliwy, silny motywator - nie odpuszczał dziewczynom w domu i na treningach - mówi o swym mężu. - Nigdy nikogo nie oceniał, zawsze w każdym widział dobro, każdemu starał się pomóc. Taki był i taki, wierzę, że do mnie wróci...
Biegnij tato! Biegnij!
Rok 2015. Pan Tomek biegnie ulicą Nowego Sącza w „Sądeckiej Dysze” (bieg na 10 kilometrów między Nowym i Starym Sączem). Nagle słychać dziewczęcy krzyk: tato! I z tłumu do biegacza wyrywa się kilkuletnia dziewczynka z butelką wody do picia. Brzeski bierze wodę i tak biegną dalej kilkadziesiąt metrów razem. On i jeden z jego najwierniejszych kibiców - córeczka Madzia. Do oddalającego się mężczyzny jeszcze długo dolatuje krzyk kilkulatki: Biegnij tato! Biegnij!
Pani Agnieszka z córkami towarzyszyła podczas wszystkich zawodów. Ona i ich „trzej muszkieterowie” w spódnicach: Ewa (19 lat), - duchowy mocarz, wulkan pozytywnej energii, Dominika (13 at) skryta, ale niezwykle wrażliwa, charakter Tomka i Madzia (11 lat) - chodzące dobro. Dziś też, jak wtedy, wiernie kibicują mu w tym najważniejszym biegu w jego życiu.
- Pamiętam jak podczas ostatnich zawodów tata zszedł z roweru, a ja masowałam mu nogi, bo nie miał siły nimi ruszać - opowiada córka Ewa.
- Walcz tato, jak tego dnia, jesteś na starcie, biegnij, my czekamy na ciebie na mecie! Wiem, że jest ci trudno, ale nie trafiło na słabego - dodaje.
Tomasza Brzeskiego czeka trzyetapowa, rozłożona na cztery miesiące operacja, polegająca na wszczepieniu implantu i uzupełnieniu ubytku kości. Koszt 120 tys. zł. Zabieg trzeba przeprowadzić w ciągu 7 miesięcy od wypadku. Operacja przyśpieszy rehabilitację, odciąży mózg od ciężaru skóry, zwiększy bezpieczeństwo. Planowany termin to listopad, grudzień. Każdy, kto chce wesprzeć sportowca może dokonać wpłaty. FUNDACJA NA RATUNEK, Numer konta bankowego (Łącki Bank Spółdzielczy): 64 8805 0009 0047 9314 2000 0020 z dopiskiem „pomoc dla Tomka”.